Pędzące Żółwie EXTREME, czyli wyścig do sałaty na 6-tym biegu. Recenzja
Pędzące Żółwie EXTREME są dobitnym przykładem na to, że moda na odświeżanie planszowych klasyków trwa w najlepsze. Pod wieloma względami to dobrze, gdyż nierzadko starsze, bardzo dobre tytuły, mają okazję otrzymać jeszcze lepszą oprawę, jakość wydania lub modyfikacje zasad usprawniającą rozgrywkę. Oczywiście w niektórych przypadkach zdarzają się też zmiany na gorsze. A jak udał się lifting Pędzących Żółwi, które od lat są hitem w kategorii nieskomplikowanych gier familijnych? Tego dowiecie się z treści niniejszej recenzji.
Spis treści
Informacje o grze Pędzące Żółwie EXTREME
Wygląd i wykonanie
Pędzące Żółwie EXTREME zapakowano do wyraźnie większego pudełka niż wcześniejsze gry z tej serii. Jest to niestety wyłącznie zabieg marketingowy, gdyż wszystkie komponenty bez problemu zmieściłyby się w pudełku rozmiarów standardowych Pędzących Żółwi. Mimo wszystko jednak zawartość nowej edycji gry oceniam zdecydowanie na plus. Plansza jest znacznie większa i ładniejsza niż w starszej wersji, a grafiki na kartach wydają się jakby… wygładzone i ładniejsze. Mamy jeszcze garść równie estetycznych żetonów oraz drewniane figurki.
Co do samych żółwi to nie różnią się one rozmiarem od swoich odpowiedników ze standardowej edycji gry. Istotną różnicą jest jednak ich liczba, bowiem Pędzące Żółwie EXTREME umożliwiają nawet 6-osobową rozgrywkę. W pudełku znajdziemy również dwa dodatkowe pionki: czarnego żółwia i kruka. Zwłaszcza kruk prezentuje się tu całkiem okazale, jednak zanim wyjaśnię, co takiego robi on w grze, przejdziemy do omówienia podstaw rozgrywki.
Pędzące Żółwie EXTREME opierają się na identycznej mechanice co podstawowa wersja gry. Mamy zatem ukryte tożsamości – na początku rozgrywki każdy gracz losuje żeton z kolorem swojego żółwia. Zaczynając z pięcioma kartami na ręce, gracze kolejno wykonują swoje ruchy. Standardowo jest to zagranie karty i rozpatrzenie ruchu żółwia według efektu na karcie. Możemy oczywiście poruszać żółwie w dowolnym kolorze (na kartach występują wszystkie kolory, a także specjalne „jokery”), co daje możliwość np. blefowania i próby jak najdłuższego utrzymania naszej tożsamości w tajemnicy przed innymi graczami.
Cechą charakterystyczną Pędzących Żółwi jest „zachowanie” pionków w momencie, gdy kilka z nich znajdzie się na jednym polu. Nie inaczej jest w wersji EXTREME: są one układane w stosy, jeden na drugim, dzięki czemu zagrywając kartę, która nakazuje poruszyć żółwia znajdującego się na samym dole, poruszamy cały stos. I tym sposobem możemy sprytnie wygrać wyścig na plecach innych graczy. A przynajmniej próbować to zrobić. A cel jest prosty: pierwszy żółw, który wejdzie na pole z sałatą – wygrywa!
Pakiet ekstremalnych nowości
Jak zatem widzicie – wszystko to, za co lubiliśmy standardową wersję Pędzących Żółwi, znajduje się również w wersji EXTREME. Ale tutaj dopiero zaczyna się przygoda, bowiem do gry wchodzą nowe elementy i zasady:
- Kopce kreta – to 6 żetonów losowo rozmieszczonych na planszy. Gdy dowolny żółw (lub stos żółwi) zatrzyma się na polu z żetonem, odkrywamy go i wcielamy w życie specjalny efekt. Można zyskać dodatkowe przyspieszenie lub możliwość cofnięcia dowolnego żółwia. Możemy dostać dodatkowy ruch (możliwość zagrania kolejnej karty z ręki) lub ryzykowne dociągnięcie karty ze stosu dobierania i jej rozpatrzenie. Jednorazowo możemy też uruchomić efekt nakazujący cofnięcie żółwia (stosu żółwi) na start. Zamieszania jest tu co nie miara!
