Tindaya – recenzja
Tindaya to gra o przetrwaniu na Wyspach Kanaryjskich w XV wieku, w której ufundowaniu pomogło ponad 1800 graczy. Możemy tu spróbować swoich sił zarówno w wariancie kooperacyjnym, jak i rywalizacyjnym. Osadnicy walczący o przetrwanie starają się w Tindaya zapewnić sobie wyżywienie, oraz godne do życia warunki. Odpierają również najazdy konkwistadorów, a wszystko to przy poszanowaniu sił natury, starając się zyskać przychylność bogów.
Ogrywanie tego tytułu trochę mi zajęło, jednak wreszcie jestem gotowa podzielić się wrażeniami.
Spis treści
Informacje o grze Tindaya
Wielkie pudło pełne dobroci
Biorąc po raz pierwszy do ręki grę Tindaya nieco się zdziwiłam jej wagą, bowiem twórcy upchnęli w pudełku ponad 2,5kg komponentów! Między innymi: kafle mapy, planszetki dla graczy, kafle terenu, drewniane figurki tubylców, znaczniki, kostki, karty… Jest tego naprawdę DUŻO. Samo segregowanie i przejrzenie wszystkich elementów zajęło mi dobre pół godziny. Uprzedzam uczciwie – do tego tytułu będziecie potrzebować dużego stołu.
Wszystko zostało wykonane z należytą dbałością i starannością, jednak mam wrażenie, że niektóre komponenty zostały trochę na siłę udziwnione, np. składane stojaki góry oraz dziczy. Niemniej całość prezentuje się na stole bardzo zachęcająco. Oprawa graficzna zdecydowanie na plus – jest przyjemnie dla oka, kolorowo oraz (co najważniejsze) czytelnie.
Sama instrukcja to mała encyklopedia, nie przeczyta się jej na pewno w przerwie na kawę. Kilkadziesiąt stron zasad i mikrozasad jest opisane jasnym do zrozumienia językiem, jednak w trakcie pierwszej gry sięgaliśmy po nią kilkukrotnie, a znalezienie w niej interesującej nas zasady już takie proste nie było. Na szczęście pomyślano o pomocy w formie skrótu zasad, co czasem faktycznie zdało się być pomocne.
Ocalmy archipelag
Zacznę od stwierdzenia, że Tindaya należy zdecydowanie do złożonych gier, a pierwsza rozgrywka męczy już podczas tłumaczenia wszystkich zasad. Bardzo ciężko jest je wszystkie zapamiętać, tłumaczenie trwa ładnych kilkadziesiąt minut (nie jestem pewna, ale chyba około 40-50). Przewidywany czas gry również się wydłuża (no chyba, że nie dopilnujemy wszystkich przeciwności losu i przegramy po pierwszej erze, co też może się zdarzyć).
W wielkim uproszczeniu, rozgrywka w Tindayę wygląda mniej więcej następująco: wybierasz/losujesz plemię wraz z jego zdolnością specjalną, zasobami początkowymi oraz dwiema osadami opartymi na rzemiośle, które znają. Ustawiasz osady na mapie i zaludniasz je szlachtą i wieśniakami. Każdy gracz dostaje również planszę rzemiosła. Towary i materiały są reprezentowane przez żetony zasobów. Sześcian reprezentuje 1 akcję, a cylinder oznacza, że możesz wykonać tę samą akcję dwa razy.
Wieśniak daje ci kontrolę nad osadą i możliwość produkcji, zaś szlachta ma umiejętność podróżowania pomiędzy wyspami, może walczyć z konkwistadorami o podbój fortu oraz składać ofiary bogom. Każde plemię ma również możliwość rozwinięcia różnego rodzaju rzemiosła. Rzemiosła mają mechanizm budowy silników, w którym wydaje się zasoby na rozwój wynalazków, te z kolei dają dostęp do innych zasobów oraz umożliwiają pozyskiwanie żywności.
Na początku każdej z trzech epok gry możemy podejrzeć przepowiednie mówiące o tym, jakie zasoby złożyć w ofierze, jakie dokładnie katastrofy ześlą bogowie oraz które wyspy zostaną najechane przez konkwistadorów. Dbanie o zadowolenie Bogów jest bardzo ważne. Są oni wybredni i w zależności od epoki wymagają innej ofiary z surowców lub jedzenia. Możemy również złożyć ofiarę z ludzi – konkwistadorzy idealnie się do tego nadadzą.
Na koniec epoki następuje rozmnażanie zwierząt, karmienie mieszkańców, sprawdzenie czy udało nam się uszczęśliwić bogów (i ewentualnie wprowadzenie katastrof na planszę) oraz najazd konkwistadorów.
Grę wygramy, jeśli po rozegraniu trzech epok uda nam się wykonać wszystkie misje podane na początku gry, zaś w trybie rywalizacji, wygrywa ten, kto po drodze zdobędzie najwięcej punktów.
Wrażenia
Zacznę może od tego, że Tindaya to nie jest łatwa gra. Po pierwszej rozgrywce odbiłam się od niej na kilka tygodni, tak mnie zniechęciła złożoność zasad, czas potrzebny na ich tłumaczenie oraz ciągłe sięganie po instrukcję. Do tego przegraliśmy po drugiej erze, przez niedopilnowanie konkwistadorów, więc niesmak pozostał tym większy. Tematyka nieco przypomina Spirit Island, jednak tam, pomimo, że za pierwszym podejściem również ponieśliśmy porażkę, od razu miałam ochotę podjąć kolejną próbę, a przy Tindaya było wręcz przeciwnie. Także na kilka tygodni trafiła na półkę. Później zagrałam solo zanim podjęłam kolejną próbę gry w większym gronie i było już nieco płynniej, niemniej nadal nie czułam, że bardziej się męczę, niż czerpię przyjemność z rozgrywki, a szkoda, bo tematycznie jest to pozycja bardzo w moim stylu.
