Było grane! Planszowe podsumowanie miesiąca (styczeń 2022)

Nie wiem jak u Was, ale u mnie styczeń zazwyczaj jest dość dobrym miesiącem, jeśli chodzi o granie. Wreszcie można na spokojnie potestować grudniowe zakupy, jest za zimno na wychodzenie z domu, same sprzyjające okoliczności. Tym razem swoimi growymi doświadczzeniami podzielą się Marcin, Łukasz Hapka i Ewa.

Marcin – małe pudełka, wielkie gry (Kartografowie, Załoga: Wyprawa w Głębiny)

Mimo, że styczeń obfitował w warte uwagi premiery, to u nas najczęściej na stole lądowały dwie gry, które już jakiś czas goszczą w naszej kolekcji.

Pierwsza to Kartografowie – flip&write, w którym tworzymy mapę fantastycznej okolicy. Jeśli nie gram dłuższy czas w jakiś tytuł, to potrafię zapomnieć, jak dobry faktycznie jest. Po Kartografów sięgnęliśmy z okazji premiery dodatków, pierwszy raz od dawna – i przypomniałem sobie, że to jedna z moich absolutnie ulubionych gier. Tetrisowe kształty, citybuildingowe pilnowanie zależności między typami terenu, zawsze inny zestaw celów, a teraz jeszcze dodatkowo: nowe mapy, mocno odbiegające od tych z podstawki. Mało który tytuł jest w stanie zmieścić tyle regrywalności i różnorodności w tak małym pudełku.

alt

Druga gra, która rządziła w naszym domu w styczniu, to Załoga: Wyprawa w Głębiny. Jakiś czas zwlekaliśmy z zakupem nowej Załogi, mimo, że oboje z żoną jesteśmy wielkimi fanami części pierwszej. Zniechęcało nas jednak przekonanie, że przecież trudno zrobić tę grę jeszcze raz, lepiej. Więc dostaniemy w najlepszym przypadku więcej tego samego.

Okazuje się, że można było Załogę zrobić jeszcze lepiej. Jedynka była świetną grą kampanijną – ale granie pojedynczych misji polegało na wyszukiwaniu w książeczce ze scenariuszami tych ulubionych i proponowaniu: „o, ten zagrajmy, ten był dobry!” Druga część wręcza nam talię, która generuje losowe scenariusze przed każdą rozgrywką – i jest to niesamowicie fajna zmiana. Mimo kilkudziesięciu rozgrywek – nadal nie zagraliśmy nawet jednego scenariusza z kampanii drugiej Załogi. Tak wciągające jest granie pojedynczych scenariuszy. Za każdym razem inne, za każdym razem zaskakujące. Więc po raz kolejny: mało który tytuł jest w stanie zmieścić tyle regrywalności i różnorodności w tak małym pudełku.

alt

Łukasz H. – nowości LDG (Destinies, Dice Throne)

Właściwie styczeń nie był zbyt obfity w granie, ale kilkoma moimi odkryciami się podzielę.
Przede wszystkim sięgnęliśmy wraz z Krzyśkiem Pilchem po nowości od Lucky Duck Games. Udało nam się m. in. rozegrać dwa scenariusze w Destinies. Świetny klimat, fabuła, a do tego sporo wyborów. Widać, że świat będzie robił się coraz większy, a scenariusze bardziej złożone. Cały czas przygotowujemy się do „wypełnienia przeznaczenia”, co jednak nie znaczy, że nie musimy zbierać ekwipunku i podbijać naszych statystyk. Sprawę jak dla mnie trochę psuje rozgrywanie kolejnych scenariuszy zupełnie innymi postaciami, ale to jedno przeboleję. Ciekaw jestem, co wydarzy się dalej… W końcu w pudełku zostało jeszcze sporo figurek i niewykorzystanych kart.
 
Drugim odkryciem było Dice Throne. Wydaje się, że zwykła nawalanka. Mimo to kolejne postacie (a ograliśmy trochę sezon 1) różnią się. Każda opiera się na czymś innym. Ostatecznie wszystko często rozbija się o pomyślny rzut kostką, ale przy tak krótkiej grze, to wybaczalne. Z całą pewnością do spróbowania (także w wariantach wieloosobowych).
alt
 

Ewa – gorące nowości (Obsession, Dice Throne)

W styczniu dotarło do mnie długo wyczekiwane Obsession. Jest to gra o XIX wiecznych ziemiańskich rodzinach należących do angielskiej śmietanki towarzyskiej.  Wydajemy przyjęcia, odnawiamy posiadłość, zapraszamy gości, a przede wszystkim próbujemy zyskać przychylność najbardziej wpływowej rodziny w Derbyshire.
 
Mamy trochę losowości, planowania i ogromną dawkę wiktoriańskiego klimatu. Obsession to gra ciekawa i oryginalna, ale i nieidealna. Chętnie zobaczyłabym ją wziętą na warsztat przez jakieś duże wydawnictwo, które dopracowałoby ikonografię i instrukcję. Za to mimo drobnych wad sprawia mnóstwo frajdy. Historyjki jakie powstają w czasie gry, kiedy próbujemy ogarnąć gości, mogłyby posłużyć jako scenariusz do serialu w stylu Jane Austin.  Żeby nie było wątpliwości, Panowie bawią się przy tej grze równie dobrze jak Panie (przetestowano na mężczyznach). Pewną ciekawostką o grze jest to, że została wydana w całości przez jej projektanta i oparta została na grafikach należących do domeny publicznej.
alt
 
Drugim, niespodziewanym hitem stycznia okazało się Dice Throne. Początkowo nie byłam pewna, czy to aby na pewno to gra dla mnie. Jak się okazało niesłusznie. Szybka, pojedynkowa turlanka w komiksowej estetyce od razu podbiła moje serce. Dostępny na stronie oryginalnego wydawcy promocyjny komiks dodatkowo przypomniał mi Exalteda — kiedyś bardzo lubianego przez mnie erpega. 
 
Dice Throne to szybki pojedynek, w którym rzucamy kostkami tocząc pojedynek przy udziale naszych bohaterów. Gra ma spory element losowy — w końcu opiera się o kostki. Jednak doświadczenie, umiejętność dobrego szacowania prawdopodobieństwa oraz wykorzystania posiadanych zasobów są potrzebne. Ostatecznie wygrywa umiejętność, a nie tylko szczęście. Jest szybka, dynamiczna i od razu kusi żeby zagrać rewanż. Nawet nie sądziłam, że sprawi mi tyle frajdy.
alt

 

Grzesiek i cały zespół redakcyjny Board Times

Grzegorz Szczepanski