- Pole z rzeką – nie można się na nim zatrzymać, trzeba je przejść „większym susem”.
- Pola z lisami – powodują, że stosy żółwi się rozpadają i biedaczki znów muszą poruszać się pojedynczo.
- W odróżnieniu od standardowej wersji, w Pędzących Żółwiach EXTREME mamy karty dające trzy punkty ruchu do przodu lub trzy punkty ruchu do tyłu, co potrafi mocno namieszać w wyścigu.
Jak możecie się domyślić, powyższe zmiany nie są może jakieś przełomowe, ale powodują w moim przekonaniu dwie rzeczy: zabawa jest znacznie bardziej urozmaicona i nieprzewidywalna. Innymi słowy, kosztem zwiększonej losowości otrzymujemy regrywalność większą niż w standardowej wersji Pędzących Żółwi. Niejako przy okazji gra stała się też nieco bardziej… wredna. Jednak nawet pomimo zwiększonego udziału negatywnej interakcji, przy stole dominują pozytywne emocje, zatem tytuł ten można bez obaw proponować najmłodszym.
Podejrzewam, że zmiany wprowadzone w nowej wersji nie przypadną do gustu wszystkim, jednak subiektywnie muszę przyznać, że Pędzące Żółwie EXTREME bawią mnie znacznie bardziej niż pierwowzór. Z podobnymi opiniami spotkałem się również po stronie dzieci, z którymi miałem okazję zagrać, a to chyba bardzo dobra rekomendacja.
Kruk i czarny żółw
Oprócz powyższych nowości otrzymujemy jeszcze wspomniany wcześniej moduł „kruka” oraz moduł „czarnego żółwia”. Dodatki te możemy ze sobą łączyć lub używać osobno. Czarny żółw wprowadza po prostu neutralnego zawodnika wyścigu, który nieco utrudnia rywalizację. Poruszać nim może każdy (czarne karty są zmieszane z pozostałymi kartami), a na koniec gry każdy pionek, który znajdzie się na tym samym polu co czarny zółw, odpada z klasyfikacji.
Kruk również może wyelikinować gracza (lub graczy), ale dodatkowo utrudnia nieco poruszanie się żółwi. Jeśli zagrywana jest karta z żółwiem w określonym kolorze, a na jego polu znajduje się kruk, wówczas żółw zastyga bez ruchu, natomiast kruk porusza się według wskazania na karcie.
Jeżeli chodzi o te dwa opcjonalne moduły, to zdecydowanie bardzie przypadł mi do gustu kruk. Czarny żółw wydaje się w moim odczuciu jakiś taki… zbyt zwykły i niewiele wnoszący do rozgrywki. Spodziewałem się po nim czegoś bardziej zwariowanego, urozmaicającego zabawę. Z drugiej strony, jeśli spojrzeć na to inaczej, oba moduły mają ten plus, że nie komplikują zasad i nie wywracają istoty gry do góry nogami.
Niby garść zasad, ale…
Mam jednak jeden istotny zarzut do Pędzących Żółwi EXTREME dotyczący w szczególności wszystkich tych elementów gry, które odróżniają ją od pierwowzoru. Chodzi mianowicie o zasady, a dokładnie o to, że nie są precyzyjne i pozostawiają sporo niejasności, co musi dziwić, zwłaszcza w przypadku gry tak prostej, kierowanej w głównej mierze do dzieci.
