Owocowe Opowieści. Recenzja

altMam słabość do gier Friedemanna Friesego. Jednym z moich pierwszych planszówkowych zachwytów było Wysokie Napięcie, bardzo lubię solowego Piętaszka, dobrze się bawiłem również przy Krwiopijcy i Rekinach biznesu. Zielonowłosy projektant nie boi się też oryginalnych wyzwań, jak całkiem udana quizowa Fauna i (ponoć) mniej udane 504. Dwa lata temu Friese zaprezentował zaś swoją pierwszą grę typu „fable”, czyli zmieniającą się z rozgrywki na rozgrywkę. Mowa tutaj o Fabled Fruit, które Lacerta wydała w Polsce jako Owocowe Opowieści. Czy eksperyment się udał?

Fable

Na wstępie krótko o tym, czym jest gra typu „fable”. W założeniu ma to być tytuł, w którym wyniki poprzednich rozgrywek oddziałują na następne i żadna partia nie wygląda tak samo, jak poprzednia. Jest to model, który od razu przywodzi na myśl gry typu legacy, ale tym co go odróżnia od gier pokroju Charterstone czy Pandemic Legacy,  jest brak nieodwracalnego niszczenia elementów. Jej niepowtarzalność polega na tym, że w każdej kolejnej rozgrywce używamy nowych kart, odkładając do pudełka wcześniej zużyte. W każdym momencie można jednak „powrócić” do dowolnego stanu gry i de facto wybrać dowolny zestaw.

alt

Zawartość

Pudełko Owocowych Opowieści jest średniego rozmiaru i tak samo średnio wypełnione: znajdziemy tu sporo dużych kart zwierząt, talię owoców oraz stosik żetonów i pionków graczy (całkiem zresztą ładnych, każdy pionek odpowiada innemu zwierzęciu, jak np. żółw, owca czy słoń). Nie ma żadnej wypraski, jest za to sporo woreczków strunowych. Zazwyczaj nie piszę o takich szczegółach, ale akurat przy Owocowych Opowieściach liczyłem na jakieś bardziej eleganckie rozwiązanie, które pozwoli oddzielić karty nowe od zużytych. Można sobie oczywiście podpisać woreczki, ale…

Instrukcja napisana jest dosyć sensownie, z oddzielną częścią poświęconą szczegółowym opisom nowych kart. Podstawowe reguły gry są prościutkie i można zacząć grę właściwie w 5 minut, a w dalszych jej etapach zaglądać ewentualnie do glosariusza. Jeszcze drobna uwaga o wyglądzie – ilustracje przygotował Harald Lieske, autor grafik nie tylko do wielu gier Friesego, ale także np. do Catanu czy niektórych kart Dominiona. I o ile nigdy nie uważałem go za wybitnego, raczej traktowałem jak solidnego rzemieślnika, o tyle zwierzęta w Owocowych Opowieściach mi się nie podobają. Rozumiem karykaturalny styl i nie spodziewałem się innego, jednak umówmy się, że istnieją liczne ładniejsze gry. Aha – no i oczywiście, jak to u Friesego, dominującym kolorem jest zielony.

alt

Rozgrywka

Rozgrywka w Owocowe Opowieści trwa ok. 30 minut, a jej celem jest przygotowanie odpowiedniej liczby koktajli, zależnej od graczy. Planszę układamy z 24 kart z wierzchu talii w ten sposób, żeby takie same karty tworzyły jeden stos. Z kolei rozmieszczenie stosów jest już dowolne – na potrzeby mechaniki wszystkie są traktowane, jakby sąsiadowały ze sobą. Obok stworzonej w ten sposób „planszy” ustawiamy wybrane przez nas pionki zwierząt i zaczynamy zabawę.

Koktajle umieszczone są na rewersach kart zwierząt i żeby je przyrządzić, należy zebrać odpowiednie owoce na ręku i w swojej turze udać się w miejsce, gdzie znajduje się konkretny przepis. Receptury znajdują się na każdym polu, przy czym oczywiście się nie powtarzają u różnych zwierząt. W swojej turze przemieszczamy nasz pionek na nowe pole-kartę (nie można pozostawać w tym samym miejscu) i wykonujemy jego akcję specjalną (zazwyczaj dobranie konkretnych owoców, zabranie innym itp.) lub mieszamy koktajl. Rozgrywka kończy się w kolejce, w której jeden z graczy uzbiera odpowiednią liczbę gotowych koktajli.

alt

Czas na wrażenia

Owocowe Opowieści, mimo pozornie lekkiej tematyki i kreskówkowych grafik, bywają grą dosyć złośliwą. Występuje tu dużo interakcji – wiele kart zwierząt pozwala na zabieranie owoców innym i jeżeli mamy już gotowe składniki na koktajl, warto jak najszybciej go przyrządzić, zanim inni gracze nam w tym przeszkodzą. Dodatkowym aspektem jest blokowanie pól – w każdej chwili w obszarze gry leżą 24 karty (przy czym wszystkie karty z jednym zwierzęciem tworzą wspólny stos), zatem przeważnie dostępnych mamy ok. 7-8 akcji. Jeżeli zaś chcemy wybrać akcję z pola, na którym stoi ktoś inny, wchodząc na nie swoim pionkiem oddajemy każdemu stojącemu tam graczowi po jednym owocu z ręki. Ten mechanizm, połączony z niemożnością wykonania 2 razy z rzędu jednej akcji, sprawia, że zwłaszcza przy komplecie graczy często musimy wykonywać nieoptymalne zagrania lub pogodzić się z tym, że musimy się z kimś podzielić zapasami. Gra jest w tym aspekcie bardzo zależna od tego, co robią pozostali.

