Potwory w Tokyo: Mroczna Edycja – rzut okiem (i pięknymi kostkami)

Ciemniejsza strona familijnej turlanki

Na stronie wydawnictwa Portal właśnie ruszyła przedsprzedaż kolejnej edycji gry, która dla niektórych jest tylko przyjemnym fillerkiem – przerywnikiem między cięższymi tytułami, a dla innych pozycją wręcz kultową, ogrywaną setki razy przy okazji każdego planszówkowego spotkania.

Mechanika i główny koncept ma już trochę lat. King of Tokyo, bo tak brzmi jej oryginalny tytuł, po raz pierwszy ukazała się w roku 2011 najkładem wydawnictwa iELLO, a zaprojektował ją nie kto inny jak sam Richard Garfield – projektant znany całemu planszówkowemu światu jako autor „karcianki, której nic nie jest w stanie ubić”, czyli Magic the Gathering.

Polską wersję językową wydało kilka dobrych lat temu wydawnictwo Egmont, a z biegiem czasu licencję na naszą rodzimą, lokalizowaną wersję, przejęło właśnie wydawnictwo Portal. Po sukcesie Potworów w Tokyo, po lekkim face-liftingu, gliwicka oficyna poszła za ciosem i już za kilka dni na półki sklepowe trafi kolejna iteracja tej gry, czyli Potwory w Tokyo: Mroczna Edycja.

O tym czy w tej wersji pojawiło się coś nowego od strony mechanicznej oraz jak to się ma do oryginału – dowiecie się już niebawem z recenzji gry, a tymczasem przygotowałem dla Was trochę zdjęć, krótki opis komponentów i kilka zdań dotyczących wrażeń z pierwszych rozgrywek po rozpakowaniu tego jakże urodziwego pudełka.

Zmiana grafik, czyli o gustach się nie dyskutuje

Pierwsze co powiedział mój nastoletni syn to: Oryginalne grafiki bardziej mi się podobały.

Ja na to:  Jak tam sobie chcesz. Jak mawiał pewien świdnicki sprzedawca śledzi – “Jeden woli ogórki, drugi ogrodnika córki!

Pod względem wizualnym dla mnie bomba!

Grafiki są bardziej mroczne niż w oryginale – zwykle czarno-białe, z mocno kontrastującymi elementami w jednym dodatkowym kolorze. Kostki zmieniły się z błyszczących i nieprzezroczystych na matowe, opalizujące piękności w tonach żółto-czarnych. Trochę przypominają mi żelki i gdyby nie ważyły całkiem sporo przypuszczam, że za każdym razem biorąc je do ręki chciałbym je schrupać.

Zielone kostki energii zmieniły się w śliczne małe piorunki, a same Potwory również są narysowane w nieco innym, bardziej mrocznym stylu. Plansza została  powiększona i pojawił się na niej nowy tor, o którym więcej opowiem w recenzji gry.

Nie posiadam niestety nowszej wersji oryginalnej gry od Portalu, natomiast w egzemplarzu wydanym jeszcze przez Egmont niestety nie zaprojektowano wypraski tak aby pomieściła karty zarówno gołe, jak i zakoszulkowane. Tutaj już wszystko mieści się jak należy i nie trzeba kombinować z wpychaniem kart pod wypraskę po zakończeniu gry, w celu zamknięcia pudełka.

Wrażenia z pierwszych rozgrywek

Dzięki uprzejmości wydawnictwa Portal gra dotarła do nas co prawda tydzień temu, ale niestety rozminęliśmy się z kurierem i mogliśmy zacząć testy dopiero kilka dni później. Na razie mamy na koncie kilka rozgrywek dwu- i trzyosobowych. Jeżeli chodzi o pierwsze wrażenia, to gra jest baaardzo podobna do oryginału. Większość kart ma takie same działanie, a zasady pozostały bez zmian. Doszedł jeden nowy tor, a co za tym idzie dodatkowa mechanika, ale (jak już wspomniałem wcześniej) o niej opowiem w recenzji, która (miejmy nadzieję) jeszcze przed oficjalną premierą ukaże się na łamach Board Times.

Małe zielone piorunki z miejsca bardziej mi się spodobały od standardowych mini-kostek

Wojciech Mikolajczak