Papierowe Morze może się podobać. Recenzja.
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Gra została przekazana mi bezzwrotnie w ramach recenzji od wydawnictwa Dice &Bones. Wydawnictwo Dice & Bones nie miało wpływu na kształt mojej opinii/niniejszej recenzji.
Przez ostatnie dwa tygodnie zagrałem w Papierowe Morze kilkadziesiąt razy. Dwuosobowo, na trzech i czterech graczy. Ze znajomymi, z rodziną, z uczniami w szkole. I szczerze mówiąc – nadal nie mam pewności, czy jest to dobra gra. Ale kiedy tylko zerknę na to małe pudełko z uroczym obrazkiem na okładce – od razu mam ochotę odłożyć wszystko czym się zajmuję i zagrać partyjkę.
Spis treści
Informacje o grze
Wydawnictwo: Dice & Bones
Liczba graczy: 2-4
Czas gry: 30-45 minut
Wiek: 8+
Cena: 69.00 zł
Dobrze poskładana gra
Papierowe Morze to gra o bardzo prostych zasadach. Jeśli znacie remika – znacie już podstawę rozgrywki. Na środku stołu leży potasowana talia, a obok niej dwie odrzucone z niej karty, odkryte. I to już cały setup za nami.
W swojej turze gracz musi zdecydować – albo bierze na rękę jedną z kart odrzuconych, z jednego z dwóch discardów, albo dobiera dwie zakryte karty z talii, ogląda je, wybiera jedną, a druga odrzuca, na wybrany discard.
Potem możemy jeszcze zagrać karty, jeśli mamy na ręku jakieś pary, albo ogłosić koniec rundy jeśli dobiliśmy do siedmiu punktów. I to tyle. To całe zasady gry. Reszta: to zdolności kart, sposoby punktowania, dodatkowe akcje jakie zapewniają. Ale podstawy już znacie.
Karty w grze dzielą się na takie, które można zagrać w czasie rozgrywki, a po zagraniu odpalają swoją specjalną zdolność, oraz takie, które po prostu dają nam punkty, i do końca rundy pozostając na naszej ręce. Odkrywamy je dopiero kiedy przechodzimy do punktowania.
Co możemy zagrać w trakcie rundy?
Jedną z czterech par: dwie karty ryb (jako para warte są jeden punkt i pozwalają nam na dobranie zakrytej karty z talii na rękę), dwie karty krabów (jako para warte są jeden punkt i pozwalają przeszukać wybrany discard w poszukiwaniu wybranej karty i dobrać ją na rękę), dwie karty łódek (jako para warte są jeden punkt i pozwalają nam zagrać dodatkową turę) i zestaw kart pływaka i rekina (jako para warte są jeden punkt i pozwalają nam ukraść losową kartę z ręki innego gracza).
A jakie karty punktują na koniec rundy?
Pingwiny, kotwice, muszelki i ośmiornice tworzą osobne zestawy – każdy zestaw wart tym więcej punktów, im więcej kart w nim mamy. Np. jeden pingwin jest wart jeden punkt, dwa są razem warte trzy punkty, a trzy są razem warte pięć punktów. Każdy zestaw ma swój osobny przelicznik punktów, ale każdy działa zasadniczo tak samo – im więcej kart, tym więcej punktów.
Mamy jeszcze karty punktujące za inne karty – np. kartę stada pingwinów, która sama z siebie nie daje nam żadnych punktów, ale za to sprawia, że każdy pingwin jakiego posiadamy jest wart o dwa punkty więcej.
I na koniec karty syren – syrena daje nam po jednym punkcie za każdą kartę w kolorze, którego mamy najwięcej. No chyba, że uzbieramy wszystkie cztery (nie zdarzyło mi się to jeszcze w żadnej rozgrywce), wtedy natychmiast wygrywamy całą rozgrywkę.
To już wszystko. Zostaje jeszcze zakończenie rundy – kiedy gracz zagra swoją turę i ma zebrane łącznie co najmniej siedem punktów, może ogłosić koniec rundy. Ale może to zrobić na jeden z dwóch sposobów. Podstawowy: STOP. Gracz ogłasza, że kończymy, wszyscy odkrywają karty z ręki, liczą punkty, zapisują swój wynik i gramy kolejną rundę. Gra trwa do momentu, aż któryś z graczy zgromadzi określoną liczbę punktów (różną w zależności od liczby graczy).
Druga opcja: OSTATNIA SZANSA. Gracz odsłania swoje karty i ogłasza, że pozostali gracze mają jeszcze po jednej turze. Jeśli po tych turach to on nadal będzie posiadaczem największej liczby punktów – dostaje nie tylko swoje punkty, ale też bonus (po jednym punkcie za każdą kartę w kolorze, którego ma najwięcej), a pozostali gracze nie dostają swoich podstawowych punktów, tylko punkty za kolor.
