Jedziemy do Japonii – planowanie podróży nigdy nie było tak relaksujące. Recenzja.

[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Gra została przekazana mi bezzwrotnie w ramach recenzji od wydawnictwa Lucky Duck Games. Wydawnictwo Lucky Duck Games nie miało wpływu na kształt mojej opinii/niniejszej recenzji.

Podróże kształcą. Trudno sprzeczać się z tą opinią, podobnie jak trudno nie zgodzić się, że planowanie podróży rzadko bywa przyjemne. Pakowanie, szukanie lotów i hoteli potrafi nieźle człowieka zestresować, chyba że stawia na pełen spontan, ale szczerze boję się takich ludzi. O ile każdy szanujący się planszówkowicz potrafi układać rzeczy obok siebie i dopasowywać dziwne kształty, a dopychanie łokciem kolejnych pudełek dopracowaliśmy do perfekcji, tak z planowaniem kilku ruchów w przód wiele osób może mieć problem. Na szczęście Jedziemy do Japonii niemal bezstresowo pozwala nam planować każdy dzień, a gdy powinie nam się noga, możemy pójść na spacer albo wsiąść do pociągu. Gry pewnie w ten sposób nie wygramy, ale będziemy bawić się doskonale.

Informacje o grze Jedziemy do Japonii

Piękno Japonii

W Jedziemy do Japonii można zakochać się od pierwszego wejrzenia. Pięknie ilustrowane karty są sercem gry i pozwalają graczom naprawdę wczuć się w klimat. Oczywiście, jeśli ktoś potraktuje je jako suche narzędzie do wyciskania największej liczby punktów, to nie doceni wkładu ilustratora ani nie wczyta się w opis poszczególnych aktywności. A szkoda, bo na kartach jest naprawdę sporo interesujących informacji, a obcowanie z nimi dodaje niepowtarzalnej atmosfery. To wprawdzie może nieco wydłużyć rozgrywkę, ale po spieszyć się z relaksem? Pozostałe elementy nie wzbudzają już takiego zachwytu. Są poprawne i nie odbiegają od współczesnych standardów. Najważniejsze, że wszystko jest czytelne, symbole są wyraźnie oznaczone i nie pozostawiają pola do interpretacji.  

 

Świątynie, jedzenie, a może zakupy?

Podczas planowania podróży w Jedziemy do Japonii przyjdzie nam wybierać spośród kilku aktywności: wizyt w świątyniach, jedzenia na mieście, podziwiania natury, zakupów i unikalnych przeżyć. Każda z aktywności ma dedykowany jej symbol, dzięki którym będziemy otrzymywać jednorazowe bonusy oraz końcowe punkty. W trakcie rozgrywki będziemy dokładać karty do poszczególnych dni, poza szczególnym wyjątkiem przydzielimy po trzy aktywności na każdy dzień. I tu pojawia się pole do kombinowania. Po losowym setupie każdy dzień będzie miał preferowaną aktywność, oczywistym więc wydaje się, że skoro w poniedziałek zaleca się robienie zakupów, to tak właśnie będę planował. Byłoby jednak zbyt łatwo i niesatysfakcjonująco, gdyby gra polegała wyłącznie na dopasowaniu symboli. Bonusy wynikające z preferowanej aktywności są bowiem niczym w porównaniu z punktacją, którą możemy wycisnąć z dobrze zaplanowanej podróży. Czasem lepiej poświęcić bonus, żeby dodać punktujące symbole w innym miejscu, bądź wybrać pozornie gorszą aktywność, by nie musieć podróżować miedzy miastami, dzięki czemu pozornie banalny tytuł zaczyna nabierać głębi.

Pociąg czy spacer?

Jednym z ważniejszych aspektów planowania podróży w Jedziemy do Japonii jest unikanie podróży między miastami. W idealnym scenariuszu tak ułożymy aktywności, że w pierwszej połowie podróży zwiedzimy Tokio bądź Kioto, a w drugiej udamy się pociągiem do drugiej destynacji. O ile bowiem pierwsza podróż nie będzie się wiązała z negatywnymi konsekwencjami, tak każda kolejna może kosztować nas ujemne punkty. To nakłada kolejną warstwę decyzyjności i sprawia, że w pewnym momencie rozsądniej będzie odrzucić konkretną aktywność i po prostu pójść na spacer. Może nie dostaniemy za niego lawiny punktów, ale przynajmniej nie będziemy musieli marnować czasu w pociągu. Żeby nie było za nudno, inny gracz może postawić na wyciskanie bonusów z symboli, dzięki którym uzyska specjalne bilety na pociąg, które nie dość, że nie będą kosztować go ujemnych punktów, to jeszcze dadzą mu dodatnie punkty na koniec gry! 

Japonia: kraina kwitnących wiśni i losowości

Rzeczą, która może przeszkadzać w Jedziemy do Japonii jest losowość. W każdej rundzie dociągamy określoną liczbę kart przypisanych Tokio i Kioto, część z nich przydzielamy do swojej podróży, a część przekazujemy przeciwnikowi. Wydawać by się mogło, że jest to idealne pole na hate draft, którego osobiście jestem fanem, ale w dotychczasowych rozgrywkach ani razu nie przejmowałem się planami sąsiadów. Zdecydowanie ważniejsze było dla mnie dopasowanie kart do mojego planu, przez co ignorowałem poczynania współgraczy. Czasem jednak zdarza się sytuacja, że dobrane katy nijak nie pasują do naszej dotychczasowej podróży. To może lekko denerwować. Na szczęście z pomocą przychodzi możliwość udania się na spacer, poza tym klimat rozgrywki i jej czas sprawiają, że losowość bardziej odbieram jako cechę, a nie wadę Jedziemy do Japonii.

 

Plusy
  • Wygląd i wykonanie
  • Klimat planowania podróży
  • Przystępne zasady
  • Dużo decyzji do podjęcia
Minusy
  • Losowość

Ocena:

Jedziemy do Japonii powinna zadowolić wszystkich rodzinnych graczy. Fani japońskich klimatów znajdą tu mnóstwo pięknych ilustracji i klimatycznych opisów, a amatorzy maksymalizowania ruchów będą mogli skupiać się na układaniu najbardziej korzystnych sekwencji kart. Gra nie jest bardzo wymagająca, niski próg wejścia sprawi, że niemal każdy gracz szybko powinien załapać, o co chodzi. 

 

Dziękujemy Wydawnictwu Lucky Duck Games za przekazanie gry do recenzji.

 

Piotr Borlik

Game Details
NameLet's Go! To Japan (2024)
ZłożonośćMedium Light [2.23]
BGG Ranking578 [7.70]
Player Count (Recommended)1-4 (1-4+)
Projektant/ProjektanciJosh Wood
GrafikaChaykov, Kailene Falls, Toshiyuki Hara 原としゆき, Magdalena Pruckner and Erica Ward
WydawcaAlderac Entertainment Group, Delirium Games, Don't Panic Games, Lord of Boards, Lucky Duck Games, Schwerkraft-Verlag, Studio Supernova and White Goblin Games
MechanizmyClosed Drafting, Set Collection, Simultaneous Action Selection, Solo / Solitaire Game and Storytelling
Piotr Borlik