Zombie 15 – masz 15 minut, żeby przetrwać. Recenzja gry.
Spis treści
Kilka słów o grze i jej wydawcy tytułem wstępu
EGMONT to duże i dość specyficzne wydawnictwo. Wydaje książki, czasopisma i komiksy (w 2015 podpisało nawet kontrakt na wydawanie polskich wersji komiksów z uniwersum DC), ale również gry planszowe. Ich produkty można znaleźć częściej na półkach w księgarniach, salonikach prasowych, czy też wielkopowierzchniowych sklepach z zabawkami, niż w sklepach specjalizujących się wyłącznie w sprzedaży planszówek i karcianek. Mimo tak szerokiej gamy produktów, EGMONTOWI udało się całkiem dobrze wbić na planszówkowy rynek i wydać kilka gier, które są w środowisku uznawane za bardzo dobre, a wśród niektórych (szczególnie członków wielodzietnych rodzin) są wręcz uważane za kultowe. Bardzo dobrze oceniana gra „Potwory w Tokyo” oraz jej kontynuacja – „Potwory w Nowym Jorku”, „Duuuszki”, czy też znana już chyba każdemu graczowi seria „Pędzące … żółwie, jeże, ślimaki i pewnie jeszcze jakieś inne zwierzątka”, to zaledwie wierzchołek góry lodowej planszówkowych tytułów proponowanych aktualnie przez EGMONT. Większość z nich to nieskomplikowane gry rodzinne i dla dzieci (z dosłownie kilkoma wyjątkami – nie wspominam również o najnowszej linii „Egmont Geek” dedykowanej bardziej zaawansowanym graczom), których maksymalna cena wynosi około 100zł. Nagle dostajemy…. wielkie pudło pełne komponentów. I do tego jakie informacje! Gra czasu rzeczywistego. Czas rozgrywki – jedyne 15 min. Pełna kooperacja. Masa figurek i kart. Cena detaliczna – grubo ponad 250 zł (no chyba, że ktoś się pospieszył i zakupił w bardzo korzystnej cenie w przedsprzedaży). Nie mogłem koło czegoś takiego przejść obojętnie, tym bardziej, że wydawca na swojej stronie reklamował grę jako „kultową”. Czy gra jest warta swojej ceny i czy rzeczywiście EGMONT ma aż takie powody do dumy – mam nadzieję , że dowiecie się z tej recenzji.
Zawartość pudełka i wykonanie
Jak już wspomniałem dostajemy wielkie pudło. Bardzo kolorowe – jest krew, są zombie, ale wszystko w dość komiksowej stylistyce – pewnie żeby nie odstraszyć tych bardziej zagorzałych fanów gier wydawanych przez EGMONT. Po zerwaniu folii i odłożeniu na bok dwóch książeczek (instrukcja oraz księga scenariuszy), naszym oczom ukazuje się tona kartonu. Kafle plansz i znaczniki są przyzwoitej grubości i bardzo łatwo wypchnąć jest z arkuszy. Gdy już się z nimi uporamy, naszym oczom ukazuje się wypraska… WYPRASKA!!! W tym punkcie zatrzymam się na moment. Być może jestem (lekko) zboczony, ale uważam, że każda, absolutnie każda gra powinna być w taki sposób wydana. Może przydałby się jeszcze choć jeden woreczek strunowy na kartonowe znaczniki, ale bez problemu znajdujemy na nie miejsce w wyprasce, także nie ma co narzekać. Karty i arkusze graczy są ładne, kolorowe i dobrej jakości, jednak figurki pozostawiają wiele do życzenia. Jeśli ktoś jest przyzwyczajony do produktów takich wydawców jak FFG czy CMON (o Games Workshop nie warto nawet wspominać), to może się lekko rozczarować. Cienki i łamliwy plastik, do tego figurki są maleńkie i niektóre powyginane. Nie sądzę jednak, żeby autor gry przewidywał możliwość ich pomalowania. Podczas rozgrywki i tak rzuca się nimi całymi garściami po planszy i do tego robi się to szybko, więc malowanie mija się z celem nawet ze względu na możliwość obijania się figurek jedna o drugą. Są jakie są, ale swoją rolę spełniają, więc znów – nie ma się o co czepiać. Na pewno zapewniają dużo lepszy klimat niż drewniane znaczniki, czy też płaskie żetony, ale o klimacie za chwilę.
Mechanika
„Zombie 15” to w pełni kooperacyjny „dungeon crawler” z zestawem akcji okrojonym do granic możliwości. Mamy w zasadzie trzy opcje: Bić się, iść albo szukać. Iść i szukać i tak nie będziemy mogli, dopóki nie ubijemy wszystkich zombiaków w naszej lokacji co jest akurat dość witalnym i napędzającym grę elementem mechaniki. Idzie do ciebie 5 żywych trupów, a ty w tym czasie szukasz puszek z kocim żarciem? Nie tędy droga – masz ich najpierw ubić albo cię zjedzą!
