Uparty mały łazik na meteoryt wpadł… Niezbadana Planeta. Recenzja
Niezbadana Planeta jest kolejną grą wydawnictwa Portal Games, która trafia na polski rynek po dużym sukcesie na Kickstarterze. Muszę przyznać, że jako zadeklarowany fan tematyki science fiction i gier typu euro śledziłem informacje o Niezbadanej Planecie od około dwóch lat. I pewnie już od dawna polowałbym na jej angielskojęzyczną wersję, ale skutecznie zapobiegła temu zapowiedź polskiego wydania gry przez Portal, przyjęta przez wielu graczy z dużym entuzjazmem. I oto w końcu gra trafiła na mój stół! Czy spełniła pokładane w niej oczekiwania? I czy układanie na planszy tetrisowych kształtów współgra z tematem kolonizacji odległych planet? O tym – między innymi – dowiecie się z lektury niniejszej recenzji.
Spis treści
Informacje o grze Niezbadana Planeta
Wygląd i wykonanie
Spore pudło Niezbadanej Planety (rozmiary: 32,5 x 32,5 x 8,5) zdobi… dyskusyjnej urody ilustracja. Odnoszę wrażenie, że wygląda jak deseń, w którym chciano umieścić jak najwięcej elementów charakterystycznych dla gatunku science fiction: jakieś kosmiczne statki transportowe, planety, orbitująca stacja kosmiczna, a do tego wszystkiego… wybuch! Okładka jest zatem nieco kiczowata, ale subiektywnie rzecz biorąc, ja to kupuję z całym dobrodziejstwem inwentarza. Wiedząc, że jest to gra znacznie bardziej podobna do Patchworka niż Nemesis, nie mam nic przeciwko stylowi graficznemu, jaki zaproponowali nam twórcy. Kolorystyka jest przyjazna, ilustracje są wyraźne i szczegółowe, a gra – patrząc na całokształt – jest czytelna w odbiorze.
Oczywiście najbardziej przykuwającym wzrok elementem jest tu duży, obrotowy podajnik na płytki polimino. Trzeba przyznać, że jest to świetny gadżet, który pełni kilka funkcji:
- fizycznie – jest insertem porządkującym i ułatwiającym sortowanie płytek, co znacznie przyspiesza proces przygotowanie rozgrywki,
- mechanicznie – dzięki temu, że się obraca, za jednym zamachem przydziela płytki wszystkim graczom siedzącym przy stole,
- tematycznie – jest obracającą się Stacją Kosmiczną S.U.S.A.N., która dostarcza gwiezdnym kolonizatorom, czyli graczom, gotowe fragmenty terenów do zagospodarowania na ich planetach.
Podajnik ten jest do tego naprawdę spory (biorąc pod uwagę średnicę, mieści się w pudełku dosłownie „na styk”), szkoda jednak, że nie dodano do niego żadnej, chociażby nawet wykonanej z cienkiego plastiku przykrywki. Bez niej praktycznie nie da się przechowywać pudełka z Niezbadaną Planetą pionowo, gdyż w tej pozycji płytki polimino z dużą łatwością wypadają z podajnika, dążąc do całkowitej entropii jego zawartości.
Są jeszcze dwa detale, które w polskim wydaniu Niezbadanej Planety nieco mnie zawiodły: cienkie planszetki korporacji i zbyt mała ilość woreczków strunowych na żetony i inne drobne komponenty. Ten pierwszy aspekt to oczywiście kazus znany chociażby z Terraformacji Marsa: jedno pechowe uderzenie nogą w stół może poprzestawiać Wam kosteczki na wszystkich torach. Ale wiadomo, że chodzi tu o cięcie kosztów wydania i o to, by gra była bardziej przystępna cenowo dla jak największej liczby graczy. Ci, którzy będą chcieli, kupią sobie proponowany przez Portal Games pakiet ulepszeń, który rozwiązuje ten – niewielki, ale jednak – problem.
Mimo powyższych uwag całokształt wykonania tytułu oceniam na piątkę z minusem. Tak naprawdę żaden z komponentów nie utrudniał mi tego co najważniejsze, czyli czerpania radości z samej rozgrywki. Przejdźmy zatem do mechaniki…
…Ale zaraz, zaraz! A gdzie klimat? O co chodzi z tym kosmosem i planetami? Ano kosmos jest, a w nim Ziemia, która boryka się z problemem całkowitego wyczerpania zasobów naturalnych. Na ratunek przyjdziemy my, czyli gracze, bowiem otrzymaliśmy właśnie zadanie przystosowania do życia niezbadanych planet. Tylko dzięki temu ludzkość będzie miała szansę przetrwać… Przyznacie pewnie, że brzmi to dosyć sztampowo, dlatego nie zwlekając dłużej, przejdziemy omówienia podstaw zasad i mechaniki.
