Było grane! – wrzesień 2020
Niejeden z Was, drodzy czytelnicy, rozważał kiedyś zapewne zostanie recenzentem: wszak to niezwykle przyjemne zajęcie, darmowe gry od wydawnictw, szacun na planszowej dzielni i inne atrakcje. Mało kto jednak zdaje sobie sprawę z drugiej strony medalu: kiedy dostajemy grę do recenzji, a wydawnictwu zależy na jej szybkiej publikacji, musimy podporządkować nasze rozgrywki otrzymanym tytułom. Ponieważ zaś nikt (mam nadzieję) nie zwykł pisać recenzji po jednej li tylko rozgrywce, kiedy zaczynają gonić nas terminy, zaczyna brakować czasu na inne gry… no dobra, kogo ja oszukuję? Umówmy się, recenzenci są planszówkowymi maniakami i zawsze znajdą czas zarówno na swoje ulubione tytuły, jak i na nowe odkrycia. Od dziś zaczynamy zatem na Board Times nowy cykl (na razie nieco w roboczej formie), w którym będziemy w kilku słowach podsumowywać nasze rozgrywki z poprzedniego miesiąca. Nie będzie tu pełnoprawnych, a nawet skrótowych recenzji, ale zajawki na temat ogrywanych przez nas aktualnie tytułów – liczymy na to, że może któraś z nich zainspiruje Was do sięgnięcia po nowe tytuły.
Spis treści
Arek
Tak się złożyło, że we wrześniu miałem okazję zagrać (między innymi) w trzy planszówki ze słowem „szlak” w tytule, czyli Szklany szlak, Kolejowy szlak i Wodny szlak. Przypadek, czy też planszowa trylogia, o którą nikt nie prosił? Niestety nie posiadam w swojej kolekcji gry Century: korzenny szlak, bo wówczas to by dopiero powstało prawdziwe combo „szlaków”. Przy okazji takiego zbiegu okoliczności zacząłem zastanawiać się, czy te tytuły łączy coś więcej. Szklany szlak jest rasowym euro z przetwarzaniem jednych surowców na inne i budowaniem silniczka. Kolejowy szlak to typowy roll&write, gdzie rysujemy sieć torowisk i autostrad, a w Wodnym szlaku zajmujemy się układaniem nurtu rzeki przy pomocy klasycznych kafelków, á la Carcassonne. Od strony mechaniki to zupełnie różne gry, ale poza tytułowym szlakiem łączy je również inna cecha: wszystkie trzy świetnie nadają się do rozgrywek solo!
Oczywiście poziom „móżdżenia” przy Szklanym szlaku jest nieporównywalnie większy niż w dwóch pozostałych tytułach, za co pewnie mógłby poręczyć sam Uwe Rosenberg, ale o dziwo we wszystkie „szlaki” (na doczepkę ze wspomnianym wyżej Century) da się zagrać w czasie do 30 minut, co dla wielu zabieganych graczy również będzie istotną zaletą. Kończąc swoje wrześniowe przemyślenia przedstawiam prawdopodobnie pierwszą taką „topkę” w Polsce – moje subiektywne TOP4 gier ze słowem „szlak” w tytule:
4. Century: korzenny szlak – link do BGG
2. Kolejowy szlak – link do BGG
1. Szklany szlak – link do BGG
Marcin
Moim najintensywniej ogrywanym tytułem września była Fiesta de los Muertos od Granny. Dobra, lekka imprezówka, najlepsza w gronie 6-8 osób – coś jakby słowna wersja Podaj Dalej. Ma swoje wady – średnio się skaluje i hasła dość szybko zaczynają się powtarzać – ale dostarcza sporo rozrywki i w przyjemny sposób łączy znane z innych gier mechanizmy w świeżą całość. Recenzja już niebawem!
