Bardzo udany koniec świata, czyli: Blood Rage. Recenzja
Blood Rage to współczesny klasyk – gra niezmiennie ciesząca się dużą popularnością, nawet mimo ogromnej konkurencji. Wielu graczy wskazuje ją jako swój ulubiony tytuł, u innych ląduje w Top 10 wszechczasów. A jednak od 2015 roku – nigdy się nią nie zainteresowałem. Czy to niechęć do area control, czy przesyt tematem – nie wiem, ale w każdym razie: pierwszy raz zagrałem w Blood Rage dopiero teraz, w 2023 roku, na potrzeby tego tekstu.
W internecie można znaleźć mnóstwo recenzji napisanych przez fanów gry, ludzi którzy pokochali ją zaraz po premierze. Na Board Times przeczytać możecie recenzję napisaną przez Wojciecha Mikołajczyka już ładnych parę lat temu: https://boardtime.pl/2016/08/
Pozwólcie więc, że przedstawię Wam w tym tekście trochę inną perspektywę – kogoś, kto Blood Rage’a do tej pory aktywnie omijał, unikał na konwentach, ignorował w sklepach, by w końcu, po prawie 10 latach, stwierdzić: “no dobra, może w końcu spróbuję”.
Spis treści
Informacje o grze
Wydawnictwo: Portal Games
Liczba graczy: 2 – 4
Czas gry: 60 minut
Wiek: 14 lat
Cena: 261,18
Skromnie ale na bogato, ładnie ale brzydko
Area control nie należy do moich ulubionych gatunków – nie ciągnie mnie do Gry o Tron, od lat nie grałem w Kemeta, mój gust to bardziej rozmaite euro-klimaty. Ale ostatnimi czasy pojawiło się trochę gier z tą mechaniką, które zaskakująco mi podeszły – z najnowszych choćby Bór czy Brian Boru.
Gdy więc pojawiła się opcja zrecenzowania Blood Rage’a, pomyślałem sobie: może warto przybliżyć tę grę graczom takim jak ja – niezdecydowanym, niekoniecznie zainteresowanym, wahającym się czy to gra w ich stylu?
Taka to więc będzie recenzja: perspektywa gracza, który Blood Rage omijał, nie nastawiał się, że grę polubi, nie do końca wiedział nawet w co się pakuje, kiedy otwierał pierwszy raz pudełko z grą…
A pierwsze zaskoczenie przyszło już na etapie otwierania pudła. Miałem wyrobione jakieś wyobrażenie na temat Blood Rage’a, na podstawie widzianych w internecie zdjęć, krążących po Facebooku opinii, wrażenia jakie gra robiła gdy mijałem ją z daleka na konwentach. To wyobrażenie to była ogromna gra, wydana na totalnym wypasie: pudło pełne figurek, znaczników, rozmaitych talii, żetonów, słowem: potwór, którego rozstawiasz na stole, by spędzić przy nim pół dnia.
Kiedy jednak otworzyłem pudełko i przejrzałem komponenty, szybko przyszła myśl: “zaraz, to już wszystko?”. Jest plansza, jest talia małych kart do draftu, są planszetki i figurki graczy – i to właściwie wszystko. A gdzie jeszcze co najmniej pięć innych talii, gdzie garście żetonów i znaczników, gdzie kolejne plansze, na których układać będziemy kolejne komponenty?
Tu więc nastąpiło moje pierwsze zaskoczenie – Blood Rage jest grą dość prostą i raczej minimalistyczną.
Żeby Wam to udowodnić, oto zasady:
Gramy trzy epoki, z których każda zaczyna się fazą draftu. Zdobywamy w ten sposób karty, które przydadzą nam się później w fazie akcji. Karty dzielą się na trzy rodzaje: ataku (przydatne w walce, gdy będziemy bić się z innymi klanami), wypraw (zadania, które możemy realizować, żeby zdobyć punkty, np.: kontroluj konkretny obszar) i rozwinięcia (karty na stałe ulepszające nasz klan lub dające nam do dyspozycji potwory jako nowe jednostki).