Niezbadana Planeta jest grą o zaskakująco prostych regułach. Przebieg tury można streścić w kilku nieskomplikowanych krokach:
- pierwszy gracz może przekręcić stację i wybrać płytkę z magazynu, który skierował w swoją stronę, pozostali gracze wybierają płytkę z magazynu, który zatrzymał się przy ich znaczniku (magazyn to część obrotowej stacji zawierająca zawsze dwa różne rodzaje płytek),
- wszyscy jednocześnie umieszczają wybrane fragmenty terenów na swoich planetach,
- wszyscy jednocześnie awansują wskaźniki na torach rozwojów odpowiadających rodzajom terenu na dołożonej właśnie płytce.
I to z grubsza tyle. A przebieg kolejnych tur zawsze wygląda tak samo, zmieniamy jedynie pierwszego gracza.
Spojrzenie przez teleskop
Zapytacie może: gdzie tu frajda? Jak wiadomo, diabeł zwykle tkwi w szczegółach. Nie inaczej jest i w tym przypadku, ponieważ Niezbadana Planeta wprowadza mnogość rozmaitych zależności pomiędzy poszczególnymi elementami gry.
Na pierwszy ogień idą tetrisowe płytki i ich układanie. Na tym poziomie tytuł nie różni się jakoś znacząco od innych gier tego typu (np. Patchwork, Park Niedźwiedzi, Ogródek). Staramy się w jak największym stopniu wypełnić powierzchnię naszej planety różnego rodzaju terenami. W pełni zapełnione rzędy i kolumny są ważnym źródłem medali (czyli punktów zliczanych po zakończeniu zabawy).
Co do zasady, pierwszą płytkę kładziemy z brzegu planety, a kolejne dokładamy sąsiadująco. Widoczne na planetach znaczniki kapsuł ratunkowych stanowią „przeszkadzajkę” w trakcie układania, a pomarańczowe meteoryty, które pojawiają się na wybranych kafelkach są „przeszkadzajką” po ułożeniu kafelków, blokując możliwość punktowania wierszy i kolumn na koniec gry. Ale zapełnianie planszy samo w sobie nadal byłoby czymś przeciętnym, dlatego w Niezbadanej Planecie dodatkowo będziemy realizować rozmaite cele, często o czysto abstrakcyjnym charakterze (np. ułóż kwadrat 3×3 terenów zielonych, tj. biomasy).
Dołożenie na planetę płytki zawierającej określone rodzaje terenów może pomóc nam nie tylko w realizacji celów punktowych, ale przede wszystkim pozwala poruszyć się znacznikami na odpowiednich torach rozwoju. Co pewien czas, na każdym z torów zdobywamy tzw. „kamienie milowe”, które dają graczom ciekawe bonusy ułatwiające dalsze kolonizowanie planety. I ten aspekt Niezbadanej Planety jest naprawdę świetny, ponieważ czerpie garściami z najlepszych gier euro, wprowadza głębię decyzyjności, a zarazem nie komplikuje nadmiernie zasad.
Mamy tor rozwoju cywilizacji, który pozwala zdobyć karty cywilizacji przynoszące różnego rodzaju korzyści (zazwyczaj punkty lub przyspieszenie rozwoju). Tor wody w odróżnieniu od pozostałych pozwala zdobyć znacznie więcej medali, ale wymusza na graczach umieszczanie terenów wodnych na tzw. lodzie planetarnym, co odrobinę podkręca trudność układania kafelków na planszy. Tor biomasy pozwala zdobyć pożądane „zapychacze” w postaci kafelków o rozmiarze 1×1. Tor łazików wprowadza na planszę figurki planetarnych pojazdów, których zadaniem jest zebranie kapsuł ratunkowych (każda kapsuła daje 1 medal) i meteorytów, dzięki czemu gracze mogą zapunktować wybrane rzędy i kolumny planety.