Wątpliwości pojawiają się np. w momencie wcielenia w życie niektórych efektów żetonów „kopców kreta”. Czy w przypadku, gdy efekt jednego żetonu spowoduje poruszenie się żółwia na następne pole z żetonem, rozpatrujemy go, a w efekcie także kolejne ruchy, które mogą powodować poruszenie się na jeszcze inne pola z żetonami, itd.? Domyślam się, że tak, gdyż uruchamiamy dzięki temu czasem całą kaskadę ruchów (kombosy!), która niejednokrotnie przynosi graczowi dużą satysfakcję. Ale czemu nie napisano o tym wprost w instrukcji? Tego nie mogę zrozumieć.
W ostatecznym rozrachunku Pędzące Żółwie EXTREME są dla mnie dobrym przykładem takiej gry, w której autor starał się możliwie jak najbardziej urozmaicić standardową wersję gry, jednocześnie w jak najmniejszym stopniu komplikując zasady. Czy mu się udało? Według mnie – tak. Pędzące Żółwie EXTREME – zgodnie z nazwą – są grą bardziej dynamiczną i nieprzewidywalną od swojego pierwowzoru, jednak nie straciły prostoty i ducha oryginału.
Czy wyprą starszą wersję ze stołów graczy? Nie sądzę, żeby tak się stało. Standardowa wersja Pędzących Żółwi nadal będzie dobrym wyborem dla rodziców pięcio, sześcio i siedmiolatków, którzy dopiero poznają świat współczesnych gier planszowych. Natomiast edycję EXTREME poleciłbym w szczególności dzieciom od 8 roku życia i tym, których znużyła już podstawowa wersja gry. Osobiście, gdybym miał zachować w kolekcji tylko jedną z tych dwóch wersji, wybrałbym Pędzące Żółwie EXTREME, ponieważ: a) moje dzieci trochę już wyrosły i mają ciut większe oczekiwania, b) jest bardziej urozmaicona, c) po prostu więcej się w niej dzieje.
- wygląd i wykonanie
- prostota zasad
- nowe elementy i zasady zwiększają regrywalność i nieprzewidywalność rozgrywki
- to nadal te same, znane i lubiane Pędzące Żółwie, ale bardziej urozmaicone
- możliwość rozgrywki dla 6 graczy (podstawowa wersja była dla maks. 5 osób)
- duża losowość – nie powinna być odbierana jako wada w przypadku tak prostej, zabawnej i krótkiej gry, jednak trzeba być jej świadomym
- kilka niejasności i niedomówień w zasadach
- szkoda, że wydawca wykorzystał większe pudełko, gdyż wszystkie komponenty bez problemu zmieściłyby się w zgrabnym rozmiarze znanym z dotychczasowych gier z tzw. “Pędzącej Trylogii“
Ocena:
Udane odświeżenie klasycznej gry rodzinnej. Reiner Knizia przy pomocy bardzo prostych środków sprawił, że spokojny wyścig żółwi zamienił się w turbowyścig do sałaty. W porównaniu do standardowej wersji wszystkiego jest tu więcej, wydanie ładniejsze, a rozgrywki bardziej urozmaicone, nieprzewidywalne i… z nieco większym udziałem negatywnej interakcji. Przy czym nie spodziewajcie się tu jakiegoś “Wow!” – Pędzące Żółwie EXTREME raczej nie zaskoczą Was niczym spektakularnym, ale zachowują ducha oryginału, wnosząc dobrze znaną rozgrywkę na wyższy poziom.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za przekazanie gry do recenzji.
Arkadiusz Deroszewski
Wesprzyj nas na Patronite i zdobądź planszówkowe nagrody.
- Final Girl, czyli kobiety, mężczyźni i piły mechaniczne. Recenzja - 3 kwietnia 2024
- Rudy. Sprytna gra pamięciowa. Recenzja - 8 listopada 2023
- Pędzące Żółwie EXTREME, czyli wyścig do sałaty na 6-tym biegu. Recenzja - 18 października 2023