“Rzuć sobie na Poczytalność”. Zew Cthulhu RPG – wrażenia

„Jesteście na miejscu. Stoicie przed dużym, zaniedbanym domem z zabitymi od wewnątrz oknami, otoczonym trawnikiem, którym już od dawna nikt się nie zajmował. Gdy wchodzicie na teren posesji wydaje się wam, że temperatura nagle trochę spadła, choć słońce nadal jest w zenicie. Wchodzicie na zbutwiałe stopnie, otwieracie zamek i popychacie drzwi, które z pewnym oporem i wyraźnym skrzypcięciem w końcu ustępują. Uderza was, że zamki wyglądają na niedawno wymieniane. Stoicie teraz w małej sieni, z której wychodzi korytarz. Jest ciemno i cicho. Oświetlacie korytarz lampą i widzicie, że po prawej stronie jest troje, a po lewej dwoje drzwi. Korytarz kończy się schodami, jedne prowadzą na górę, drugie na dół, coś wam mówi, że prawdopodobnie do piwnicy. Nagle nad waszymi głowami, jakby z jakiegoś pomieszczenia nad wami, rozlega się dźwięk przesuwania czegoś bardzo ciężkiego…” Zobaczyliście to? To witamy w Zewie Cthulhu!

Informacje o grze

 


Zew Cthulhu (7 edycja) to gra fabularna, osadzona w świecie mitów H.P. Lovecrafta. Jeden z graczy wciela się w rolę Strażnika Tajemnic (narratora, tzw. Mistrza Gry/Game Mastera), pozostali uczestnicy gry – w Badaczy Tajemnic, bohaterów z przypadku, którzy będą próbować powstrzymać mroczne siły przed przejęciem kontroli nad naszym światem.

Zew Cthulhu RPG ufundował się na portalu wspieram.to w 23 minuty i jest na najlepszej drodze do odblokowania wszystkich celów dodatkowych. Kampania trwa do 30 listopada 2018 r.

Złe dobrego (choć czy to odpowiednie słowo?) początki

Jestem z tych planszówkowiczów, którzy niezbyt entuzjastycznie przyjmują łączenie naszego hobby z wszelaką fantastyką – a że te fantastyczne wydarzenia przyciągają zwykle też cosplayowców i RPG-owców, to i cosplay i RPG traktowałam raczej jako zło konieczne. Zresztą jako klasyczny eurosucharowiec z jakimkolwiek klimatem mam wspólnego tylko tyle, że co najwyżej preferuję ten cieplejszy i to raczej na wakacjach, a nie w grach. Więc gdy prawie rok temu byłam wolontariuszką na ZjaVie i w Gżdaczroomie chłopaki opowiadali o larpach w czasie Twierdzy, a w korytarzach game masterzy mniej lub bardziej udolnie prowadzili sesje, ja tylko kiwałam głową z udawanym zrozumieniem i zastanawiałam się, skąd się w ogóle w ludziach bierze potrzeba grania w coś takiego.

Jak już wielokrotnie się okazało, los bardzo lubi sobie ze mnie żartować i no cóż, i tym razem nie omieszkał. Dwa miesiące temu wymyśliłam sobie, że chciałabym zmienić swoje życie zawodowe i że wymyślanie fabuł do gier komputerowych to jest to, co chcę robić. Nie wiem, jaki tok myślenia mnie do tej konkluzji doprowadził, ale potraktowałam ją bardzo serio i postanowiłam pouzupełniać braki. Ta sama droga szybko naprowadziła mnie też na równanie “fabuła = RPG” – i tak właśnie się „wkopałam”. Biorę to ostatnie słowo w cudzysłów, bo tak na poważnie to w zupełnie pozytywnym znaczeniu – przepadłam bez reszty.

Alternatywna rzeczywistość

Zaczęłam kampanię w D&D Forgotten Realms, zagrałam jedną sesję, spodobało mi się. Mniej więcej w tym samym czasie inny znajomy Game Master zaproponował mi sesję w Zew Cthulhu – 7. edycja, bo zaraz kampania na wspieram.to (to było jeszcze przed jej startem), są karty Badaczy, starter, idealnie. Bałam się, bo jestem z tych, co horrory oglądają przez palce, ale skoro RPG mi się spodobało to dobra, grajmy.