Ostatnim z torów rozwoju jest tor technologii, który odblokowuje niezwykle przydatne umiejętności, znacząco ułatwiające kolonizację planety. Są to z reguły funkcje modyfikujące podstawowe reguły gry, jak np. zniesienie konieczności układania kafelków sąsiadująco, możliwość przyspieszenia ruchów łazika, czy np. możliwość odkładania pozyskanych zbiorowisk biomasy obok planszy, do wykorzystania na koniec gry. Za sprawą torów rozwoju Niezbadana Planeta daje całkiem przyjemnie popracować naszym szarym komórkom. I co ważne, są to decyzje wielopoziomowe, gdyż z jednej strony musimy dbać o odpowiednie rozmieszczenie „puzzli” na planszy, ale nie możemy również ignorować bonusów i właściwości, jakie dają nam poszczególne tory rozwoju.
I jeszcze miły drobiazg dla miłośników kombosów: na każdym torze rozwoju możemy znaleźć wielokolorowe kółeczka, czy li tzw. „skoki synergiczne”, których zdobycie pozwala nam natychmiast przesunąć się o jedno pole do góry na dowolnym torze rozwoju. Zdarza się zatem, że uda na się odpalić kaskadę akcji, która zapewni szereg uruchamianych jedna po drugiej korzyści. A to najwyraźniej odblokowuje również coś w mózgu gracza, jak gdyby dopamina, która daje prosty sygnał: „Dostałeś nagrodę! Już wiesz co robić dalej, a kolejne nagrody już czekają!”. I w ten właśnie sposób wsiąkamy w Niezbadaną Planetę i coraz trudniej nam odmówić kolejnej partii
Regrywalna planeta
A trzeba przyznać, że Niezbadana Planeta daje graczom sporo powodów, by sięgać po nią wielokrotnie. Poza standardowymi planszami planet i korporacji gracza, do dyspozycji mamy po 6 plansz z asymetrycznymi cechami i umiejętnościami. Daje to łącznie po 7 różnych wariantów planet i korporacji, a zatem – jeśli dobrze liczę – 49 możliwych układów początkowych dla graczy (licząc tylko asymetryczne plansze, wariantów jest 36).
Ale zmiennych mamy tu więcej: płytki polimino są przecież tasowane i pojawiają się w losowej kolejności. Możemy również zmieniać zawartość magazynów tak, aby w kolejnych rozgrywkach płytki łączyły się w inne pary. Karty cywilizacji i karty celów są losowane z większej puli. Opcjonalnie możemy również dołożyć talię 20 kart wydarzeń, której zawartość przygotowywana jest na bazie puli 60-kartowej. Wszystko to sprawia, że regrywalność Niezbadanej Planety stoi na naprawdę wysokim poziomie. Oczywiście bez względu na wyżej wymienione zmienne, nadal za każdym razem będziemy układać planetarnego tetrisa i przesuwać się kosteczkami po torach, jednak myślę, że nawet samą podstawową wersję gry można porównać do tego, jakby ze 20 różnych wersji Patchworka spakować do jednego pudła.
Z asymetrycznością i różnorodnością gry wiąże się jednak pewna wada. Według mnie w zasadach gry, a zwłaszcza tych, które dotyczą asymetrycznych plansz planet i korporacji graczy, pojawia się sporo wątpliwości i niedopowiedzeń. Myślę, że najlepszym potwierdzeniem tego stanu jest bardzo obszerny wątek pytań o interpretację zasad na forum BGG. Szkoda, że polska wersja instrukcji nie uwzględniła chociażby części z tych pytań. Tych, którzy chcieliby bardziej zgłębić temat, odsyłam do treści nieoficjalnej listy FAQ na BGG.
Kilka planet obok siebie
Wspomniałem wcześniej, że w Niezbadanej Planecie najważniejsze czynności gracze wykonują symultanicznie. Dzięki temu gra nie cierpi na tzw. downtime, a ponadto umożliwia zachowanie podobnego czasu rozgrywki niezależnie od tego, czy gramy na 2, czy 6 osób. Jedynie końcowe liczenie punktów może nieco wydłużyć czas rozgrywki w liczniejszym gronie, ale raczej nie powinno to dotyczyć wprawnych graczy, którzy dobrze poznali już zasady gry.