Ok, znacie już całe zasady gry, to teraz idziemy dalej.
Czym może irytować Papierowe Morze?
Przede wszystkim – nie żartowałem, mówiąc na początku, że nie jestem pewien czy Papierowe Morze to dobra gra. Cierpli na kilka dość poważnych dolegliwości, część charakterystycznych dla gier z tej kategorii, a część autorskich. Przede wszystkim: dobierane karty mogą nam się pięknie łączyć w zestawy, a możemy dobierać ciągle karty z innych zestawów. Ktoś odpowie: no jasne, ale zestawów nie jest tak dużo, jeśli dobierzemy po jednej z każdego, to każda następna dobierana karta będzie już coś robiła! Jasne. Ale do tego czasu któryś z pozostałych graczy może już ogłosić koniec rundy, jeśli miał szczęście do kart.
No właśnie: szczęście do kart. Tego dotyczyć będą chyba wszystkie potencjalne zarzuty wobec gry. Jest naprawdę losowa. Jeśli będziemy mieć szczęście – nasze siedem punktów uzbieramy i w trzech ruchach (kotwica plus druga kotwica to pięć, plus karta dająca po trzy punkty za każdą kotwicę i mamy jedenaście punktów w trzecim ruchu). A jeśli szczęście się od nas odwróci – nie zbierzemy nawet jednego punktu i w ośmiu ruchach.
Czy możemy jakoś wpływać na nasze szanse, podejmując dobre, przemyślane decyzje? Nie bardzo… Decyzje w tej grze podejmują się raczej same. Dobrałem dwa kraby, mogę teraz wyciągnąć jakąś kartę z discardu. Czy miałem jakiś wpływ na to, że je dobrałem? Nie, tak się zdarzyło. Czy teraz mam trudną decyzję do podjęcia przy wyborze karty do zabrania z discardu? Nie bardzo, biorę taką, która da mi najwięcej punktów. A jeśli żadna nie daje żadnych? To lepiej wziąć taką w częściej występującym kolorze, bo to zwiększa nasze szanse na dodatkowe punkty później.
W rozgrywce na czterech graczy, ale czasem nawet na trzech, widać lekki problem ze skalowaniem – nasze rundy wypadają rzadziej, i jeśli dodatkowo będą dość pechowe, to możemy nie zrobić nic nawet przez większą część gry.
Pomiędzy rundami zbieramy zawsze całą talię, tasujemy – a potasowanie jej dokładnie jest naprawdę ważne – i rozdajemy karty od nowa. Co oznacza, że średnio będziemy musieli dokładnie przetasować tę talię tak z pięć, sześć razy na jedną rozgrywkę. Może brzmi jakbym się czepiał, ale to naprawdę dużo tasowania.
Niektórym mogą też nie przypaść do gustu elementy negatywnej interakcji: kradzież karty z ręki, przykrywanie złośliwie karty z discardu która jest nam potrzebna i o czym pozostali gracze niestety wiedzą itp.
Brzmi na całkiem sporo minusów. I pod wszystkimi się podpisuję. Widzę te problemy gry. No to teraz spróbuję wyjaśnić, czemu te wszystkie minusy nie mają dla mnie większego znaczenia.
Czym może zachwycić Papierowe Morze?
W największym skrócie: po prostu dlatego, że w tę grę gra się tak przyjemnie…
Jest taka mała karcianka, za którą przepadam, a która przeszła bez większego echa: Dead Man’s Draw. To bardzo prosty push your luck w którym każda karta ma swoją specjalną zdolność, odpalaną, kiedy odkrywamy ją z talii. Odkrywamy tyle kart ile chcemy, ale jeśli w trakcie naszej tury powtórzy się strój dobranej karty (jest ich w talii w sumie dziesięć) – kończymy i nie zdobywamy nic. Gra jest totalną loterią. Druga odsłonięta karta może być powtórką pierwszej. Widziałem to nieraz w tej grze. I co wtedy? Nie poradzisz nic, koniec tury, więcej szczęścia następnym razem. Ale jak świetną zabawę mam przy tej grze za każdym razem – nie sposób opisać.
Mam podobne odczucia względem Papierowego Morza. To 95% losowości i 5% decyzji – ale jaka to frajda, kiedy dobierzemy dwie ryby, co pozwala nam dobrać kolejną kartę z talii – a to będzie druga łódka, co tworzy w efekcie parę, którą od razu zagrywamy i mamy dodatkową turę – więc dobieramy kartę i jest to nasz drugi krab, więc przeszukujemy stos kart odrzuconych i znajdujemy naszą drugą kotwicę, które razem są warte już pięć punktów. Plus punkty z naszych par, więc już możemy ogłaszać koniec rundy – ale może dać jeszcze ostatnią szansę innym graczom i spróbować zgarnąć punkty bonusowe…
Nie wiem czemu – wrażenie z rozgrywki jest uzależniająco dobre.
