Horror on the Orient Express – walka o przetrwanie. Wrażenia z rozgrywki

Badacze tajemnic, łączmy siły! W Orient Expressie rozpanoszyło się plugastwo, a mroczni kultyści próbują dopełnić tajemniczego rytuału. Jeśli im się to powiedzie, nie będzie już ratunku!

Horror on the Orient Express to pozycja, która powinna znaleźć się na radarze każdego miłośnika mitów Cthulhu oraz klimatycznych, ciężkich gier kooperacyjnych. Adam Kwapiński wraz z Michałem Gołębiowskim i wydawnictwem Chaosium Inc. przenieśli do świata gier planszowych jedną z najpopularniejszych kampanii RPG, co samo w sobie brzmi interesująco.

Kto mnie zna ten wie, że od kooperacji na planszy raczej stronię, wręcz odhaczam jedną na rok, żeby mi znajomi nie truli, że w nic z nimi nigdy nie gram i później mam już względny spokój. Nie mogłam się jednak oprzeć pokusie, żeby zagrać w Horror on the Orient Express, gdy tylko nadarzyła się taka okazja. Mam bowiem wielki sentyment do RPG Call of Cthulhu – za dzieciaka ogrywaliśmy ten system zawzięcie, niejednokrotnie balansując na skraju szaleństwa i śmierci. Byłam zatem bardzo ciekawa jak wyjdzie polskim autorom zaczerpnięcie esencji z kampanii RPG i przeniesienie jej na planszę.

Akcja croudfindingowa na Kickstarterze rusza już 2 kwietnia, więc jest to idealny moment na zapoznanie się z tytułem. 

Zatem wsiadać, drzwi zamykać i pędzimy do Krainy Snów!

Informacje o grze Horror on the Orient Express

 


Autor: Adam Kwapiński, Michał Gołebiowski
Wydawnictwo: Chaosium Inc
Liczba graczy: 1-4
Czas gry: ?
Wiek: 14+

 

 

Klimat, klimat i jeszcze raz klimat

Zanim przejdę do samej rozgrywki, warto wspomnieć, że gra prezentuje się rewelacyjnie! Widać na pierwszy rzut oka, że ekipa grafików odwaliła kawał świetnej roboty. Kart potworów jest co prawda raptem trzy, jednak oglądałam je w trakcie rozgrywki niejednokrotnie, tak duże wrażenie na mnie zrobiły. 

W pudle znajdziemy kilka tekturowych wagoników, wraz z lokomotywą. Figurki bohaterów, podejrzanych i oczywiście potworów, oraz WAMPIR! Tak tak, Horror on the Orient Express to nie tylko walka z potworami ze świata mitów, musicie również uchronić podróżnych przed tym nędznym krwiopijcą.

Prócz tego kilka kostek, tekturowe planszetki dla graczy z miejscami na poszczególne umiejętności, karty, dwa worki z żetonami i cała masa pozostałego dobra! Tutaj zdecydowanie nie płaci się za powietrze w pudle.

Wygląd potworów, figurki oraz sam pociąg i znacznik czasu robią niesamowite wrażenie, a miałam przed sobą jedyne prototyp, aż strach pomyśleć jak to będzie wyglądało finalnie.

Czy wspomniałam już o trumienkach? Nie? To wspomnę, na pewno…

Wsiąść do pociągu nie byle jakiego

Setup może nieco zniechęcić. Rozstawienie wszystkich elementów potrzebnych do rozgrywki, ustawienie wagonów, wybór i przygotowanie postaci graczy – wszystko to zajmuje sporo czasu. Na szczęście my mieliśmy powiedziane po prostu, że teraz mamy 15 minut przerwy i możemy wrócić na gotowe, co było super. Jedyne, co nam zostało, to wybrać postacie i ich początkowe umiejętności… a potem jeszcze kilkadziesiąt minut tłumaczenia zasad i można odjeżdżać.

Zanim jednak przejdę do rozgrywki jest to idealny moment na zrobienie kolejnego WOW! Ależ ten pociąg świetnie się prezentuje! I jedziemy dalej…

Cała rozgrywka w Horror on the Orient Express przebiega wewnątrz wagonów pociągu, który ustawiamy na starcie wraz z lokomotywą na przedzie. Ustawiamy w nich wszystkie figurki bohaterów i podejrzanych oraz kostki k6 będące de facto pasażerami. Każda ścianka na kostce odzwierciedla stan mentalny lub fizyczny pasażera, dzięki czemu na bieżąco kontrolujemy jak wielu z nich już oszalało i ilu mamy rannych w pociągu.

Na zewnątrz pociągu zaś czyha na nas kilka potworów, oraz  wampir zawieszony na jednym z wagonów (skąd poluje na swoje ofiary utrudniając nam dodatkowo zadanie dbania o przeżycie pasażerów).

