[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Gra została przekazana mi bezzwrotnie w ramach recenzji od wydawnictwa FoxGames. Wydawnictwo FoxGames nie miało wpływu na kształt mojej opinii/niniejszej recenzji. Bestia Chaosu to czwarta część cyklu Fighting Fantasy, ukazującego się w latach osiemdziesiątych, a obecnie wznawianego w Polsce przez wydawnictwo Fox Games.
Ogrywałem dotychczasowe części i było to bardzo pozytywne doświadczenie – bardzo retro, ale retro w świetnym wydaniu, z rysowaniem mapy, jednym jedynym właściwym rozwiązaniem itp.
Do Bestii Chaosu podchodziłem więc jak do kolejnego odcinka dobrego, oldschoolowego serialu – spodziewając się solidnej rozrywki i braku większych niespodzianek.
A jednak niespodzianki były.
Informacje o grze Bestia Chaosu
Autor: Ian Liingstone
Wydawnictwo: Fox Games
Liczba graczy: 1
Czas gry: –
Wiek: 14+
Cena: 36 zł
Dużo bestii, jeszcze więcej chaosu
Na początku przygody tworzymy postać, ustalając kilka podstawowych parametrów, czytamy obszerne wprowadzenie, przybliżające nam świat i szerszy kontekst wydarzeń, które będziemy śledzić w trakcie rozgrywki – i gotowe.
Pozwólcie więc że podzielę się z Wami swoim doświadczeniem z samym początkiem książki. Trafiamy tu od razu na pewien oryginalny pomysł. Otóż – wcielamy się tym razem w bliżej niezdefiniowanego potwora. Jesteśmy tytułową bestią – stworzeniem kierującym się emocjami i zwierzęcym instynktem, a nie rozumem i logiką. Jak to wygląda od strony mechaniki?
Wygląda tak: zbliżamy się do rozwidlenia korytarza i stajemy przed wyborem jednego z dwóch kierunków. Jak zwykle w grach paragrafowych: jeśli chcemy iść w lewo, przechodzimy do podanego paragrafu, a jeśli wolimy iść w prawo – przechodzimy do innego podanego paragrafu.
Ale tu następuje twist – to nie my, jako gracz, podejmujemy tę decyzję. Rzucamy kością, a wynik rzutu decyduje o tym w jakim kierunku pójdziemy.
Idziemy kawałek dalej, trafiamy na kolejną sytuację wymagającą naszej decyzji – i po raz kolejny rzut kością decyduje za nas.
Nie powiem – to rozwiązanie mocno mnie zaskoczyło, ale nawet pozytywnie. Szczególnie że tekst kolejnych paragrafów ładnie współgra z tym konceptem – możemy odczuć ten brak kontroli nad własnymi instynktami, wczuć się w tę osaczoną bestię, która miota się chaotycznie po korytarzach, bez planu i bez przemyślanych decyzji. Od razu też zaznaczę – na szczęście to rozwiązanie nie ciągnie się przez całą książkę.
Ale tu pojawia się pewien problem. Rzucamy kością i ustalamy co robi nasza bestia. Idziemy dalej, czytamy kolejny paragraf, rzucamy kością żeby znów ustalić, co zrobimy. I po przejściu w ten sposób przez kilkanaście paragrafów – giniemy. Bez podjęcia nawet jednej autentycznej decyzji.
No trudno – myślimy sobie – może to był jakiś niesamowicie pechowy zbieg okoliczności. Zaczynamy od początku. Tworzymy nową postać, czytamy pierwszy paragraf, rzucamy kością, przechodzimy przez kolejne – i giniemy w tym samym miejscu.
Uparłem się i postanowiłem że nie będę oszukiwał i ustawiał kostki na wybrany przez siebie wynik. Zajęło mi to pięć podejść i zaczynania gry za każdym razem od zera, zanim udało mi się przebić przez ten fragment książki. Jedno takie podejście to około 10-15 minut.
Doceniam pomysł i to jak jest tematyczny. Przyznaję – na papierze koncepcja jest fajna. Ale wykonanie jest absurdalne. Przegrywanie gry raz po raz, bez podjęcia choćby jednej decyzji, bez wpływu na to co się dzieje – nie ma najmniejszego sensu i jest totalnym marnowaniem czasu.