Po raz pierwszy miałem też okazję zagrać kooperacyjny wariant w Scythe – część dodatku Fenris Powstaje. Bardzo pozytywnie mnie zaskoczył – po planszy porusza się wprawdzie frakcja kontrolowana przez grę, ale nie ma tu dużo pracy z „obsługiwaniem” tej frakcji, gra idzie szybko i płynnie, a ostatnie tury potrafią być naprawdę emocjonujące, kiedy kombinujemy jak tu jeszcze przed końcem czasu zrealizować wszystkie zadania. Dobra rzecz, kiedy będę się spotykał z grupą, której element konfrontacyjny w Scythe pasuje najmniej – to może być mój domyślny tryb rozgrywki. Polecam fanom kooperacji – wariant nie jest wciśnięty na siłę, grało się w niego równie dobrze jak w podstawową wersję.
Natomiast mieszanie uczucia miałem po rozgrywce w Sushi Roll – kościaną wersję Sushi Go. Na więcej graczy karciana wersja jest zdecydowanie lepsza, ale nigdy nie przekonywało mnie Sushi Go na dwóch graczy – a Roll fajnie daje sobie radę właśnie w tym wariancie. Jest tu dobry pomysł, który sprawia, że możemy draftować na dwie osoby i czuć się tak, jakby grało więcej graczy – bo draftujemy kostki, które są widoczne przez cały czas dla wszystkich, ale przerzucamy je między rundami. Czyli jest trochę informacji i trochę niepewności – jak w Sushi Go na więcej graczy. Problem jest tylko taki, że na dwie osoby grywam głównie z żoną, a jej gra nie podeszła – więc przyszłość Sushi Roll w mojej kolekcji stoi pod znakiem zapytania…
Fiesta de los Muertos – link do BGG
Scythe: Fenris Powstaje – link do BGG
Julia
Wrzesień nie był u mnie miesiącem obfitującym w rozgrywki planszówkowe, jednak mówi się, że nie liczy się ilość, tylko jakość, tak więc pod tym względem jestem bardzo usatysfakcjonowana.
Udało mi się wreszcie rozegrać partyjkę w grę znajdującą się w mojej ścisłej topce. Dogs of war, o której mowa, jest wredną grą pełną negatywnej interakcji, a także dogadywania się nad stołem. Ogólnie zawsze odczuwam dużą ekscytację sięgając po ten tytuł, gdyż najlepiej działa w pełnym składzie, a niestety nieczęsto udaje mi się namówić kolejne 4 osoby do grania. Na szczęście warszawskie Kawadzieścia to miejsce, gdzie można spotkać zapalonych graczy, którzy nie dają się długo prosić i tak oto, moje przynoszenie pudła z grą za każdym razem gdy się tam wybierałam, wreszcie się opłaciło. Rozgrywka trwała zdecydowanie dłużej niż przewidywałam, jednak przy tej grze zupełnie nie odczuwam upływu czasu i po 3 godzinach wstaję od stołu wielce usatysfakcjonowana. Pierwszy raz udało mi się wygrać w ten tytuł, ale w sumie nie bardzo jest się czym chwalić- dla pozostałych graczy był to pierwszy kontakt z Dogs of War, a i tak wygrałam ledwie jednym punktem. Sama gra to takie trochę przeciąganie liny na stronę rodu, który wspieramy. Możemy namawiać innych graczy do wsparcia razem z nami konkretnej bitwy, możemy podpuszczać, dorzucać karty taktyki, zdradzać. Generalnie ja bawię się przy tym znakomicie, a sama gra warta była każdej wydanej na nią złotówki. Jest to jedna z niewielu pozycji, której nigdy nie pozbyłabym się z kolekcji, pomimo, że rzadko trafia na stół.
Kolejny tytuł z moich wrześniowych rozgrywek, to goszczące regularnie na moim stole Everdell. Tak się złożyło, że na urodziny od męża dostałam mini dodatki Więcej, więcej oraz Legendy. Od razu mu zapowiedziałam, że tam przy prezencie widziałam dopisane drobnym druczkiem, że trzeba zagrać w ciągu tygodnia, od otrzymania prezentu, inaczej ulegnie autodestrukcji
Był to nasz pierwszy raz w Everdell we dwie osoby i muszę przyznać, że ta pozycja chyba nie jest stworzona do grania we dwójkę. Dużo kart wcale nie pojawiło się na stole, ciężko było się dokopać jeśli szukało się czegoś konkretnego. Pierwszy raz nikomu nie udało się zrobić ani jednego wydarzenia specjalnego, więc i punktacja końcowa była zdecydowanie niższa niż zazwyczaj. Pomimo mojej wielkiej miłości do Everdell drugi raz na stół do rozgrywki dwuosobowej na pewno go nie wyciągnę. Nie zrozumcie mnie źle, rozgrywka nie była wcale zepsuta, jednak mamy tyle świetnych gier działających na dwie osoby, że tą konkretną możemy sobie na spokojnie odpuścić.
