Świrownia, czyli: nie tylko Lovecraft pisze horrory! Recenzja.

[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Gra została przekazana mi bezzwrotnie w ramach recenzji od wydawnictwa Nowa Baśń. Wydawnictwo Nowa Baśń nie miało wpływu na kształt mojej opinii/niniejszej recenzji.

Gry paragrafowe ewidentnie przeżywają właśnie swój renesans. Każdego miesiąca wychodzą nowe tytuły, w większości prezentują naprawdę dobry poziom, a fani gatunku nie mają na co narzekać. Kto woli fantasy – może sięgnąć po fantasy, kto woli sci-fi – ma duży wybór sci-fi, są i kryminały, są paragrafówki dla dzieci… Ale trzeba przyznać, że istniała pewna luka: jeśli ktoś był fanem horroru, miał do wyboru praktycznie tylko tytuły spod znaku Cthulhu. I tu wchodzą Łukasz Radecki i wydawnictwo Nowa Baśń, cali na czarno. Z grą paragrafową Świrownia.

Informacje o grze


Autor: Łukasz Radecki
Wydawnictwo: Nowa Baśń
Liczba graczy: 1
Czas gry: 2 godziny
Wiek: 18+
Cena: 39,90 zł

Świrownia bez spoilerów

Świrownia to horror, a właściwie – slasher. Mamy głównych bohaterów: grupę nastolatków. Mamy miejsce akcji: opuszczony szpital psychiatryczny. I mamy wymyślony na poczekaniu powód, żeby nasi bohaterowie znaleźli się w jednym miejscu (pojechali tam, bo słyszeli, że giną tam nastolatki…) – czyli wszystko czego potrzebujemy, żeby zaserwować sobie kilka godzin strachu!

Nie chcę zdradzać za dużo z fabuły, ale wspomnę tylko, że najbardziej “na miejscu” poczują się tu fani klimatów w stylu “Piły”. 

Kierować będziemy poczynaniami czwórki przyjaciół: Beaty, Patrycji, Krzyśka i Bartka. Nudząc się pewnego dnia, wpadają na pomysł nocnej wycieczki do opuszczonego szpitala psychiatrycznego, ulokowanego tuż za miastem. Dodatkową zachętą jest fakt, że niedawno zginęła tam grupa nastolatków, która wpadła na pomysł nocnej wycieczki do opuszczonego szpitala psychiatrycznego!

Przyznam, że nie urzeka mnie ten setting, ale za to – jako fan gier paragrafowych i stosowanych w nich nowych rozwiązań – byłem ciekaw kontrolowania w trakcie rozgrywki grupy bohaterów. Standardem w większości gier tego typu jest raczej jedna postać, w którą wciela się gracz. Tu natomiast mamy bardzo wyraźnie zaznaczone, że nie jesteśmy jedną osobą z tej paczki, ale śledzimy losy wszystkich, podejmując decyzję w imieniu wszystkich.

I niestety trochę się zawiodłem – nie wydaje mi się, żeby ten pomysł był w pełni wykorzystany. Więcej postaci potrzebnych jest tu raczej do tego, żeby wypełnić czas dialogami, a tylko sporadycznie dać nam wybór, kto powinien podjąć się konkretnego zadania. Raz, że to naprawdę rzadkie okazje, dwa, że w praktyce nie są nawet zwykle tak bardzo istotne.

Do tego dochodzi jeszcze fakt, że cała czwórka jest dość skromnie wyposażona w… charakter. Właściwie cała charakterystyka grupy da się zamknąć w takim streszczeniu: Krzysiek jest wysportowany a Bartek gruby, Beata jest popularna a Patrycja mniej. Przez trzysta stron towarzyszenia tym postaciom nie dowiemy się o nich dużo więcej.

No dobra, ale przyjrzyjmy się samej rozgrywce trochę bliżej.