A jeśli nawet przebijemy się przez ten fragment – Fighting Fantasy to seria w której ginie się często, a każdy taki przypadek cofa nas do samego początku i grozi kolejnym uwięzieniem w tej bezsensownej pętli.
Co dobrego?
A można to było rozwiązać inaczej. Wykorzystanie możliwości gatunku, żeby wywołać w graczu wrażenie braku kontroli, uwięzienia w chaotycznym umyśle tego dzikiego zwierzęcia, to naprawdę ciekawy pomysł. Ale dlaczego nie zaprojektować tego początku w taki sposób, żeby nie mógł prowadzić do przegranej? Kręcimy się po podziemiach, losowo wybieramy kierunki, nasza droga może być różna, ale finalnie docieramy do miejsca w którym zaczynamy podejmować decyzje i dopiero tu pojawia się ryzyko.
Ryzyko na które nie mamy żadnego wpływu, kara za decyzje, które nie były naszymi decyzjami – to nie jest dobry design.
Szkoda, bo Bestia Chaosu ma też swoje mocne strony. Głównie kwestia postaci w którą się wcielamy. Nie chcę spoilować tu fabuły i tłumaczyć, dlaczego kierujemy takim bohaterem. Ale z tego wyboru wynika sporo ciekawych rozwiązań. Walka, która polega na rzutach kośćmi i uzyskiwaniu wyniku zależnego od siły przeciwnika – jest trochę ciekawsza, niż w poprzednich częściach, dzięki sile naszej postaci. Otóż kiedy wyrzucimy dublet – wygrywamy walkę natychmiast. Niby drobna rzecz, a cieszy. Jeśli pojedynek idzie źle – wiemy, że nawet jeden dobry rzut może nagle dać nam wygraną.
Normą w serii Fighting Fantasy jest rysowanie mapy. Mapa jest potrzebna, żeby w kolejnych rozgrywkach omijać niebezpieczne komnaty, odwiedzić wszystkie miejsca, które odwiedzić trzeba i najbezpieczniejszą drogą dotrzeć do celu. Nie wiem czemu dokładnie, ale w tej części mapę rysowało mi się naprawdę przyjemnie, układ pomieszczeń był dla mnie jakoś bardziej intuicyjny niż w poprzednich częściach serii. Bardzo podobały mi się też pewne mechaniczne rozwiązania, których nie chcę tu spoilować, ale ogólnie – takie, które sprawiały, że pewne nasze decyzje mogą mieć później nieprzewidziane konsekwencje. Dziś często spotykamy metodę kolekcjonowania słów kluczowych i sprawdzania w następnych paragrafach, czy posiadamy któreś z nich (np. “jeśli posiadasz słowo kluczowe ZAMEK, przejdź do paragrafu siedemnastego”). Tutaj odbywa się to trochę inaczej, ale w bardzo ciekawy sposób, który fajnie było poznać.
Historia jest też dobrze napisana, nie da się zapomnieć jaką postacią gramy – polegamy na naszych wyostrzonych zmysłach, pazurach, rozmiarach i dzikości – i wypada to naprawdę dobrze, fajna odskocznia od paragrafówek, w których zwykle kierujemy postacią ludzką.
Paragrafowe muzeum
Seria Fighting Fantasy to oldschool. Taki jest zamysł tej edycji – ani mechanika, ani fabuła nie są w żadnym stopniu zmienione. Gramy w dokładnie taką wersję gry, jaka wyszła kilkadziesiąt lat temu.
W Czarnoksiężniku było to dla mnie zaletą. Fajnie było wskoczyć w grę sprzed lat, mocno różniącą się od współczesnych paragrafówek.
Ale w przypadku Bestii Chaosu mam dość mieszane odczucia. Dużo rzeczy zrobionych jest tu całkiem fajnie, wspominałem już o nich powyżej.