Łukasz
Właściwie to od dłuższego już czasu nie rejestruję rozgrywek na BGG. Mimo to staram się dość regularnie ogrywać moją kolekcję, żeby żadna z gier zbytnio się nie kurzyła. Nie zmienia to faktu, że pojawiają się ciągle nowe gry, m. in. do recenzji, które też ogrywam w pierwszej kolejności. Co więc było grane we wrześniu? Bitwa Warszawska – ciekawa i niezbyt trudna propozycja dla raczej początkujących strategów. Trochę losowości, trochę kombinowania, a przy tym emocjonująca rozgrywka (zwłaszcza z naszym Redaktorem Naczelnym). Z racji urodzin mój najstarszy syn wybrał sobie grę – Obłędny rycerz. To niesamowite, ile zabawy jest w tym tytule. Co prawda gra jest właściwie tylko i wyłącznie zręcznościowa, ale i mi, i dzieciom mocno się podoba. Fajnie, że kolejne wieczory spędzaliśmy razem, by przejść kolejne poziomy, które faktycznie robiły się coraz trudniejsze. Jako totalny przerywnik do gry z dziećmi pojawiły się też we wrześniu Super Cats – gra szybka i niesamowicie prosta. Pokazujemy palce (od 0 do 5), następnie najwyższy unikatowy numer otrzymuje bonus. Nie ma tam nic odkrywczego, ale zabija czas i… co też ważne – podoba się dzieciom. W końcu na stole pojawił się Tytus, Romek i A’Tomek – który udało się ograć w większym 5-osobowym rodzinnym gronie. Stare, ale jare!
Bitwa Warszawska – link do BGG
Tytus, Romek i A’Tomek – link do BGG
Sebastian
Baśniowy Bór – wydawnictwo Cube, Factory of Ideas.
Strasznie „nadprodukowana” gra. Wszystkie te figurki są kompletnie zbędne, a sama gra przez to fałszywie pozuje na coś, czym nie jest. To nie baśniowa opowieść i gra przygodowa, a prosta gra o blefowaniu i zbieraniu zasobów… aczkolwiek ma w sobie to coś! Z prostego mechanizmu, dzięki kartom baśni i towarzyszom robi się gra, w którą ciągle chce się grać. I to mówi to dorosły fan ameritrashu, więc nie do końca target gry. Grę spokojnie można by wykastrować z plastiku i wydać za połowę ceny, ale może to dzięki temu ma swój urok? Polecam sprawdzić samemu. Mój 9 letni syn dawał sobie dobrze radę, ale warunkiem jest umiejętność czytania – bez tego młodszy gracz ma po prostu pod górkę. Na pudełku informacja „14+”, a wykonanie przemawiające do dzieciaków? Idealnie za to sprawdzi się na prezent dla rodziny z dzieciakami szkolnymi, bo wygląda oszałamiająco.
Ewa
Jesienny nastrój i deszczowa pogoda sprzyjały planszówkom. Rozpoczęliśmy już 1 września, czterech samotnych łowców ruszyło w pogoń po XIX wiecznej Europie za krwiożerczym Drakulą. Po trwającym prawie trzy godziny morderczym pościgu, wielokrotnym myleniu tropów, atakach Cyganów, a na koniec próbie przeprawy przez wzburzony kanał La Manche, niestety potwór okazał się silniejszy. Było sporo zabawy, za to na miano łowców wampirów jeszcze musimy sobie zasłużyć. Mój mąż w roli hrabiego Drakuli jest paskudnie skuteczny.
