Piggy Pearls. Recenzja
Z tymi grami dla najmłodszych jest wieczny problem… Jak znaleźć taką, którą zrozumie przedszkolak, ale nie będzie się przy niej nudzić nastolatek? Najlepiej jeszcze jakby była niewielka, co by w podróż można było zabrać, a rozgrywka trwała dosłownie kilka/kilkanaście minut. Oczywiście nie może się też za szybko znudzić, żeby dziecko chciało do niej wracać. Zawsze te same problemy, a wiadomo, że takich idealnych gier dla maluchów jest doprawdy niewiele. W naszej rodzince sprawdza się np. Kto to zrobił, ale tu z kolei tematyka o kupie – nie dla wszystkich.
Piggy Pearls dotarły do mnie akurat przed urlopem, więc przetestowaliśmy jak ten tytuł sprawdza się z małymi i dużymi oraz czy spełnia nasze wygórowane wymogi. Najważniejszym recenzentem w tym wypadku jest oczywiście mój pięciolatek – wszak to on jest głównym właścicielem ;)
Spis treści
Informacje o grze
Autor: Stefan Kloß, Anna Oppolzer
Wydawnictwo: PIATNIK
Liczba graczy: 2-4
Czas gry: 15 min.
Wiek: 5+
Cena: ok. 70zł
Urocze świnki… tylko po co?
Przyznam, że osobiście zakochałam się już w samej okładce Piggy Pearls. Ponad to wewnątrz są cztery figurki uroczych świnek, które wyglądają przecudnie, chociaż podczas rozgrywki są w gruncie rzeczy zupełnie niepotrzebne, ale o tym później.
Tym czego faktycznie potrzebujemy do gry są karty, płytki błota oraz kolorowe talerzyki (korytka). Elementy są kolorowe, przyciągają wzrok, jednym zdaniem: jak należy!
Nie ma się co tu zbytnio rozpisywać, w pudełku znajdziecie jeszcze instrukcje w kilku językach i tyle. Skąd więc cena 70 zł? Zapewne przez te figurki świń. Nie jestem fanką sztucznego podnoszenia ceny produktu przez dodawanie zbędnych elementów, także jeśli chodzi o mnie, to słaba zagrywka, zaś jestem niemal przekonana, że przedszkolaki znajdą wiele zastosowań dla czterech nowych świnek – zabawek. W gruncie rzeczy pudełko też mogłoby być nieco mniejsze. Same elementy nie zajmują dużo miejsca, dlatego gra poleciała z nami w tym roku na wakacje po przepakowaniu w woreczek strunowy.
Mam świnię!
Przygotowanie rozgrywki jest bardzo proste. Należy wybrać odpowiednią liczbę kart, potasować je i odkryć 3 wierzchnie. Następnie rozrzucamy płytki błota na stole tak, aby nie było widać pereł. Każdy gracz dostaje swoje korytko i świnkę w tym samym kolorze.
Gotowi? To “ryje do przodu”! Na to hasło wszyscy naraz zaczynają szukać pereł wśród żetonów błotka. Świnkę należy trzymać w jednym ręku tak, żeby obracać żetony błota tylko wolną ręką i to naprawdę wszystko do czego owe piękne figurki służą. Jeśli znajdziemy perły to wkładamy je do swojego korytka, puste żetony zostawiamy na stole. Gdy ktoś uzbiera perły w odpowiedniej liczbie i kolorach, (zgodnie z którąś z odkrytych kart) to mówi: “mam świnię” i wówczas trzeba sprawdzić czy perły w talerzyku zgadzają się faktycznie ze wzorem. Udało się? Świetnie – gracz zabiera kartę i kładzie przed sobą, na koniec gry zdobędzie tyle punktów, ile wskazuje cyfra w rogu. Jeśli zaś gracz się pomylił, wówczas oddaje jedną z wcześniej zdobytych kart i wkłada pod tą, którą chciał zdobyć. Teraz karta jest warta więcej – ten kto ją zdobędzie, dostanie również kartę spod spodu, czyli dodatkowe punkty za błąd przeciwnika.
Niestety po ukończonej rundzie (czyli gdy padnie “mam świnię”) pozostali gracze muszą wyrzucić swoje żetony pereł z korytek. Można zostawić sobie tylko jeden z uzbieranych w trakcie poszukiwań.
Gra kończy się, gdy w stosie będzie za mało kart, żeby uzupełnić rząd do trzech odkrytych. Liczymy punkty ze zdobytych wzorów, wygrywa oczywiście gracz z ich największą liczbą.