Skalowalność jest zatem niemal doskonała – ja bawiłem równie dobrze bez względu na to, czy grałem na 1, 2, 3, czy 4 osoby. Uczciwie przyznam, że nie udało mi się przetestować gry na 5 i 6 osób, jednak widać jak na dłoni, że dzięki jednocześnie rozgrywanym turom, gra będzie działała poprawnie w każdej konfiguracji (o ile rzecz jasna odpowiednia liczba obszernych plansz wraz z tą niemałą stacją kosmiczną zmieści się Wam na stole).
Z powyższym związana jest jeszcze pewna cecha gry, która akurat nie wszystkim musi się spodobać, a mianowicie znikomy stopień interakcji. Nie da się ukryć, że Niezbadana Planeta jest praktycznie pasjansem, a jedyną rzeczą, która zmusza graczy do spoglądania na plansze sąsiadów, są karty celów (cele są większościowe, np. zbierz więcej kapsuł ratunkowych / meteorytów z planszy, żeby zdobyć 5 medali). Każdy z graczy ma dwie takie karty obok siebie, po swojej lewej i prawej stronie, co wskazuje, ze musi rywalizować ze swoimi sąsiadami, żeby zdobyć pełną pulę punktów za cel (w wariancie 2-osobowym jest nieco inaczej: wykłada się 3 wspólne karty celów).
Oczywiście można próbować podbierać rywalom określone płytki ze stacji kosmicznej, jednak rzadko kiedy uda się w ten sposób komuś naprawdę mocno zaszkodzić. No chyba, że pod koniec rozgrywki, gdy gołym okiem już widać, kto ile czego nazbierał i jak dużo zostało mu wolnego miejsca na planecie (gra kończy się, gdy któryś z graczy nie może umieścić na planszy płytki zgodnie regułami). Ogółem – poziom interakcji w Niezbadanej Planecie może nie jest całkowicie zerowy, ale zdecydowanie jest bardzo niski. Subiektywnie nie odbieram tego jednak jako wady, a nawet jestem przekonany, że są gracze, którzy z takiej cechy się nawet ucieszą.
Zanim przejdę do podsumowania, wypadałoby poruszyć jeszcze dwie kwestie: wariant solo i… losowość. Pozytywnie oceniając skalowalność Niezbadanej Planety, tak naprawdę wystawiłem wysoką notę również wariantowi solo. Samotna rozgrywka nie odbiega tu jakoś znacząco od rozgrywek wieloosobowych, co nie jest zaskoczeniem, biorąc pod uwagę pasjansowych charakter rozgrywki. Niezbadana Planeta w wariancie solo to po prostu świetna łamigłówka, w której musimy zdobyć określony wynik punktowy. Jedyne, czego jeszcze mógłbym sobie życzyć, a czego niestety tutaj zabrakło, to jakaś mini kampania, która umożliwiałaby rozegranie kilku gier z rzędu, z określonymi konsekwencjami ukończenia scenariusza, które np. miałyby wpływ na kolejne scenariusze.
Podoba mi się natomiast, że możemy w bardzo swobodny sposób sterować poziomem trudności zabawy. A robimy to przygotowując odpowiednio talię 20 kart wydarzeń, które rozpatrywane są przed dobraniem i dołożeniem na planszę płytki polimino ze stacji kosmicznej w każdej rundzie. Warto dodać, że dostępne karty wydarzeń podzielono na zielone (wprowadzające efekty pozytywne dla gracza), pomarańczowe (umiarkowanie negatywne efekty, np. cofnij się o jedno pole na wybranym torze rozwoju) oraz czerwone (wprowadzające efekty nieco bardziej bolesne dla gracza, choć nie zawsze będą one stanowić przeszkodę w osiągnięciu celów gracza).
Jeszcze lepiej, że autorzy zaimplementowali w zasadach prosty system korygowania celu punktowego, w zależności od tego, jaką liczbę kart z poszczególnych talii wybierzemy do rozgrywki solo. Co prawda w moich kilku rozgrywkach solo nie miałem dużych trudności z osiągnięciem celu punktowego, ale raz, że wymagało to bardzo skrupulatnego planowania, a dwa, że czasem uśmiechnęło się do mnie szczęście podczas dociągania karty z talii wydarzeń.