Kiedy już skończymy draft, wykonujemy po jednej akcji, zgodnie z kolejnością graczy, aż każdy zrobi tyle akcji ile chce i może (mamy określoną pulę punktów akcji na całą epokę, ale możemy ją w trakcie gry powiększać). Akcje są proste: możemy wystawić nowe figurki na planszę, możemy przesuwać te, które już na planszy stoją, możemy zagrać kartę wyprawy albo rozwinięcia, no i możemy złupić teren – pozyskując z niego nagrodę. Te nagrody mogą zwiększyć jedną z trzech statystyk naszego klanu: dać nam więcej punktów akcji na przyszłość, sprawić, że wygrane bitwy będą nam dawały więcej punktów zwycięstwa, albo pozwolić wystawić na planszę więcej figurek (początkowy limit wynosi 4).
Gdy już wszyscy skończą z akcjami – sprawdzamy czy komuś udało się wykonać któreś z zadań, które zagrał, potem niszczymy jeden z regionów planszy, żeby plansza zrobiła się ciaśniejsza (ostatecznie trwa właśnie Koniec Świata!) i zaczynamy kolejną epokę i kolejną fazę draftu!
Wszystko. Naprawdę wszystko! Grę tłumaczy się nowym graczom błyskawicznie, a rozgrywka idzie bardzo dobrym tempem już przy pierwszej partyjce.
Ta prostota zasad to drugie zaskoczenie, a trzecie – to, jak duży jest kontrast między poszczególnymi komponentami. Blood Rage to jedne z najlepszych figurek jakie widziałem w grze planszowej, są duże, szczegółowe, różnorodne – super. Tylko że obok nich mamy bardzo wątłe planszetki graczy, cieniutkie plansze Walhalli czy Epok. Żetony są dziwne – dość toporne, nie najlepszej jakości, odstające stylem od niesamowitych miniaturek. Dość duży rozstrzał jeśli chodzi o jakość komponentów.
Ok, kiedy więc ustaliłem już, że Blood Rage to nie gigantyczne pudło pełne setek najróżniejszych skarbów, a dość minimalistyczna gra o dość prostych zasadach, czas rozstawić ją do pierwszej rozgrywki i przygotować się na kolejne niespodzianki.
Zasady: mało, ale sprytne.
Niespodzianka kolejna. Niby Blood Rage to gra area control, bez wątpienia: walczymy o kontrolę nad obszarami na planszy, a ta kontrola daje nam punkty zwycięstwa i inne nagrody – area control pełną gębą. Ale jednocześnie – dość specyficzne i trochę odbiegające od klasyki.
Przede wszystkim: możemy wygrać grę, wcale nie wygrywając obszarów. Dzięki sprytnie wydraftowanym zadaniom możemy zdobyć sporo punktów za jednostki, które zginą w bitwie.
Możemy nawet wykręcić niezłe karciane combosy, które pozwolą zdobyć mnóstwo punktów za jednym razem.
Przykład: wybieramy zadanie – zdobądź 8 punktów jeśli masz w Walhalli przynajmniej 4 jednostki, draftujemy kolejną taką kartę. Zadania sobie czekają, a my zagrywamy kartę ulepszenia, mówiącą że nasze karty wypraw dają nam podwójne punkty oraz taką która daje nam 1 punkt za każdą naszą figurkę powracającą z Walhalii. Na koniec tej epoki realizujemy te dwie wcześniejsze karty wypraw, zgarniając masę punktów!
Takich karcianych połączeń możemy tworzyć naprawdę mnóstwo, a bywają niezwykle satysfakcjonujące, kiedy nagle w jednej turze zdobędziemy punkty równe prawie 1/4 całego naszego wyniku w grze.
Więc: karciane combosy, możliwość odpuszczenia walki o obszary, draft jako bardzo ważna część rozgrywki – to moje kolejne zaskoczenie.
Blood Rage to nie do końca gra o rekrutowaniu jednostek, maszerowaniu nimi po mapie i powolnym przejmowaniu kolejnych regionów. To gra w której rzucamy do walki nasze jednostki, zdobywamy punkty i inne nagrody, tracimy większość tych jednostek, zdobywamy za to kolejne punkty, i od początku. Ciągły ruch, zmiana, dynamika, zero czasu na przestój.
