Essen 2017, czyli co tam w planszowym świecie piszczy cz. 4.
Sponsorem dzisiejszego odcinka jest angielskie słowo “slot”. Slot, w którego należy się wpasować dużo przed przyjazdem tutaj. Zanim ruszyłem do Essen miałem wcześniej zaplanowane spotkania z wydawcami. Bardzo często odbywało się to tak, że dostawałem link do agendy spotkań danego wydawcy i musiałem zdecydować w jakich ramach czasowych jego przedstawiciele będą dostępni dla mnie. Szybki mail, z wyborem konkretnego terminu i zwykle w ciągu godziny pojawiało się w tym właśnie slocie moje nazwisko oraz redakcja, którą reprezentuję. Rozwiązanie proste, a zarazem mega usprawniające pobyt tutaj. Nie muszę stać przy ladzie/stoliku i pytać, czy dana osoba jest i co najważniejsze, czy poświęci mi chwilę, lecz wiem, że ten czas ma zarezerwowany dla mnie. Podchodzę, przedstawiam się i pytam o konkretną osobę i potem następuje prezentacja gier. Nie tak na zasadzie, że ktoś ma chwilę, ale podchodzi milion osób i rozprasza nasze spotkanie, lecz w spokojnym do tego przeznaczonym miejscu. I tak mija godzina za godziną i kolejny dzień. Bardzo chciałbym podzielić się z Wami wieloma ciekawymi rzeczami, o których dziś usłyszałem, i które zobaczyłem, ale tego jest tak wiele, że muszę dawkować informacje. Odbyłem dziś również dość długą rozmowę z Bruno Cathalą. Wkrótce poznacie szczegóły mojego spotkania.
A oto prezentacja kolejnych gier, które przykuły moją uwagę.
Kitchen Rush – gra z bardzo ciekawą mechaniką worker placement… z klepsydrami. Gra czasu rzeczywistego, w której przypisujemy pracownika do danej czynności na określony czas.
A tak wygląda sama gra. Oczywiście wkrótce dowiecie się więcej u nas o tym tytule.
Pulsar 2849 – świeżynka od Czech Games Edition. Już czeka obok mnie do recenzji.
I dokładniejszy rzut okiem na planszę.
Whoosh. Już nie mogę się doczekać, kiedy ściągnę folię z pudełka i będę miał okazję zagrać. Ten “Łusz” jest cudowny. I tu ciekawostka. Autorem grafik jest Tomek Larek.
Pozycja dla miłośników euro, czyli Ganges.
I plansza z bliska.
Fani Istambułu także nie powinni narzekać. Tym razem wersja kościana. Już wkrótce u nas za sprawą wydawnictwa Portal.
A tak się prezentuje sama gra.
I jeszcze dwie pudełkowe ciekawostki. Jak na to zerkam to mam wrażenie, że farbę olejną zostawiłem na półce. Critters Below.
I tu zostałem mocno zaskoczony. To jest pierwsza gra w moim życiu, którą mogę wypróbować przed odfoliowaniem. Panic Mansion. Tak się prezentuje awers pudełka.
A tak rewers. To na górze to tytułowy dom z elementami w środku, które sobie po nim przemieszczamy.
Michał Solan
- Whoosh: Bounty Hunters – łowy na sympatyczne potwory. Recenzja - 16 kwietnia 2019
- Relacja z Festiwalu Gramy - 4 grudnia 2018
- Wsiąść do Pociągu: Niemcy – czy kolejowa przygoda trwa? Recenzja - 27 czerwca 2018