Ale – to fakt – głównie na dwóch graczy. Na dwóch nasza tura jest co drugą turę. Robimy więcej, tworzymy więcej par kart, odpalamy więcej akcji, więcej kart trafia na naszą rękę… Losowość jest nadal taka sama, ale nasz udział w tym co w grze najfajniejsze jest o wiele większy! Jeśli nie grywacie raczej nigdy na dwóch graczy – nie polecałbym Papierowego Morza. Na trzech działa całkiem ok, na czterech bardzo różnie, ale na dwóch – ja mam z tej gry ubaw za każdym razem.
Swój urok ma też prostota całej rozgrywki – na discardzie widzimy kartę kotwicy i kartę kraba. W rogu kart widzimy informacje: w grze są tylko dwie kotwice, krabów jest aż dziewięć. Ale jeśli trafimy drugiego kraba – to będzie raptem jeden punkt. I dodatkowa zdolność – fakt, ale tylko jeden punkt. A jeśli znajdziemy drugą kotwicę – to już pięć punktów! Ale jak duża jest na to szansa – widzimy od razu, bo gra bardzo ładnie i przystępnie podaje nam wszelkie tego typu informacje.
Dwa sposoby kończenia rundy – też działają znakomicie! Stres, który pojawia się, kiedy kończymy rundę z ośmioma punktami i dajemy pozostałym graczom jeszcze jedną szansę, jest tym najlepszym rodzajem stresu w grach. Satysfakcja, kiedy dobierzemy potrzebą nam do pary kartę, i dzięki niej odkopiemy z discardu potrzebną nam kartę, którą inni gracze zakopywali tam od kilku tur…
Wrażenie losowości rozgrywki nie znika. Ale kiedy robiłem zdjęcia do tej recenzji, i popatrzyłem na karty, to od razu w tym momencie mógłbym usiąść do kolejnej rozgrywki.
Ale czy spodoba się Tobie?
Każdy z graczy, z którym siadałem do rozgrywki w Papierowe Morze w pewnym momencie wspominał jak świetnie gra wygląda. Grafiki z origami wypadają obłędnie ładnie. Kolory są żywe, różnorodne, rzeźby z origami imponujące co do jednej, sposób wydania gry zwraca uwagę każdego.
Co do samej rozgrywki – tu już opinie były podzielone. Od “ok, to nie gra dla mnie”, przez “no taki średniak, nawet przyjemny”, po zachwyty nad tym jak relaksująca i przyjemna jest gra.
Bo jest! To karcianka przy której możemy posiedzieć i porozmawiać, nie przerywając gry. Przy której możemy na chwilę się wyłączyć i nie zaprzepaścimy naszych szans. Przy której nawet jeśli któryś z graczy zbliża się do wygranej i wydaje się, że nic go nie powstrzyma – nadal mamy szansę, dzięki tym czterem syrenom…
Jeśli nie przeszkadza Ci losowość w małej, fillerowej karciance, jeśli lubisz rozgrywkę na dwóch graczy, jeśli trafia do Ciebie urok takich klasycznych gier karcianych jak Remik – myślę, że Papierowe Morze powinno przypaść Ci do gustu.
A przynajmniej warto dać mu szansę i sprawdzić, bo zdecydowanie potrafi zaskoczyć!
- rewelacyjne wykonanie
- proste zasady
- satysfakcja z rozgrywki
- głównie na dwóch graczy
- losowość decydująca o praktycznie całym wyniku gry
Ocena:
Papierowe Morze to bardzo losowa, ale też bardzo przyjemna karcianka, która sprawdza się świetnie szczególnie na dwóch graczy. Jeśli lubicie klasyczne gry karciane, zbieranie zestawów i luźną, niezobowiązującą rozgrywkę – polecam!
Dziękujemy wydawnictwu Dice&Bones za przekazanie gry do recenzji.
Wesprzyj Board Times na Patronite i zdobądź planszówkowe nagrody.
Marcin Dudek
- Bardzo mała przygoda, czyli Kieszonkowe Podziemia. Recenzja - 17 września 2024
- Niby jedna gra, a jednak kilka: Nibylandia. Tu żyją potwory. Recenzja - 17 czerwca 2024
- Thorgal: Gra Karciana. Pierwsze Wrażenia. - 8 czerwca 2024