To co w Tindaya działa bardzo dobrze, to kooperacja. Jest to jedna z tych gier, w której jeśli dobrze nie przemyślicie i razem nie ustalicie strategii na daną erę, to już raczej po was. Trzeba sobie nawzajem pomagać, wymieniać się jedzeniem, zasobami, zbierać ofiary dla bogów, odpierać konkwistadorów, niwelować skutki klęsk zsyłanych przez bogów – wszystko to wymaga ścisłej współpracy, jednak w całej misternie przemyślanej strategii czasem możecie mieć po prostu pecha. Losowo zesłana katastrofa może nieraz zaważyć o zwycięstwie (szczególnie w trybie solo), co potrafi mocno zirytować i zniechęcić.
Kolejna z fajnych rzeczy to samouczek w instrukcji i możliwość dodania niektórych zasad wraz z kolejnymi rozgrywkami. Więc na szczęście nie ma obowiązku ogarnięcia całości na raz (my, szaleni, tak właśnie zrobiliśmy i dlatego może właśnie tak nas ta pierwsza rozgrywka umęczyła).
Podoba mi się również klimat gry, faktycznie czuć w niej walkę o przetrwanie, zmagania z przeciwnościami losu. Konieczność zadbania o pożywienie, przemieszczania się pomiędzy wyspami, ofiary – wszystko to, plus oprawa wizualna, sprawia, że klimat rozgrywki jest faktycznie odczuwalny.
Mam też trochę takie wrażenie, jakby w tym tytule działo się wręcz za dużo. Mamy rozwijanie planszetki rzemiosła, karmienie, dbanie o bogów, uproszczoną hodowlę i handel, klęski żywiołowe, podbój terenów, konkwistadorów – po prostu pełen pakiet. W mojej opinii Tindaya miałaby szansę trafić do większej grupy odbiorców, oraz zostać w kolekcji na dłużej, gdyby tylko nie była lekko przekombinowana. Na pewno sama zastanawiałaby się jak dodać kilka home rules, żeby tylko ją zrobić bardziej przystępną dla mojej grupy graczy, ale ponieważ mam na półce Spirit Island, w którym wszystko działa elegancko i gdzie rozgrywka mnie nie męczy, to jakoś zupełnie nie czuję takiej potrzeby. Nie twierdzę jednak, że Tindaya nie może się podobać. Przy czwartym podejściu zaczęłam odczuwać już większą dozę przyjemności, jednak wrażenie, że dzieje się tu nieco zbyt wiele nadal pozostało.
Nadmienię jeszcze, że ani razu nie udało mi się zejść czasowo do czasu rozrywki 30 minut na gracza, także ten czas jest mocno niedoszacowany.
Podsumowanie
Tindaya zdecydowanie nie jest grą dla wszystkich, uważam jednak, że warto dać jej szansę, o ile jesteście zaprawionymi w bojach graczami kooperacji, którzy potrafią ze sobą ściśle współpracować. Tylko uprzedzam – gra należy do tych bardziej skomplikowanych i trzeba jej poświęcić sporo czasu, żeby ogarnąć wszystkie zasady. Zanim gra zacznie przebiegać płynnie na pewno musicie rozegrać kilka rozgrywek z instrukcją pod ręką, jednak po tym etapie potrafi przynieść satysfakcję z (wygranej) rozgrywki.
- oprawa wizualna
- odczuwalny klimat przetrwania
- konieczność ścisłej współpracy
- dobrze przygotowana pomoc dla graczy
- wysoki próg wejścia
- dużo dłuższy niż sugerowany czas rozgrywki
- wrażenie, że w grze dzieję się nieco zbyt dużo
- losowa katastrofa potrafi zepsuć misternie budowaną strategię
Ocena:
Tindaya to gra, po którą warto sięgnąć jeśli lubicie ciężkie gry kooperacyjne i ścisłą współpracę między graczami, a pewna doza losowości nie stanowi dla was problemu. Nie jest to gra dla początkujących ani dla osób mających problem z zapamiętaniem dużej ilości zasad. Zarezerwujcie na nią kilka godzin oraz nie zapomnijcie opracować odpowiedniej strategii, żeby sięgnąć po zwycięstwo.
Dziękujemy wydawnictwu Ogry Games za przekazanie gry do recenzji.
Julia Gawrońska
Game Details | |
---|---|
![]() | |
Name | Tindaya (2022) |
Złożoność | Medium Heavy [3.95] |
BGG Ranking | 4083 [7.40] |
Liczba graczy | 1-4 |
Projektant/Projektanci | Lolo González |
Grafika | Javier González Cava |
Wydawca | Red Mojo, Cranio Creations, Funforge, Lotus Frog Games, Maldito Games, Mosaico Jogos, Ogry Games, Taverna Ludica Games, TLAMA games, YOKA Games and Zatu Games |
Mechanizmy | Area Majority / Influence, Cooperative Game, End Game Bonuses, Events, Grid Movement, Hexagon Grid, Hidden Victory Points, Modular Board, Negotiation, Scenario / Mission / Campaign Game, Solo / Solitaire Game, Tile Placement, Traitor Game, Turn Order: Stat-Based, Variable Set-up and Worker Placement, Different Worker Types |
- Opowieści z Pryncypii – rzut okiem - 21 sierpnia 2023
- Zamki Burgundii, czyli nowe szaty klasyka. Recenzja - 19 lipca 2023
- Biuro Śledcze: Śledztwa w Arkham i inne tajemnice. Recenzja. - 21 czerwca 2023