Na początku wybieramy kim chcemy grać. Mamy 8 bohaterów, którzy różnią się od siebie zdolnościami specjalnymi, uzbrojeniem czy też statystykami. Mogą mieć również pewne ograniczenia. Plansza każdego z bohaterów jest dwustronna – strony z napisem „Prolog” używamy tylko w kilku pierwszych scenariuszach. Gra nie daje nam niestety elastyczności pod względem wyboru liczby bohaterów i tych będzie zawsze czterech – niezależnie od docelowej ilości graczy. W zasadzie gra mogłaby swobodnie funkcjonować w wariancie solo. Co prawda nie mamy takiej oficjalnej opcji w grze podstawowej, ale ze strony wydawnictwa można już pobrać dodatkowe scenariusze właśnie dla rozgrywki jednoosobowej.
Następnym krokiem będzie wybór scenariusza, z którego warunków początkowych dowiemy się jakim wyposażeniem będziemy dysponować na początku gry, jak mamy rozłożyć kafle planszy oraz co musimy zrobić żeby wygrać. Przegrywamy jeśli nie wykonamy celu scenariusza. Prosta sprawa. Możemy również grać w trybie kampanii, najzwyczajniej jadąc po kolei z każdym scenariuszem.
Kolejne informacje dostępne w scenariuszu to ilość zombie jakie pojawią się na planszy, jak tworzyć stos kart zombie oraz kilka innych informacji – przeważnie bardzo istotnych , tak więc musimy pamiętać, aby każdy scenariusz przeczytać dość wnikliwie i do końca, tak aby niczego nie pominąć.
Możemy wykonać po dwie akcje każdym z bohaterów i przekazujemy pałeczkę kolejnemu z graczy, chyba że gramy w dwie osoby – wtedy aktywujemy po kolei obie kontrolowane przez nas postacie, a następnie robi to drugi gracz. Czynności te powtarzamy do końca partii, czyli do wygranej po osiągnięciu celu scenariusza lub przegranej po 15 minutach. Tutaj warto dodać, że czas odmierza nam bardzo klimatyczna, 15 minutowa ścieżka dźwiękowa w trzech wersjach – z rykiem zombie co 60 sekund, 40 sekund oraz bez ryku (dla początkowych scenariuszy). Ryk generuje coraz więcej przeciwników, bo po każdorazowym jego wystąpieniu musimy dołożyć odpowiednią liczbę figurek zombie do pudełka hordy. Pudełko zostaje opróżnione każdorazowo w momencie wyciągnięcia przez jednego z graczy karty Hordy i wtedy następuje atak całej brygady zombiaków na kafelku zajmowanym przez nieszczęsnego bohatera, który – jak się okazało – szperał zbyt głośno i łapczywie!
Bardzo ciekawym rozwiązaniem jest pudełko hordy. Za każdym rykiem dochodzącym ze ścieżki dźwiękowej (czyli raz na 60 lub 40 sekund) dokładamy wskazaną w scenariuszu ilość umarlaków do pudełka. Szczęśliwiec, który podczas akcji przeszukiwania wyciągnie kartę hordy, dostanie piękną niespodziankę w postaci całej gromadki do tej pory zebranej w pudełku na swoim kafelku.
Wrażenia z rozgrywki
„Szybciej!” , „Co ty robisz?!” , „Nie szukaj, tylko wypad stamtąd!” , „Już po ciebie idą!” , „Ruchy! Ruchy! Bo wszyscy zginiemy!”, „Masz lipę! Zaraz umrzesz!!!”. To tylko niektóre z przykładów okrzyków wydawanych przez graczy podczas partii w „Zombie 15”. Czego nie zrobiły niespecjalnie wymyśle figurki robi sam klimat gry i mechanika czasu rzeczywistego. Trzeba się uwijać. Nie ma czasu na zastanawianie się, zbędne rozmowy. „Albo rybki, albo … „. Jeśli gramy w nieco starszym gronie nie obędzie się również bez inwektyw. Po prostu się nie da. Testowałem grę w różnych grupach wiekowych i nie uważam, że należy się stosować do wskazówek na pudełku. 15+ to stanowczo zbyt wygórowane wymagania. Grę z powodzeniem ogarnie 7-latek, aczkolwiek jeden 10-latek skarżył się na bezsenność po jednej partii – bał się, że zombie przyjdą i zjedzą jego mózg! Oczywiście traktuję to raczej jako plus– klimat jest, jak najbardziej i to rodem z horroru – dużo robi muzyka, ale i sama mechanika ciągłego pojawiania się zagrożenia również działa na korzyść. Co prawda nie mamy tutaj wszędobylskich ameritharshowych kostek, ale losowość jest – głownie przy przeszukiwaniu – nie mamy pewności co wyciągniemy – czy przedmiot, czy broń, czy … kolejnego zombie. Gra idzie szybko – dodatkowo jesteśmy popędzani przez współgraczy, którzy tak samo jak my są bardzo przywiązani do swoich mózgów (oraz innych części ciała) i bardzo nie chcą zostać skonsumowani.