Muszę przyznać, że kolejno wychodzące karty zwierząt faktycznie dodają całkiem sporo nowych zasad, ale pojawiają się one stopniowo i został zaprojektowane w dosyć elegancki sposób. Oczywiście bywają akcje lepsze i gorsze (tak jak i przepisy), jednak żadne nie sprawiało wrażenia zbyt mocnych lub zbyt słabych. Fajnie sprawdza się to, że każdą kartę można po prostu wykorzystać jako przepis, nawet jeżeli widać, że mało kto chce wykonywać jej akcję – dzięki temu zwierzęta stopniowo rotują i faktycznie w kolejnych rozgrywkach trzeba lekko modyfikować swoje strategie.

Z drugiej jednak strony mam poczucie mocnego dysonansu – gra zachwalana jako zmieniająca się z rozgrywki na rozgrywkę jest mimo wszystko dosyć powtarzalna. Choć za pomocą innych akcji, wciąż wykonujemy to samo, a robienie koktajli nie jest zajęciem specjalnie emocjonującym. Gra jest przy tym absolutnie wyprana z tematu – to wcale nie musiały być zwierzęta i owoce, także tytuł może być skrajnie mylący. Nie ma w tym żadnej fabuły ani przygody – jest to po prostu rodzinna karcianka, którą wyróżnia właściwie tylko zmienianie się dostępnych akcji.

alt

Pytanie, czy takie “tylko” jest warte zagrania w Owocowe Opowieści? Dla kogoś, kto nie spotkał się z tego typu rozwiązaniem, pewnie tak. Szczerze przyznaję, że przez pierwsze 2 rozgrywki byłem zadowolony. Później jednak przyszły kolejne i mimo pozornego nowatorstwa przestałem odczuwać większą frajdę z wychodzenia nowych kart, a co gorsza, także pozostali gracze nie byli wcale zachwyceni. Żeby uniknąć nieporozumień – grało się dobrze, mechanika działa, gra jest nieźle zbalansowana i dobrze się skaluje (aczkolwiek im nas było więcej, tym bardziej gimnastykowaliśmy się przy doborze optymalnych akcji), a czas jednej rozgrywki – 30 minut – nie przytłacza. Grałem jednak w Owocowe Opowieści z różnymi grupkami znajomych i w żadnej nie wywołały szerszego entuzjazmu. Ot, przyjemna gra wpisująca się w wyższe stany średnie.

alt

Po pierwszym kontakcie z Owocowymi Opowieściami na targach w Essen w 2016 roku byłem podekscytowany. Jednak z perspektywy kilkunastu gier i widząc obecną popularność gier typu legacy, wydaje mi się, że model “fable” był za mało rewolucyjny. Być może lepiej sprawdziłby się w grach, w których znaczenie ma fabuła, klimat, podjęte decyzje (jak np. przy grze w kampanię HMS Beagle do Robinsona Cruzoe). Owocowe Opowieści wyraźnie jednak zalatują tradycyjną niemiecką szkołą, gdzie pierwsze skrzypce gra mechanika, a temat gry jest doklejony na siłę. Biorąc zaś pod uwagę, że pod względem mechaniki Owocowe Opowieści są zaledwie poprawne, ich unikatowość raczej nie będzie wystarczającą motywacją do zakupu. Co nie zmienia faktu, że jest to gra dobra i bez wyraźnych zgrzytów mechanicznych – dlatego taką też dostaje ocenę.

 

Plusy
  • dobre skalowanie i czas rozgrywki
  • balans kart
  • neutralny, przyjemny temat
Plusy / minusy
  • dosyć silna interakcja negatywna
Minusy
  • mechanika fable nie wywołuje efektu “wow”
  • żadnego specjalnie atrakcyjnego twistu mechanicznego
  • neutralny, bezpłciowy temat

Ocena: 3 out of 5 stars (3 / 5)

Dziękujemy wydawnictwu Lacerta za przekazanie gry do recenzji.

Grzegorz Szczepański

Game Details
NameFabled Fruit (2016)
ZłożonośćMedium Light [1.61]
BGG Ranking1059 [6.99]
Player Count (Recommended)2-5 (3-5)
Projektant/ProjektanciFriedemann Friese
GrafikaHarald Lieske
Wydawca2F-Spiele, Albi, Arclight Games, Edge Entertainment, Game On Publishing LTD, Giochi Uniti, Hobby World, Lacerta, Stronghold Games, Swan Panasia Co., Ltd. and White Goblin Games
MechanizmySet Collection and Worker Placement
Grzegorz Szczepanski