W lewo, w prawo, w lewo, w prawo…

Rozgrywka jest bardzo standardowa – nie tworzymy tu postaci, nie mamy zestawu umiejętności czy ekwipunku, nie musimy rysować mapy albo rzucać w trakcie gry kostką. No i bardzo dobrze. Lubię paragrafówki poszerzające trochę ramy gatunku, ale bardzo miło jest czasem usiąść do takiego bardzo “standardowego” przedstawiciela gatunku, nie wymagającego dodatkowych akcesoriów. Tylko książka i my. Mam nawet wrażenie, że taka mechanika bardziej pasuje do horroru – im więcej byłoby tu takich “przeszkadzajek”, tym mocniej wytrącałyby nas z atmosfery, którą buduje opowieść.

Czytamy więc paragraf, otrzymujemy wybory i przechodzimy do paragrafu kolejnego. Aż uda nam się trafić na jedno z dobrych lub złych zakończeń książki.

Tu pojawia się jednak pewien problem. Grając w Świrownię miałem wrażenie, że większość decyzji, które podejmuję, sprowadza się do: idziesz teraz w lewo czy w prawo? Otwierasz duże metalowe drzwi, czy idziesz dalej korytarzem? Zawracasz, idziesz dalej, czy skręcasz w lewo?

Do tego dodać trzeba naprawdę dużo paragrafów, które nie posuwają fabuły naprzód, a jedynie serwują nam więcej dialogów. Również niewiele wnoszących… Przykład? Grupa na chwilę się rozdzieliła. My, jako widz, towarzyszymy dwójce przyjaciół. Nagle woła ich pozostała dwójka. Ruszamy w ich kierunku. Przejdź do paragrafu numer ileś tam. A w paragrafie numer ileś tam czytamy, że nasza koleżanka się potknęła, ale już wstała i biegniemy dalej, przejdź do paragrafu numer ileś tam ileś tam.

Kiedy zsumować te wszystkie przypadki, wychodzi na to, że prawdziwych decyzji niestety nie podejmujemy w trakcie gry zbyt dużo. Wybór: w lewo czy w prawo nie jest prawdziwym wyborem, jeśli nie mam żadnych przesłanek do podjęcia takiej czy innej decyzji – jest sposobem na wylosowanie dalszego ciągu historii.

I to właściwie byłoby ok, gramy wtedy bardziej dla samego tekstu, dla opowieści – gdyby tylko samą opowieść czytało się odrobinę lepiej…

Język Świrowni byłby ok, gdyby miał usunąć się na drugi plan i pozwolić nam się cieszyć mechaniką i mnóstwem wyborów. Ale kiedy ten język i ta opowieść staje się głównym bohaterem – mam wrażenie, że nie jest w stanie udźwignąć całego ciężaru.

Pisanie językiem młodzieżowym to zawsze duże wyzwanie i bardzo niełatwa robota. Sposób wypowiedzi naszej czwórki przyjaciół przeskakuje w trakcie gry między tak różnymi stylami, że nie sposób do końca wyczuć, jaki ma być klimat tej opowieści. W jednej sekundzie wszyscy są totalnie zszokowani brutalną śmiercią kolegi, by po sekundzie rzucać lekko sztywne żarty.

Moim ulubionym fragmentem było poświęcenie jednej z postaci (nastoletniej), która rzuca się na napastnika, być dać czas na ucieczkę przyjaciołom (nastoletnim) i krzyczy w ich stronę: “do wyjścia, głupcy!” – muszę przyznać, że parsknąłem, mimo, że horror i w ogóle.

Jak Świrownia wygląda?

Może sprawiam wrażenie, że mam o Świrowni do powiedzenia głównie negatywne rzeczy, więc wrzućmy od razu jeszcze trochę tych negatywów i przejdziemy do tego, co uważam, za pozytywy!

Nie bardzo przypadł mi do gustu sposób wydania książki. 