Ale z drugiej strony – tak źle rozegrany początek książki jest ogromnym minusem. Jeśli nie zdecydujemy się przy nim oszukiwać – gra może się stać praktycznie niegrywalna. Co więcej – zwiedzane otoczenia wydają się tu dość monotonne. Nasza postać gwarantuje nam odskocznię od banału i sztampy, ale lokacje skutecznie to wyrównują – korytarz, na jego końcu drzwi, potem jaskinia i kolejny korytarz, prowadzący do kolejnych drzwi. A za nimi – kolejny korytarz.
Niby spoko – stara szkoła gier paragrafowych rządzi się swoimi prawami, ale z drugiej strony – jednak taki Czarnoksiężnik oferował po drodze ciekawsze widoki.
Czy mogę więc Bestie Chaosu polecić?
Nie wiem, zależy to mocno od oczekiwań gracza. Jeśli interesuje nas raczej wizyta w muzeum – przyjrzenie się grze sprzed lat i zobaczenie, jaką drogę pokonały gry paragrafowe – Bestia będzie ciekawym doświadczeniem. Jej wady stają się ciekawostkami.
Ale jeśli chcecie po prostu kolejnej dobrej paragrafówki, z którą można ciekawie spędzić czas – polecałbym poszukać gdzie indziej. Jeśli jesteście wielbicielami gatunku, którzy muszą mieć wszystkie gry paragrafowe, jakie trafiają do sprzedaży – no ok, Bestia może dostarczyć dobrej rozrywki. Ale jednak – jest tyle lepszych gier tego typu, samo Fox Games wydało ich wiele.
Jeśli więc mogę polecić Bestię Chaosu, to głównie jako ciekawostkę, pamiątkę po dawnych czasach. Książka jest świetnie wydana, wypełniona dobrymi ilustracjami, wygodna w obsłudze. To porządny produkt.
Ale od czysto mechanicznej strony – produkt bardzo dziwny.
Emerytowana Bestia
Jaki więc jest werdykt?
Jeśli zbieracie całą serię – myślę, że spokojnie można postawić na półce również Bestię Chaosu. To najsłabsza część z dotychczasowych czterech, ale nadal robi sporo rzeczy dobrze, a dodatkowo – próbuje zrobić coś całkowicie oryginalnego. Nie jest to też duży wydatek, szczególnie jak na tak solidnie, ładnie wydaną książkę.
Ale jeśli nie macie takich kolekcjonerskich zapędów – myślę, że można sobie Bestię odpuścić i sięgnąć po inny tytuł. W ostatnich latach wyszło mnóstwo rewelacyjnych gier paragrafowych, i to niestety nie jest jedna z nich. Czy ma dobre strony? Jasne! Ale jest sporo tytułów na rynku, które takich plusów nie równoważą minusami.
Z dotychczasowych części serii Fighting Fantasy, Bestia jest pierwszą, po której widać jej wiek.
Jeśli zdecydujecie się po nią sięgnąć – warto zdawać sobie z tego sprawę.
Plusy
- postać, którą kontrolujemy
- porządne wydanie
Plusy / minusy
- niespecjalnie ekscytujące lokacje
- ogólna losowość rozgrywki
Minusy
- tragiczne rozpoczęcie książki
Ocena:
Bestia Chaosu to gra żywcem wyciągnięta z lat osiemdziesiątych. Losowa, miejscami dość toporna, miejscami dość przewidywalna, ale posiadająca też pewne naprawdę ciekawe rozwiązania. Kontrolowanie postaci Bestii to interesująca odskocznia, ale sposób w jaki zapoznajemy się z tą postacią na początku książki jest ogromnym minusem. Polecam raczej jedynie kolekcjonerom serii Fighting Fantasy i fanom gatunku, którym zawsze mało kolejnych i kolejnych gier paragrafowych.
Dziękujemy wydawnictwu Fox Games za przekazanie gry do recenzji.
Marcin Dudek
Gram w planszówki, RPGi, bitewniaki i karcianki kolekcjonerskie, ale planszówki zajmują pierwsze miejsce. Przygoda z graniem zaczęła się u mnie od pierwszej edycji 51 stanu, potem były lata grywania we wszystko co wpadło w ręce, aż w końcu mój gust skręcił mocno w stronę eurosucharów. Rzeczy do których ciągnie mnie w grach najbardziej to dice placement, deckbuilding i kooperacja.
Latest posts by Marcin Dudek
(see all)