Wrażenia
W grze Piggy Pearls trzeba wykazać się szybkością, mieć trochę szczęścia i pamiętać co się zbiera. Przyznam szczerze, że jestem w nią fatalna! Muszę chwilę się zastanowić, którą kartę chcę zdobyć, następnie szukam i szukam, i wkładam te perełki, a gdy już prawie prawie mam, to słyszę “mam świnię”, wykrzyczane przez kogoś innego… Serio, idzie mi w nią tak źle, że podczas jednej rozgrywki na 3 zdobyte karty straciłam jedną i skończyłam z 7 punktami, gdy moje dzieci miały ich po kilkadziesiąt. Co prawda w końcu nabrałam wprawy i im więcej gramy, tym więcej kart udaje mi się zdobyć, niemniej nadal zawsze brakuje mi do chłopaków co najmniej kilkanaście punktów; oni też się wprawili i cwaniaki zbierają te bardziej wartościowe karty po 7, 8 punktów, a mi przypadają ochłapy po 3 i 4…
Cała rozgrywka trwa raptem kilkanaście minut, więc można grać znowu i znowu i znowu… Czy się nie nudzi po rozegraniu kilkudziesięciu partii? Pewnie jak każda gra – trochę tak, ale po kilku dniach przerwy jakoś ma się ochotę znów ją wyciągnąć, bo taka szybka i emocjonująca rozgrywka, bo zawsze znajdzie się ten kwadrans na zagranie, a że mój pięciolatek ją pokochał, to gramy i gramy. Początkowy szał już mu trochę minął i ostatnio przypomniał sobie, że na półce są też inne tytuły, także teraz Piggy Pearls sobie odpoczywa. Dostałam za to kategoryczny zakaz sprzedawania jej, więc zostaje w kolekcji na stałe.
Wiek na pudełku jest jak najbardziej adekwatny. Idealna dla pięciolatków, chociaż przyznam, że my też się przy niej nie nudzimy. W gronie dorosłych raczej bym do niej nie usiadła, chociaż… czasem na spotkaniach planszówkowych na dobicie i po kilku napojach wysokoprocentowych wyciąga się nie raz tego typu gierki i jakoś nikt nigdy nie narzekał.
Podsumowanie
Może z opisu gra brzmi banalnie i trywialnie, ale jaki mamy ubaw grając w Piggy Perls! Ile to emocji wyzwala w człowieku. Pościg za perłami i przekrzykiwanie się: “mam świnię!” i kłótnia, który pierwszy krzyknął. Jedno mogę rzec – to nie jest cicha gra. Przynajmniej nie przy moich rozemocjonowanych graczach. Któregoś razu wzięliśmy ją na basen i grając na kocyku trzeba było młodszego uciszać, żeby ludziom naokoło nie przeszkadzał hałasem. Nie spodziewałam się takiego rozgardiaszu i poziomu rywalizacji po tego typu gierce. Synowie zachwyceni, chociaż starszy dużo szybszy od młodszego, więc przedszkolak już nie bardzo chce z tym starszym grać, ale jak raz na jakiś czas wygra, to przez cały dzień go radość nie opuszcza :) W zasadzie to myślałam, że gra z kategorii 5+ to będzie coś, przy czym dziecko się bawi, a ja troszkę nudzę, ale w tym wypadku miejsca na nudę nie ma.
Ogólnie rzecz biorąc polecam jak najbardziej dla młodszych graczy, chociaż cena w moim odbiorze trochę nieadekwatna do zawartości, a figurki przez które Piggy Pearls tyle kosztuje można oddać dziecku do zabawy, gdyż przy samej rozgrywce wystarczy się pilnować, aby dobierać żetony jedną ręką.
- dynamika rozgrywki
- proste zasady
- emocjonująca (dla dzieciaków nawet za bardzo)
- ćwiczy spostrzegawczość oraz refleks
- nikt się nie nudzi podczas rozgrywki
- urocze świnki, które są zbędne podczas rozgrywki
- cena
Ocena:
(4 / 5)
Dziękujemy wydawnictwu Piatnik za przekazanie gry do recenzji.
Julia Gawrońska
Game Details | |
---|---|
![]() | |
Name | Piggy Pearls (2021) |
Złożoność | Light [1.00] |
BGG Ranking | Not Ranked [4.00] |
Player Count (Recommended) | 2-4 (Unset) |
Projektant/Projektanci | Stefan Kloß and Anna Oppolzer |
Grafika | Felix Wermke |
Wydawca | Piatnik |
Mechanizmy | Speed Matching |
- Opowieści z Pryncypii – rzut okiem - 21 sierpnia 2023
- Zamki Burgundii, czyli nowe szaty klasyka. Recenzja - 19 lipca 2023
- Biuro Śledcze: Śledztwa w Arkham i inne tajemnice. Recenzja. - 21 czerwca 2023