Okładka wygląda, jak dla mnie, średnio – ale to już kwestia gustu, ogółem pewnie może się podobać. Dla fanów serii Tekken dodam jedynie: ostatecznie okazuje się, że postać, której zarys widzimy na okładce, to nie Heihachi. Szkoda…

W środku trochę brakuje jakichkolwiek ilustracji, mogłyby albo urozmaicać rozgrywkę, albo czasem stanowić element jakiejś zagadki, co pasowałoby do stylu gry. Niestety, wewnątrz znajdziemy tylko i wyłącznie tekst, podzielony na paragrafy.

Samych paragrafów też jednak nie szuka się zbyt przyjemnie. Postanowiono zostawić w książce numery stron – paragrafówki często z nich rezygnują, zostawiając tylko numerację paragrafów, albo zgrywając numery paragrafów z numerem strony. Tutaj mamy jedne i drugie – i wydawałoby się, że to bardzo drobny problem… Dopóki nie złapiemy się po raz kolejny na tym, że szukamy ciągu dalszego po stronach a nie po paragrafach.

Dodatkowo w niektórych miejscach zastosowano nie najszczęśliwsze rozmieszczenie tekstu. Czasem nawet w dość kluczowych miejscach. Jedno z zakończeń gry widoczne jest na zdjęciu poniżej. Dostajemy informację, że to koniec przygody. Możemy dojść do wniosku – ok, czyli to tyle. A możemy przewrócić stronę, żeby zobaczyć ukrytą tam wiadomość o numerze epilogu, który powinniśmy teraz przeczytać. Drobiazgi, ale sumują się w wrażenie, że obsługa książki nie jest tak wygodna jak powinna być.

Podsumowanie

Ok, więc jak po całości wypada Świrownia?

To zależy od tego, czego oczekujecie. Dla mnie – wypadła średnio. Nie do końca przekonał mnie klimat, trochę zawiodły nieliczne wybory i rodzaj zagadek. Czułem się tak, jakbym wybrał się do escape roomu, który okazał się bardzo “mechaniczny” – trochę prostych łamigłówek, lekko naciągany klimat, trochę za mało niespodzianek… Ale jednocześnie zaangażowanie ekipy obsługującej punkt wynagrodziło mi wizytę.

Widać, że Świrownia stworzona jest z miłością – do horrorów, do trochę campowej atmosfery, do fabularnych wytrychów stosowanych przez slashery… Jeśli też darzycie te rzeczy takim uczuciem, to myślę, że sporo Świrowni wybaczycie. Ostatecznie nie bawiłem się źle. Byłem ciekaw rozwiązania, wracałem po raz kolejny, żeby dotrzeć do najlepszego zakończenia – nie tylko dlatego, że recenzja tego wymagała, ale ze zwykłej ciekawości.

Jeśli Łukasz Radecki stworzy kolejne paragrafówki – chętnie po nie sięgnę. Świrownia ma naprawdę spory potencjał, ale mój główny zarzut jest taki, że w dużej mierze jest to potencjał niezrealizowany. Obiecuje nam horror i gęstą atmosferę, a daje raczej dość standardowy escape room, który nie wywróci naszego świata do góry nogami, ale pozwoli miło spędzić wieczór.

 

Plusy
  • różnorodność możliwych zakończeń
  • horror bez Cthulhu!
Plusy / minusy
  • bardzo mało realnych wyborów
Minusy
  • język głównych bohaterów w niektórych momentach
  • bardzo “minimalistyczne” wydanie, tylko suchy tekst

Ocena:

Świrownia to paragrafówka dla fanów horrorów i slasherów, gotowych wybaczyć jej pewne niedociągnięcia. Nie jest idealna, ale wypełnia pewną lukę na polskim rynku – oferując nielovecraftowską opowieść grozy. 

Dziękujemy wydawnictwu Nowa Baśń za przekazanie gry do recenzji.

 

Marcin Dudek

 

Marcin Dudek