Wiecie, ja rozróżniam pewne bardzo podobne do siebie pojęcia. I chyba „bać się” nie jest najlepszym określeniem tego, co czułam w trakcie sesji. Bo z każdą kolejną odkrywaną tajemnicą, z każdym coraz wyraźniejszym znakiem, że coś na nas czyha, czułam nie tyle strach, co rozlewającą się po ciele grozę. Banie się jest tylko chwilowe, a groza sprawia, że wystarczy tylko przywołać jakiś obraz i wspomnienia z nim związane napawają cię lękiem – takim, którego nie jest łatwo się pozbyć. Nic więc dziwnego, że po skończonej sesji jeszcze całą noc rzucałam kośćmi, chodziłam po Bostonie i co chwila się budziłam, bo te dwie czynności robiłam oczywiście we śnie.

Po kilku kolejnych sesjach kampanii w D&D zagrałam w Zew jeszcze raz. Graliśmy w kompletnie inny scenariusz, bardzo dziwny i bardzo niejasny. Niewiele było strasznych momentów, ale wystarczyło kilka dziwnych zdań w trakcie i scena kończąca sesję, żebym znów poczuła właśnie nie strach, a grozę. I znów niby wszystko jest ok, ale gdzieś w głębi czuję irracjonalny niepokój – i ten sam niepokój czuję, gdy czytam na grupie Zewu Cthulhu, jak rozwija się scenariusz, który jest fabularnym tłem kampanii. Coś w tym systemie, czy może w tym uniwersum sprawia, że wystarczy mała wzmianka, a zdecydowanie mogłabym rzucić sobie na Poczytalność i na pewno by nie weszło. A mimo tego perspektywa sesji w Zew cieszy mnie jak dziecko i nie ukrywam, że ten system darzę szczególną sympatią.

Idealne początki obłędu

Nie jestem (jeszcze) RPGową wyjadaczką, ale poza dosyć specyficzną tematyką Zew Cthulhu jawi mi się jako idealny system na początek. Mechanika jest bardzo prosta i w gruncie rzeczy jest raczej dodatkiem, bo sesje w Zew to przede wszystkim gadanie. Niesamowite jest to, jak uniwersalna jest ta tematyka – chociaż najczęściej gra się w 1890, 1920 lub 1990 r, to tak naprawdę można ją wpleść we właściwie każde czasy i okoliczności, i będzie pasowała. I to co dla mnie – kogoś, kto nigdy nie przeczyta niczego od Lovecrafta (bo sen jest czymś, czego bardzo potrzebuję i nie chcę z niego rezygnować) – dosyć istotne: do gry w Zew Cthulhu nie trzeba znać uniwersum. Podejrzewam, że jego znajomość tylko dodaje grze smaczku, ale ja i bez tego świetnie się bawię i odpowiednio bardzo niepokoję. Może czasem po prostu lepiej nie wiedzieć, co może się na ciebie czaić.

Więc nie ma „ja gram w planszówki a nie RPG, nie jara mnie to”, chociaż nigdy nie próbowaliście. Grałam kiedyś w storytellingową grę z kolegą eurosucharowcem i Game Masterem, i widziałam, że mu się strasznie nie podoba. Mówię: „hm, skoro lubisz RPG to sądziłam, że takie opowiadanki też ci się podobają”. On odpowiedział: „Jak gram w grę, to gram w grę, jak gram w RPG, to gram w RPG. Nie potrzebuję tego mieszać”. I wiecie, miał dużo racji. I tak jak z własnej woli (chyba, że nieświadomie) nie usiądę już więcej do żadnego ameri (też przecież z toną klimatu i kości), bo mnie ten rodzaj gier kompletnie nie jara, tak w RPGa zawsze chętnie zagram. A jeśli was też choć raz trochę kusiło, to potrzebne wam tylko 2 strony na kartę postaci, starter w przeglądarce, jakaś mroczna muzyka w tle oraz dwie kości k10, jedna k6 i ewentualnie jeszcze jedna k4. I trochę odwagi, bo z Przedwiecznymi to nie przelewki.

Ocena: 5 out of 5 stars (5 / 5)

Dziękujemy wydawnictwu Black Monk za zorganizowanie sesji.

Małgorzata Mitura

Małgorzata Mitura