Podoba mi się tutaj to, jak wiele udało się wycisnąć z tak prostych zasad. Owszem, mamy te pięć akcji, które możemy zrobić w turze – ale jak dużo stawiają one przed nami wyborów!
Parę rzeczy które zachwyciły mnie w trakcie rozgrywek, w losowej kolejności.
Na planszy jest środkowy obszar – Ygdrasil, do którego nie możemy rekrutować jednostek. Można tam wejść tylko wykonując akcję przemarszu jednostkami, które już były na planszy. Każdy z zewnętrznych regionów, po jego splądrowaniu, daje nam postęp na jednym z trzech omawianych wcześniej tracków, ale Ygdrasil daje postęp na wszystkich trzech jednocześnie.
To naprawdę duża nagroda!
Ale prowadzi do bardzo ciekawego momentu w grze: jeśli ktoś zdecyduje się złupić jakiś obszar (a żeby to zrobić musi mieć w tym obszarze przynajmniej jedną swoją jednostkę), to wszyscy gracze posiadający jednostki w obszarach sąsiadujących mogą dołączyć do tej walki, przesuwając tam swoje figurki. A z Ygdrasilem sąsiaduje każdy obszar na planszy! A zatem decyzja o złupieniu tego obszaru uruchamia lawinę konsekwencji. Wszystkie pozostałe regiony mają też limit jednostek, które mogą w nim przebywać, ale nie Ygdrasil. Więc nagle każdy z graczy zyskuje opcję dołączenia do bitwy, i to tyloma jednostkami, iloma chce.
Może po to, żeby ukraść wygraną graczowi odpalającemu akcję – ale może po to, żeby wysłać swoje jednostki na śmierć, a może w celu zagrania jakiejś sprytnej karty walki…
Kolejna sprawa: timing rund! Mamy określoną liczbę punktów akcji do wykorzystania w całej rundzie / epoce. Kiedy zejdziemy z nimi do zera, nie bierzemy już udziału w tej rundzie, chyba że dołączymy do odpalonej przez kogoś innego walki.
Ale to jak te punkty spożytkować – to bardzo angażująca zagadka. Ważne jest nie tylko: na co, ale też: jakim tempem. Kiedy wyprzedzić jakieś działania innych graczy, a kiedy je przeczekać, żeby nie mieli już możliwości zareagować na nasze poczynania.
Następna rzecz: temat gry. Nadszedł Ragnarok, świat się kończy, a nasi wojownicy chcą zginąć w walce, bo to prawdziwie chwalebna śmierć. Temat na pierwszy rzut oka wydawał mi się dość banalny, ale po rozegraniu kilku partyjek widzę jak ładnie pasuje do mechaniki!
W wielu sytuacjach wysyłamy naszych wojowników na pewną śmierć, wiedząc że nie mają najmniejszych szans na wygraną.
Inny temat mógłby sprawić, że takie zagrania wydają się bezsensowne, a ten – daje ładne fabularne wytłumaczenie, czemu naszym jednostkom to nie przeszkadza.
Blood Rage: fakty i mity
Blood Rage bardzo pozytywnie mnie zaskoczył – myślałem że jest bardzo konfliktową grą, a tymczasem to raczej gra o stworzeniu sobie sprytnych okazji do zdobywania punktów. Myślałem, że wytłumaczenie komuś tej gry to zadanie na pół spotkania, a tymczasem podstawowe zasady da się opowiedzieć w parę minut.
Myślałem że nie polubię tej gry przez nacisk na mechanikę area control – a tymczasem można grać zupełnie innymi strategiami.
Myślałem też że wszyscy ludzie, którzy próbowali mnie do tej gry przekonać, opowiadając że ma ona sporo z gry euro, mocno naginali fakty. Ale po kilku rozgrywkach zacząłem to dostrzegać. Sprytne dysponowanie punktami akcji, kolejnością zdobywania nagród które zwiększają nasze możliwości, układanie planu zdobycia punktów już na etapie draftowania kart – to wszystko elementy, które budziły we mnie więcej skojarzeń z jakimś niepozbawionym interakcji euro, niż z np. Grą o Tron.
