Czerwona czy Zielona?

Pierwsze małe kłamstewko
Stało się! Pierwsze rozdanie a już awansowałam na agentkę Molocha. Poczułam lekki zawód. Wolałabym należeć do tych Zielonych. Dlaczego akurat ja? Ja, która nie lubię kłamać i nie lubię kłamców. Pomyślałam, że zapewne szybko się zdekonspiruję. Jednak wiedziałam, że muszę pomóc w zwycięstwie swojej drużyny. Tak więc nie było wyjścia. Pierwsze małe kłamstewko nie okazało się takie trudne. Rzucone oskarżenie w kierunku niewinnego kolegi też okazało się nie takie trudne. Kolejne delikatne ominięcie się z prawdą. Pojawiły się lekkie wyrzuty sumienia. Jednak przyniosło naszej drużynie zwycięstwo w misji. Tak więc odczułam nawet satysfakcje z dobrze wykonanego zadania. To tylko gra, to tylko gra powtarzam sobie w myślach bezczelnie kłamiąc prosto w oczy mojej siostrze w kolejnych misjach. Przecież wiesz, że jestem zielona – przekonuję ją – Możesz mi zaufać. Ostatecznie wygraliśmy. Ucieszyłam się. Jednak zaniepokoiło mnie, że potrafię z taką łatwością kłamać. Co się ze mną stało? Na szczęście w kolejnych rozgrywkach byłam Zieloną.
Dobro drużyny ponad wszystko
Mimo początkowych obiekcji gra zyskała moją ogromną sympatię. Propagowałam ją w swoim środowisku. Tak więc Resistance stał się obowiązkowym punktem na naszych wieczorach gier planszowych, urodzin oraz obozów młodzieżowych. Trwało to kilka miesięcy. A ja zasiadając do gry zmieniałam się z grzecznej dziewczynki w, no właśnie, w kogo? Zaczęło liczyć się dobro drużyny, mojej drużyny. Kiedy należałam do zielonych nie było problemu. Tutaj nadal mogłam zostać tą która brzydzi się kłamstwem. Jednakże problem rozpoczynał się, gdy odkrywałam czerwoną kartę tożsamości. Dobro drużyny jest najważniejsze, nawet kiedy jej działanie opiera się na kłamstwie a jedyna zasada brzmi: nie ma żadnych zasad. Drużyna mnie potrzebuje, nie mogę zawieść jej zaufania. Nawet jeśli nikomu nie można zaufać.
Dr Jekyll i mr Hyde
Jeśli chodzi o życie prywatne naprawdę nie potrafię kłamać, dlatego też nie lubię tego robić. Jeśli nawet próbuję to i tak od razu wszyscy rozpoznają, że mijam się z prawdą. Jednak kiedy rozkładamy Agentów przenoszę się w inny świat. Świat w którym liczy się wygranie misji. Tutaj nie ma rodziny i przyjaciół. Muszę przyznać, że bez zmrużenia okiem okłamałam wszystkich z którymi grałam. Nawet brata obróciłam przeciwko jego dziewczynie. Okazało się, że nie ma bariery, której bym nie przekroczyła. Pewnego dnia, po jednej z takich rozgrywek właściwe wszyscy gracze byli skłóceni. Niestety muszę przyznać, że w dużym stopniu to ja się do tego przyczyniłam. Pomyślałam, że każdy z nas ma dwa oblicza: dr Jekyll i mr Hyde. Nie łudźcie się. Emocje bywają tak ogromne, że trudno je opanować po złożeniu kart do pudełka. Często jeszcze długo po rozgrywce są komentarze i dyskusje. Bycie mr Hyde może i jest skuteczne, nawet przyjemne, ale z pewnością niebezpieczne bo nie ma żadnych hamulców. Tak więc na razie odłożyłam grę na półkę.