W kolejnych dniach przyszła tajemnicza paczka zza wody, a na nasz stół szturmem wjechała Omega Centauri. Od dawna miałam ochotę na grę euro w klimacie kosmicznym i to był strzał w dziesiątkę. Asymetryczne rasy, walka o technologię i eksploracja zajętej przez złe imperium galaktyki wciągnęła nas na dobre kilka godzin. Już wiem, że to jest tytuł, który często będę wyciągać na stół. Jest w nim wszystko co lubię, eksploracja, budowanie, a w końcu walka — trudna i coraz bardziej wymagająca z każdą turą, za to zupełnie pozbawiona losowości. Mój mąż aż otwierał ze zdziwienia oczy, widząc mój entuzjazm — to raczej on zawsze namawiał na sci-fi.
Trzecim chyba, najczęściej granym we wrześniu tytułem było Call to Adventure, które Rebel zamierza niedługo wydać jako Zew Przygody. Fajna, lekka gra o budowaniu historii odważnych bohaterów z przepięknymi grafikami oraz klimatycznymi runicznymi kostkami. Można grać wieczorami w dwójkę albo towarzysko cieszyć się w szerszym gronie. Na półce czeka już dodatek w burzowym świecie Brandona Sandersona, ale to dopiero w październiku.
Call to Adventure – link do BGG
Grzesiek
Wrzesień zacząłem z przytupem, ściągając w końcu z półki Detektywa od Portalu i choć na razie zagraliśmy dopiero 1 scenariusz, to już mogę powiedzieć, że jest to gra FENOMENALNA i z pewnością jedno z odkryć 2020 roku. Tak jak kiedyś zachwyciłem się Sherlock Holmes: Consulting Detective, tak Detektyw jest grą podobną w treści, a jednocześnie dużo nowocześniejszą w formie. W zasadzie ciężko o nim mówić bez spoilerów, ale jeśli ktoś tak jak ja do tej pory czekał na odpowiedni moment, to nie wahajcie się – warto.
Oprócz tego warte wspomnienia są też dwie nowinki w mojej kolekcji: Paryż: Miasto Świateł, dwuosobowa gra logiczna w “patchworkowym” stylu – całkiem przyjemna, z ciekawym podziałem na 2 fazy rozgrywki i prześlicznie wydana przez Lacertę oraz Nowy Wspaniały Świat od Foxgames, który ulokowałbym gdzieś w pół drogi pomiędzy 7 Cudów Świata a Terraformacją Marsa. Jest draft, jest tableau building i rozkręcanie silniczka, nie ma za to ani grama klimatu – ale jak każda gra tego typu, wkręca; z pewnością jeszcze do niej usiądę. Z tytułów, które znam już dłużej, godna wzmianki jest z pewnością Sagrada, w którą nabiłem we wrześniu aż 9 partii, w tym pierwszy raz z dodatkiem Jeszcze więcej szkła. Dodatek ten zresztą prawdopodobnie uratuje ją przed odłożeniem na półkę na bliżej nieokreślony czas, ponieważ losowość w celach indywidualnych zaczynała być naprawdę męcząca – na szczęście nowe, nieuzależnione od kolorów kostek cele tchnęły ducha świeżości w nasze rozgrywki.
Paryż: Miasto Świateł – link do BGG
Nowy Wspaniały Świat – link do BGG
Podsumowując…
…wrzesień zaliczamy do udanych Jeśli dotarliście do końca, będziemy bardzo wdzięczni za kilka słów komentarza – czy podoba Wam się taka forma minirelacji z rozgrywek? Czy są zbyt krótkie, zbyt długie, zbyt szczegółowe lub wręcz przeciwnie? Dawajcie znać!
Grzesiek & cały zespół redakcyjny Board Times
- Printing Press. Para – buch! Prasa – w ruch! Recenzja. - 23 lipca 2023
- Champions! Turniej inny niż wszystkie. Recenzja. - 17 lipca 2023
- Twilight Inscription, czyli przez tabelki do gwiazd. Recenzja - 22 lutego 2023