Scenariusze nie są specjalnie rozbudowane. Dojść gdzieś lub znaleźć coś, ubić wszystkich zombie na planszy i dojść gdzieś albo znaleźć coś i ubić wszystkich zombie planszy. Biorąc pod uwagę znikome 15 minut, jakie mamy na przejście każdego scenariusza, to zasadniczo wystarczy, a sama rozgrywka jest bardzo przyjemna. Jedynym prawdziwym mankamentem jest chyba setup, który może trwać dłużej niż sama rozgrywka. Numery na planszach są bardzo małe i również słabo widoczne na rysunkach odwzorowujących plansze w scenariuszach. Jest co prawda lista kafelków, ale który jest który i gdzie go trzeba położyć musimy się czasem chwilę domyślać, a to jednak generuje czas. Gdy dostałem grę nie mogłem w nią również zagrać od razu z uwagi na fakt braku odtwarzacza płyt CD w miejscu, w którym się akurat znajdowałem. Jednak i ten problem został już rozwiązany – na stronie Wydawcy są już dostępne do pobrania pliki audio ze wszystkimi trzema ścieżkami dźwiękowymi , więc możemy teraz odtwarzać również z urządzeń mobilnych, a po pobraniu – z czego nam się podoba. Miałem również wątpliwości co do regrywalności, ale i to EGMONT już zadbał – aktualnie jest dostępnych 5 nowych scenariuszy, a do tego zawsze można się pokusić o własnoręczne wygenerowanie scenariusza, co jest opisane w jednym z punktów instrukcji.
Podsumowanie i ocena ogólna
Gra „Zombie 15” bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Być może jest to efekt tego, że (będąc fanem zaawansowanych crawlerów jak „Star Wars: Imperium Atakuje” czy „Descent: Wędrówki w mroku”) podszedłem do tej gry bardzo sceptycznie. Wydawca, w jednym ze sponsorowanych postów, reklamował nawet swój produkt jako „grę kultową”, co przy wyżej wymienionych tytułach oraz obecnej od dłuższego czasu na rynku serii „Zombiecide”, bardzo mnie zaciekawiło, żeby nie napisać „rozbawiło”. Wszystko dopóki nie zagrałem. Grało się rewelacyjnie! Niby nie powinno być negatywnej interakcji, a jednak była. Nie między postaciami bohaterów, ale między samymi graczami, z których każdy chciał przeżyć, a stres lub zbyt szybkie decyzje współgraczy mogły wszystkich doprowadzić do niechybnej śmierci. Gra być może nie jest i raczej nie będzie „kultowa”, natomiast jest to tytuł , który z pewnością mogę polecić każdej osobie lubiącej crawlery, czy też gry kooperacyjne, a już na pewno osobom, które lubią klimat zombie. W takim wydaniu zombie apokalipsy z chęcią wezmę w niej udział jeszcze nie raz!
- bardzo krótki czas rozgrywki (15 minut)
- proste i intuicyjne zasady
- dobra jakość wykonania komponentów (karty, kafle, wypraska)
- świetny klimat stresu i stanu ciągłego zagrożenia
- pełna kooperacja – brak trybu rywalizacyjnego
- dość słaba jakość wykonania figurek* (*punkt znalazł się w tej sekcji, bo co prawda figurki nie są rewelacyjne, ale ma to ścisły związek z mechaniką gry – głównie z szybkością rozgrywki)
- mała liczba/różnorodność wykonywanych akcji
- brak możliwości zróżnicowania ilości wybieranych bohaterów (zawsze jest 4)
- kafle planszy luźno do siebie przylegają- brak systemu łączenia (np. na zasadzie puzzli)
Ocena:
(4 / 5)
Dziękujemy wydawnictwu EGMONT za przekazanie gry do recenzji.
Wojciech Mikołajczak
Wiele innych gier możesz kupić w dobrej cenie w sklepie naszego partnera – planszostrefa.pl.
Game Details | |
---|---|
![]() | |
Name | Zombie 15' (2014) |
Złożoność | Medium Light [2.22] |
BGG Ranking | 2450 [6.78] |
Liczba graczy | 2-4 |
Projektant/Projektanci | Guillaume Lémery and Nicolas Schlewitz |
Grafika | Biboun, Igor Polouchine, Anthony Wolff and Alexey Yakovlev |
Wydawca | IELLO, Devir, Egmont Polska, Heidelberger Spieleverlag, HomoLudicus and uplay.it edizioni |
Mechanizmy | Action Points, Cooperative Game, Grid Movement, Modular Board, Scenario / Mission / Campaign Game and Variable Player Powers |
- Potwory w Tokyo: Mroczna Edycja – recenzja gry - 19 maja 2023
- Potwory w Tokyo: Mroczna Edycja – rzut okiem (i pięknymi kostkami) - 11 maja 2023
- Lubelska Liga Unmatched - 6 maja 2023