Spodziewałem się też, że jeśli nawet jakimś cudem gra mnie do siebie przekona – raczej nie będziemy po nią sięgnąć w domu, do dwuosobowych rozgrywek.
Ale – i tu moje wrażenia mocno się rozmijają z większością opinii w internecie – Blood Rage zaskakująco dobrze się sprawdza na dwóch graczy!
Rozmiar planszy dobrze się skaluje, dzięki czemu nadal jest dość ciasno, z talii do draftowania usuwamy część kart, a dodatkowo draftujemy na raz po dwie karty, zamiast jednej, co działa naprawdę dobrze.
Odczytywanie intencji drugiego gracza, próba przeczekania lub wyprzedzenia jego działań, wmanewrowanie przeciwnika w zabicie naszych jednostek, które chcieliśmy poświęcić, i zagranie odpowiedniej karty walki żeby wygrać tam gdzie zależy nam na wygranej – naprawdę nie widzę żadnych minusów gry dwuosobowej, sięgam po nią z przyjemnością, wszystkie te mechanizmy nie tracą moim zdaniem nic przy mniejszej liczbie graczy.
Szkoda może tylko, że rozgrywka pięcioosobowa możliwa jest dopiero z dodatkiem – bo wygląda jakby gra była zaprojektowana na 2-5 graczy, a komponenty dla 5 gracza zostały usunięte, żeby zrobić z nich dodatek.
Bardzo go swoją drogą polecam, bo przy każdej liczbie graczy Blood Rage podobał mi się równie mocno. Pięcioosobowa rozgrywka może nam zająć ponad dwie godziny, ale gra nie ciągnie się ani przez chwilę, a kolejne partyjki robią się coraz krótsze.
Dla kogo tak, dla kogo nie
Gdybym miał wskazać jeden element mechaniki Blood Rage, który lubię najbardziej, to byłby to sposób, w jaki gra sprawia, że różne obszary na planszy są dla graczy interesujące.
W każdej epoce jeden obszar jest oznaczony żetonem zniszczenia – wskazującym, że ten obszar z końcem danej epoki zostanie zniszczony. To ważne, ponieważ wszystkie jednostki, które na koniec tej epoki nadal będą zajmowały ten obszar, zostaną zniszczone – ale za to w nagrodę za chwalebną śmierć w Ragnaroku przyniosą ich właścicielom sporo punktów.
Warto więc próbować umieścić tam swoje jednostki, to jedno z miejsc wartych uwagi. Ale – na każdym obszarze w grze znajduje się też żeton, określający jaką nagrodę dostaniemy za jego splądrowanie. W zależności od tego na której nagrodzie zależy nam najbardziej – do różnych obszarów ciągnie nas bardziej lub mniej. Może chcemy najpierw zwiększyć punkty które dostajemy za wygrane bitwy, bo planujemy dużo walczyć i dużo ginąć. A może planujemy rozejść się po planszy i nie tracić za dużo jednostek – a wtedy ważniejszy będzie dla nas tor który ustala ile jednostek możemy mieć na raz na planszy. Różne obszary zyskują dla nas wtedy różna ważność.
Dodatkowo – trzeba obserwować gdzie gromadzą się jednostki innych graczy. Jest ich gdzieś szczególnie mało? Może warto tam wejść, żeby zająć ten teren dla siebie?
A jeśli jakiś region zaroił się od oddziałów innych graczy, to może warto spróbować stracić tam w walce jakieś jednostki?
No i środkowy region, Ygdrasil – tu zawsze warto spróbować się znaleźć, przez wzgląd na imponujące nagrody za plądrowanie.
W efekcie – żaden wybór w trakcie gry nie jest oczywisty, mamy różne powody żeby być w różnych miejscach, ale która opcja jest teraz najlepsza – musimy sami zdecydować, nie ma jednej dobrej odpowiedzi.
No dobra, poopowiadałem trochę o mechanice, trochę o rzeczach które w Blood Rage’u najbardziej mnie zaskoczyły, wiecie już że gra bardzo mi przypadła do gustu.
Przejdźmy więc do jakichś podsumowań – dla kogo grą jest Blood Rage?