Same zasady nie wydają się bardzo skomplikowane. Naszym celem jest dotrwanie do końca trasy i zidentyfikowanie wszystkich kultystów jadących z nami pociągiem. W międzyczasie nie możemy „tylko” dać się pokonać potworom, ani pozwolić umrzeć zbyt dużej liczbie pasażerów, ani oszaleć, ani zostawić zbyt wiele portali pootwieranych… ani pozwolić żeby pociąg się zniszczył. De facto – pierwsze rozgrywki są raczej skazane na porażkę. Jedyne pytanie, czy pomimo, że siadasz od z góry przegranej rozgrywki będziesz się bawił wystarczająco dobrze, że zapragniesz ponownie wsiąść do Orient Expressu.

Mechanicznie nasza tura polega na wykonaniu jednej akcji głównej spośród umiejętności naszej postaci, oraz dwóch akcji podstawowych, które są opcjonalne. Za akcje podstawowe płacimy wytrzymałością, więc gdy po kilku turach się nam ona wyczerpie, lub gdy czujemy taką potrzebę, to zawsze możemy rozegrać akcję odpoczynku zamiast akcji głównej. Pozwala nam to odzyskać trochę wytrzymałości oraz odblokować zablokowane wcześniej akcje główne. Przy okazji jest to też moment w którym dokonuje się upgrade naszych umiejętności. To ile ulepszeń możemy wykonać w trakcie odpoczynku zależy od tego ile razy wykonywaliśmy akcje główne (ile tur rozegraliśmy) zanim wzięliśmy akcję rest. Jest to bardzo ciekawy element całej rozgrywki. Z jednej strony widzisz już, ze kończy ci się wytrzymałość i za dużo nie poszalejesz, z drugiej jeśli tylko uda ci się rozegrać jeszcze jedną, dwie tury to odblokujesz kolejne ulepszenie dla postaci i będziesz miał więcej ulepszonych umiejętności. Trzeba zatem wykalkulować czy bardziej potrzebujemy odzyskać wytrzymałość, czy chcemy szybciej podbić umiejętności na mocniejsze.

Na koniec każdej tury wyciągamy z woreczka żetony odpowiadające za akcję Mitów i to jest moment w którym mogą się aktywować potwory, wampir, a czasem nawet pasażerowie, którzy robią coś kompletnie szalonego i głupiego, co przybliża nas do nieuchronnego końca.

Czas wspomnieć o trumienkach

Po zakończonej rozgrywce wyszłam na zewnątrz przeanalizować na spokojnie całość gry i zaskoczyła mnie bardzo moja pierwsza myśl zaraz po zaczerpnięciu chłodnego wieczornego powietrza: „ależ to było dobre!”. Zasiadłam do gry skazanej na porażkę, do tego kooperacji, a tymczasem ubawiłam się jak mało kiedy. Dodam tylko, że w te kilka dni ograłam kilkadziesiąt tytułów lżejszych oraz cięższych o najróżniejszej tematyce i zdecydowanie Horror on the Orient Express był jedną z lepszych pozycji.

Oprawa wizualna odgrywała tu na pewno wielką rolę – wygląd potworów, figurki oraz sam pociąg robią niesamowite wrażenie, a np. po śmierci któregoś z pasażerów przykrywamy jego kostkę trumną, w efekcie czego w wagonach w trakcie rozgrywki pojawiają nam się takie małe, brązowe trumienki – straszliwie to fajne było. Taki dodatkowy smaczek do klimatu, niby zbędny, a jednak robi robotę.

Nie samym visualem jednak planszówkę się ocenia. Jak wiadomo jest wiele ciekawych wizualnie gier do których by mnie kijem drugi raz nie zaciągnął, zaś do tego pociągu wsiądę ponownie z nieukrywaną przyjemnością, gdy tylko nadarzy się okazja. Mechanika rozgrywania tur, drobny element dedukcji przy poszukiwaniu kultystów, dynamicznie rozwijająca się akcja oraz dorzucenie takich drobnych wstawek fabularnych na niektórych kartach – wszystko przyczyniło się do tego, że po prostu świetnie się bawiłam.

W Horror on the Orient Express należy pamiętać o ścisłej współpracy pomiędzy graczami, inaczej wasz koniec będzie marny, szybki i nieunikniony. Nam poszło podobno całkiem nieźle jak na pierwszą rozgrywkę – przejechaliśmy jakieś 2/3 trasy zanim musieliśmy postawić ostatnią trumienkę nad pasażerem, co zakończyło rozgrywkę. Nie jestem tylko do końca pewna ile czasu nad tym spędziliśmy, przypuszczam, że coś pomiędzy dwiema, a trzema godzinami, ale jak się człowiek dobrze bawi, to czas nieco szybciej mija, więc głowy sobie za to nie dam uciąć.

