Western Legends, czyli jak zostać legendą Dzikiego Zachodu. Rzut okiem
Zachwycałam się już Western Legends na mitkaplays, na Instagramie, na grupie Gry Planszowe, więc co mi tam: i tutaj mogę się pozachwycać. Minęło trochę ponad tydzień od pierwszej partii a ja nadal z entuzjazmem myślę o tym tytule i w dodatku Board Times jest jego patronem medialnym, więc, jak widać: wszystko wskazuje na to, że powinnam o nim napisać.. Dlatego, kompletnie spontanicznie, jeszcze raz opowiem Wam, jak się cudownie bawiłam.
Spis treści
Podzielone zdania
Western Legends zbierają różne opinie i właściwie chyba wiem dlaczego – bo ja sama mam wątpliwości względem tego, czy rzeczywiście można o nich mówić per „gra”. Powód jest bardzo prosty: Western Legends to sandbox, czyli najprościej mówiąc sytuacja, w której gra daje nam jakieś akcje w konkretnych lokacjach, nakłada kilka mechanicznych obostrzeń i mówi „dobra, to teraz rób co chcesz”. Powiedziałabym, że to takie trochę RPG bez Mistrza Gry i odgrywania roli (nie mówię o wczuciu się w klimat, bo to jest zupełnie indywidualne, chodzi mi raczej o takie odgrywanie w sensie bycia postacią, którą się prowadzi – nie potrafię tego inaczej wyjaśnić, więc szczerze wierzę, że zrozumieliście co miałam na myśli). I zakładam, że właśnie dlatego, że jestem graczką RPG ten tytuł tak bardzo mi podpasował – ale gdy wspominam rozgrywkę zawsze używam zdania „bawiłam się świetnie”. I wierzę, że zwrot „bawiłam się” jest kluczem do zrozumienia, dlaczego Western Legends ma tylu fanów.
- Figurki
- Partia w pokera
Trochę o mechanice i o co w ogóle w tym chodzi?
Bardzo podoba mi się to, że mimo klimatu i bycia przygodówką, w Western Legends wcale nie ma aż tak dużo losowości – rzut kością jest tylko w jednym miejscu (na wydobyciu złota, więc całkiem logiczne, że to przedsięwzięcie nie zawsze może się udać), poza tym losowo dociągamy tylko karty historii (czyli takie jakby wspólne „misje”), karty pokerowe i karty walki NPC-ów. Warto tylko zwrócić uwagę, że w przypadku tych dwóch ostatnich losowy jest tylko dociąg, bo potem sami decydujemy o tym, jak zostaną użyte – kart pokerowych możemy użyć w walce, w grze w pokera lub zagrać jako akcję/bonus, a kart walki NPC-ów dobieramy kilka (w zależności od siły postaci) i to inny gracz „steruje” przeciwnikiem, więc ma realny wpływ na przebieg i konsekwencje konfrontacji, a nie „o, weźmy kartę i zobaczmy co nam wyszło”. Poza tym postaci mają ciekawe (i bardzo przydatne) asymetryczne zdolności. Asymetryczność dodatkowo podbijamy ekwipunkiem dodającym różne modyfikatory do umiejętności i wyborem ścieżki, bo przecież można być albo prawym kowbojem, albo takim, co szuka guza, kradnie i generalnie sieje postrach. Co ciekawe, złym można stać się zawsze, ale żeby ze złego wrócić do bycia dobrym trzeba najpierw zostać aresztowanym -no czy to nie jest klimatyczny majstersztyk? Chyba nawet z samego tego opisu widać, że rzeczywiście w Western Legends bardzo mocno czuć tą sanboxowość (mmm, niech żyje słowotwórstwo), ale to jak wygląda interakcja gracz – gra jest świetnie zaprojektowane i daje dużo frajdy.
Jeśli chodzi o mechaniki, to poza wspomnianym rzutem kością jest też Pick up and deliver, gra w pokera (do 3 kart na stole dokładamy 2 z ręki i liczymy sety jak w pokerze), walka, możliwość kupowania różnych rzeczy i właściwie z takich ważniejszych to wszystko – ale można tworzyć naprawdę fajne comba i szczerze mówiąc miałam momenty w których nawet sobie planowałam działania na następną rundę. Okazało się oczywiście, że trochę przegięliśmy z krowami i graliśmy źle dostarczając nie po jednej, a od razu po całym stadzie, ale szczerze mówiąc: to nawet lepiej, że jest ta reguła ograniczająca, bo to tworzyło szalone comba.
- Figurki, karty walki NPC-ów, pieniądze, karty pokerowe i żetony krów
- Figurki, żetony krów i karty historii (Story Cards)
Dla kogo i kiedy?
Póki co mam poczucie, że Western Legends to idealny tytuł dla wszystkich – pierwsze rundy tak czy owak są totalnie po omacku, ale potem zasady zaczynają się układać i samo idzie. Podobno im więcej graczy tym lepiej i z tym też raczej mogę się zgodzić: my graliśmy w 4 osoby i to było ok, ale chyba nawet wolałabym, żeby było nas np. 5.
Premiera Western Legends ma się odbyć jeszcze w tym roku, od razu z dodatkami – w jednym z nich podobno można wsiąść do pociągu i pojechać do zupełnie innej lokacji oraz grać w ruletkę. Chyba nie muszę dodawać, jak bardzo jestem tym, jak to się ładnie mówi, zajarana, prawda?
Małgorzata Mitura
Western Legends ukaże się na przełomie sierpnia i września tego roku nakładem wydawnictwa Funiverse. Board Times objął grę patronatem medialnym.
Game Details | |
---|---|
![]() | |
Name | Western Legends (2018) |
Złożoność | Medium [2.85] |
BGG Ranking | 279 [7.61] |
Player Count (Recommended) | 2-6 (3-5) |
Projektant/Projektanci | Hervé Lemaître |
Grafika | Roland MacDonald |
Wydawca | Kolossal Games, Board Game Box, Conclave Editora, Corax Games, Funiverse, Gém Klub Kft., Maldito Games, Matagot, MINDOK, MS Edizioni, Surfin' Meeple China and WoodCat |
Mechanizmy | Action Points, Area Movement, Betting and Bluffing, Card Play Conflict Resolution, Dice Rolling, End Game Bonuses, Hand Management, Pick-up and Deliver, Take That and Variable Player Powers |
- Howdy, partners! Western Legends – recenzja (Patronat Board Times) - 27 września 2019
- Western Legends, czyli jak zostać legendą Dzikiego Zachodu. Rzut okiem - 23 lipca 2019
- Kemet z dodatkiem Ta-Seti – recenzja - 13 maja 2019