Przede wszystkim – Blood Rage w bardzo dużym stopniu jest grą draftową. Draft jest bardzo istotny, określa nasze możliwości w nadchodzącej epoce, wymusza zdecydowanie się już na jakąś konkretną strategię.
Jeśli więc lubicie gry zbudowane na tej mechanice – warto dać tej grze szansę!
Poza tym – zamiłowanie do area control i gier mocno konfrontacyjnych absolutnie nie jest potrzebne żeby Blood Rage’a docenić.
Z trzech gier, które tworzą wspólnie nieoficjalną trylogię Erica Langa, Blood Rage nie przypomina mi ani Rising Sun ani Ankh – gdybym musiał porównywać ją do czegoś, to prędzej do starszego Chaosu w Starym Świecie. Ale Blood Rage jest grą o wiele mniej skomplikowaną, szybszą do wytłumaczenia i bardziej dynamiczną.
Jeśli lubicie sprytne karciane zagrania, mechanikę optymalnego dysponowania pulą punktów akcji i gry, które sprawiają wrażenie większych nich w istocie są (ogromne pudło, krótka instrukcja) – Blood Rage będzie grą dla Was.
Bo jeśli ktoś jest fanem area control – nie wydaje mi się, że potrzebuje dodatkowej zachęty. Pewnie już tę grę dobrze zna.
Od siebie do dyskusji na temat gry Blood Rage mogę więc dodać tyle:
– jest dużo prostsza i szybsza niż się wydaje!
– jest grą area control dla graczy których nie koniecznie bawi area control
– jest naprawdę dobrą grą dwuosobową
Mnie ten tytuł kupił, wzbraniałem się długo, ale teraz zakupiłem dodatki, rozglądam się za insertem, i wiem że gra na długo zostanie w kolekcji!
- proste do wytłumaczenia zasady
- głębia rozgrywki mimo prostych zasad
- dynamika rozgrywki
- świetne figurki
- niektóre grafiki – np. cały oddział kobiet w wikingowym bikini, to jednak dość specyficzny typ fantastyki, który nie każdemu przypadnie do gustu.
- jakość niektórych komponentów, np. planszetki graczy albo żetonów.
Ocena:
Blood Rage to gra zaskakująca: sprawiająca epickie wrażenie, a jednocześnie szybka i łatwa do wytłumaczenia nowym graczom.
Jest tu dużo do odkrywania, dużo różnych dróg, którymi możemy podążyć w trakcie rozgrywki, dużo różnych combosów, które mogą przechylić szalę zwycięstwa na naszą stronę.
Jeśli jesteście fanami gatunku – znacie już Blood Rage na pewno, a jeśli nie jesteście – wydaje mi się, że i tak warto dać jej szansę. To jeden z tych rzadkich przypadków designu tak dobrego, że przekracza granicę gatunku do którego należy – to nie tylko świetna gra area control, to po prostu świetna gra.
Dziękujemy wydawnictwu Portal za przekazanie gry do recenzji.
Wesprzyj nas na Patronite i zdobądź planszówkowe nagrody.
Marcin Dudek
Game Details | |
---|---|
![]() | |
Name | Blood Rage (2015) |
Złożoność | Medium [2.87] |
BGG Ranking | 45 [7.94] |
Player Count (Recommended) | 2-4 (3-4+) |
Projektant/Projektanci | Eric M. Lang |
Grafika | Henning Ludvigsen, Thierry Masson, Mike McVey and Adrian Smith |
Wydawca | Cool Mini Or Not, Arclight Games, Asmodee, Asterion Press, BoardM Factory, CMON Global Limited, CrowD Games, Delta Vision Publishing, Edge Entertainment, Fantasmagoria, Galápagos Jogos, Game Harbor, Geekach Games, Guillotine Games, MIPL, Portal Games and REXhry |
Mechanizmy | Action Points, Area Majority / Influence, Area Movement, Card Play Conflict Resolution, Closed Drafting, Hand Management, Map Reduction, Memory, Open Drafting and Simultaneous Action Selection |
- Super-Zombicide, czyli: Marvel Zombies. Recenzja. - 25 listopada 2023
- Chaos króluje, czyli Bestia Chaosu. Recenzja. - 29 września 2023
- Star Realms Frontiers. Recenzja - 24 lipca 2023