Dobra wystarczy tych superlatywów, czas wspomnieć o rzeczach, które nie do końca mi odpowiadały w Horror on The Orient Express.

Pierwszą z nich jest obawa o regrywalność. Wszystko działa tu fajnie, rozrywka jest przednia, ale mimo wszystko za każdym razem sedno gry jest niezmienne – jedziemy pociągiem po Krainie snów partia za partią i tak w kółko. Co prawda mamy różnych bohaterów, każdy z nieco innymi umiejętnościami, ale nadal przy każdej rozgrywce jest to po prostu jazda pociągiem. Czy aby na pewno po kilkunastu partiach nadal będziemy mieli ochotę ściągać grę z półki? Jako fan gier rywalizacyjnych, tym bardziej sceptycznie jestem nastawiona do koncepcji grania w kooperacje, która w gruncie rzeczy polega na przetrwaniu w pociągu, bez względu na partię. Na pewno regrywalność podbiją scenariusze, które podobno są przygotowywane – to już jak najbardziej może nam zapewnić rozrywkę na długie godziny przy stole, jednak czy mimo to rozgrywka nie zrobi się zbyt powtarzalna? Tego nie wiem.

Nie jest to również na pewno pozycja do której siadałabym co tydzień. Przede wszystkim dlatego, że na jedną partię potrzeba ładnych kilku godzin, o ile wszystko pójdzie po waszej myśli i nie zginiecie w pierwszych 40 minutach. Znam również takich, którzy mogliby w to grać raz za razem, więc jest to stricte kwestia preferencji. U mnie ściągana z półki by była pewnie średnio raz na kilka miesięcy (to i tak nie najgorzej zważywszy na fakt, że to jednak jest kooperacja). 

Podczas naszej gry pojawiła się również kwestia złożoności zasad. Z jednej strony brzmi to banalnie – dwie akcje podstawowe, akcja główna, ciągniesz żetony z worka Mitów i ewentualnie odpalasz co się na nich zadziało. W praktyce jednak na początku trzeba się mocno pilnować, żeby o wszystkim pamiętać i nie zakończyć rozgrywki bardzo szybką porażką. Jak dla mnie poziom skomplikowania plasował gdzieś w okolicach 3,3 na skali BGG, dla niektórych może to być przeszkodą, dla innych zaletą. Faktem jest jednak, że raczej na pewno zginiecie grając to pierwszy raz, a być może nawet w kilku początkowych rozgrywkach. Wyobraźcie sobie jednak smak sukcesu, gdy wreszcie się uda… To dopiero musi być przyjemne przeżycie. 

Kolejna rzecz, która mam nadzieje zostanie poprawiona w produkcji, to kolor podstawek postaci (przypominam, że w rękach miałam jedynie prototyp). Mieliśmy dwie podstawki w kolorach tak do siebie podobnych, że w jednym momencie zorientowałam się, iż mój bohater znalazł się w wagonie do którego KOMPLETNIE nie miałam nawet szans dojść, a to tylko dlatego, że zdarzało nam się kilkukrotnie złapać za nie swoją figurkę i to nią zagrać swoje akcje, a później zamieniać bohaterów w wagonikach, żeby stali tam gdzie powinni.

Żeby zakończyć wrażenia pozytywnym akcentem, to skieruję słowa bezpośrednio do kumpla: Jarku, będziesz miał co malować! Trzy rodzaje potworów, figurki postaci oraz podejrzanych i ta cudna lokomotywka będąca znacznikiem czasu… Myślę, ze zapewni Ci to zajęcie na kilka ładnych miesięcy, więc jak najbardziej możesz dopisywać tę pozycję do swojej wishlisty.

Podsumowanie

Im dłużej myślę o Horror on The Orient Express, tym więcej przychodzi mi do głowy drobnych elementów, które były ciekawe, fajnie działały lub po prostu przyciągały oko, jednak zostawię was z krótkim podsumowaniem i to wam musi wystarczyć.

Horror on the Orient Express to kooperacyjna gra przesycona klimatem, w której raczej na pewno zginiecie, a mimo to nadal będziecie chcieli się tym pociągiem przejechać!

Julia Gawrońska

 

Wesprzyj nas na Patronite i zdobądź planszówkowe nagrody

 

Game Details
NameHorror on the Orient Express: The Board Game (2025)
ZłożonośćMedium [3.42]
BGG Ranking11390 [7.94]
Player Count (Recommended)1-4 (Unset)
Projektant/ProjektanciMichał Gołąb Gołębiowski and Adam Kwapiński
GrafikaAleksander Zawada
WydawcaChaosium and Pegasus Spiele
MechanizmyAction Retrieval, Cooperative Game, Deck, Bag, and Pool Building, Deduction, Modular Board, Narrative Choice / Paragraph, Push Your Luck, Scenario / Mission / Campaign Game, Solo / Solitaire Game and Variable Player Powers
Julia Gawrońska