No właśnie – jak to jest z tym udziałem „szczęścia” w Niezbadanej Planecie? Ano, nie jest źle. Owszem, losowość jest tu dość istotnym elementem, głównie przy dociąganiu płytek ze stacji kosmicznej, bowiem wszyscy poza pierwszym graczem w danej rundzie mają do wyboru tylko jedną spośród dwóch płytek. Mimo tak skromnej puli, rzadko się zdarza, że losowość srogo nam dopiecze. Dzieje się tak dlatego, że wszystkie płytki składają się zawsze z dwóch rodzajów typu terenu, a zatem dowolna losowa płytka co do zasady przynosi nam aż dwie korzyści w postaci dwóch awansów wskaźników na torach rozwoju. Niemal zawsze uda się coś z tego uciułać…
Czy Niezbadana Planeta jest abstraktem? Tak, uważam, że zdecydowanie zalicza się do gier z tej kategorii i można postawić ją na jednej półce obok Patchworka, Parku Niedźwiedzi, New York Zoo, czy nawet Kaskadii i wielu gier do niej podobnych. Mimo wszystko jednak, dzięki umiejętnemu wykorzystaniu tematyki science fiction, autorzy Niezbadanej Planety sprawili, że nie jest ona abstraktem pokroju Azula, czy Sagrady, gdzie mechanika zupełnie oderwana jest od tematu. Wszak mamy tu pokrywanie powierzchni planety obszarami wody, biomasy, paneli słonecznych, jeżdżenie łazikami i zbieranie meteorytów oraz pozostawionych kapsuł ratunkowych, czy zdobywanie nowych technologii.
To wszystko znajduje jakieś odzwierciedlenie w mechanice gry, zatem nie mamy do czynienia z zupełnie pozbawioną klimatu łamigłówką. Ale trzeba też przyznać, że jako czysto logiczna układanka z wieloma zmiennymi, Niezbadana Planeta sprawdza się doskonale i to w bardzo szerokiej grupie odbiorców. Grę testowałem zarówno na geekach, niedzielnych graczach, jak również dość ogranych seniorach. W każdym przypadku spotkałem się z pozytywnym odbiorem. Czyżby hit? Jak dla mnie – z pewnością jedna z najlepszych gier planszowych wydanych w Polsce w 2023 roku.
Mam tylko obawę, że widok sporych rozmiarów pudła ilustrowanego w stylu mocno osadzonym w gatunku science fiction może odstraszyć wielu graczy familijnych, w tym np. fanów wspomnianego wcześniej Patchworka, czy Azula. Oby tak się nie stało, gdyż grzechem byłoby przejść obojętnie obok tak dobrze zaprojektowanej planszówki, jaką jest Niezbadana Planeta.
- obrotowa stacja kosmiczna, jako świetny gadżet, który pełni kilka ważnych funkcji w grze
- dobry kompromis pomiędzy prostotą zasad, a głębią decyzyjności
- przystępny czas rozgrywki
- brak downtime’u
- doskonała skalowalność (z tą jednak uwagą, że przy większej liczbie graczy potrzeba dużo miejsca na stole)
- solidna regrywalność
- grę cechuje znikoma interakcja, rozgrywka ma raczej typowo pasjansowy charakter
- brak przykrywki na stację kosmiczną bardzo utrudnia przechowywanie gry w pozycji pionowej (trzeba również uważać przy transporcie gry)
- instrukcja pozostawia sporo wątpliwości, głównie w odniesieniu do zasad opisujących asymetryczne zdolności planet i korporacji
Ocena:
Bardzo dobra planszowa łamigłówka w kosmicznych klimatach, czerpiąca garściami zarówno z Pachworka (lub wielu innych gier polegających na układaniu tetrisowych kształtów), jak i z bardziej zaawansowanych, optymalizacyjnych gier euro. Łączy w sobie prostotę zasad z dużą decyzyjnością. Świetnie prezentuje się na stole. Ma pewne drobne problemy, ale w swojej kategorii jest topowym tytułem. Prędzej wyrzuciłbym z kolekcji kilka innych gier tego typu, niż pozbyłbym się Niezbadanej Planety.
Dziękujemy wydawnictwu Portal Games za przekazanie gry do recenzji.
Arkadiusz Deroszewski
Wesprzyj nas na Patronite i zdobądź planszówkowe nagrody.
- Weź i zbuduj wieś… ale taką za 400 punktów! Dorfromantik: Gra planszowa. Recenzja - 9 grudnia 2024
- Final Girl, czyli kobiety, mężczyźni i piły mechaniczne. Recenzja - 3 kwietnia 2024
- Rudy. Sprytna gra pamięciowa. Recenzja - 8 listopada 2023