Było grane! Planszowe podsumowanie miesiąca (czerwiec 2021)

W czerwcu przyszły upały i początek wakacji, przez co więcej czasu spędzaliśmy na dworze, a mniej nad planszą. Tym niemniej na nasze stoły trafiło sporo nieoczywistych tytułów – zobaczcie, w co grali Marcin, Miłosz i Ewa.

Marcin – strzały na pustyni (Bullet, Diuna: Imperium)

W czerwcu najczęściej lądowała u mnie na stole gra, która jednocześnie jest dla mnie największym zaskoczeniem ostatnich miesięcy: Bullet. Rozgrywana w czasie rzeczywistym łamigłówka, która wymaga od nas ustawiania nadlatujących w naszą stronę pocisków w odpowiednie wzory. Ułożymy wzór – możemy pozbyć się pocisków.
Ale żeby to zrobić, musimy mocno się nakombinować i umiejętnie wykorzystać zdolności naszej postaci – a presja czasu dodatkowo utrudnia zadanie.
Wrażenie z rozgrywki jest takie, jak z ultra szybkiej potyczki z kilkoma osobami w Tetrisa – usuwamy pociski, one wpadają na plansze innych graczy jako przeszkadzajki, tempo rośnie z rundy na rundę, a my czekamy na ten idealny kształt który pozwoli nam usunąć na raz pół planszy… No i żeby jeszcze bardziej to wszystko udziwnić, zamiast zwykłego timera: dedykowana playlista na Spotify, stworzona przez wydawcę Totalnie dziwaczny tytuł, ale nie umiem się od niego oderwać.

Bullet - gra planszowa

Natomiast z samą końcówką czerwca wskoczyło jeszcze największe rozczarowanie ostatnich miesięcy – Diuna: Imperium. Po porównaniach do Arnaka spodziewałem się czegoś rewelacyjnego – podoba mi się ten pomysł z połączeniem deckbuildingu i worker placementu – a dostałem festiwal losowości, który sprawia, że jakiekolwiek planowanie nie ma większego sensu. No a sam deckbuilding – dość skromny i trochę jakby niepotrzebny w grze. Rozumiem, że może się podobać, jeśli ktoś zaakceptuje skalę losowości, ale ja po jednej rozgrywce miałem dość.

Diuna: Imperium gra planszowa

 

Miłosz – od Knizii po bitewniaki (Babilonia, Age of Sigmar: Dominion)

Czerwiec niestety nie był dobrym miesiącem na granie. Praca zawodowa skutecznie odciągała mnie od stołu, jednak nie oznacza to że nie udało mi się zagrać w nic, czym nie warto się podzielić. 
 
Babilonia – gry Rainera Knizi są specyficzne. Banalne, wydawałoby się, mechaniki ubrane w mniej lub bardziej atrakcyjną szatę graficzną, często nie przystającą do “powagi” zastosowanych rozwiązań. Takie El Dorado to banalna gra, ale gra się w to tak dobrze w gronie rodzinnym! Paskudny w swoim wyglądzie Battle Line, który uwielbiam za skalowalność decyzyjności, a to tylko talia kart i kilka pionków. Babilonia to taki typowy mechanicznie Knizia. Prosciutkie zasady, sporo liczenia w głowie, do tego aspekt przestrzenny i łatwe ryzyko popełnienia błędów, które będą się na nas bardzo mścić w przyszłości. Do tego spora regrywalność i przepiękne wydanie od Ludonovy. Gra jest szybka, prosta, śliczna i z syndromem jeszcze jednej partii. Bardzo polecam. 
Babilonia gra planszowa
 
Warhammer Age of Sigmar Dominion – trzecia edycja systemu bitewnego Age of Sigmar. To mój pierwszy bliższy kontakt z grami bitewnymi. Zawsze unikałem takich gier, bo to mnóstwo miejsca zajmuje, wymaga malowania figurek, do tego te miarki odległości, znaczniki, kostki, opasłe tomiska zasad i rozpisek bitewnych. No hobby samo w sobie, które nie daje czasu na nic innego. Ale spróbowałem… I muszę przyznać, że to niesamowicie wciąga! Zasady nie są trudne, koszt wejścia w system dużo niższy niż w niejedną dużą grę na Kickstarterze, regrywalność nieograniczona i mnóstwo możliwości rozwijania gry zgodnie ze swoim widzimisię. Do tego przypomina to szachy, więc w grze mamy mnóstwo decyzji do podjęcia, a kostki dodają sporo emocji przy każdym rzucie. Swoboda gry i piękno figurek jest niezwykle kusząca i na pewno bardziej zainteresuje się grami bitewnymi. Polecam spróbować.
Age of Sigmar Dominion

Ewa – powroty ze starszej półki (Shadowrun Crossfire, Olympos)

Co prawda, kiedy na zewnątrz ładna pogoda, planszówki walczą o pierwszeństwo z rowerem, ale znalazło się trochę czasu na granie.
 
Często na stole lądował Shadowrun Crossfire — kooperatywny deck builder osadzony w cyberpunkowym świecie Shadowruna. Wcielamy się w nim w grupę najemników, którzy dla pieniędzy eskortują klientów, uczestniczą w strzelaninach i innych szalonych akcjach. Rozgrywka jest dynamiczna i szybka. Gra ma dość nietypowy jak na deck-builder rozwój postaci: talia podczas każdej akcji składana jest od nowa, ewoluują natomiast zasady jej budowania i dobierania kart. A ileż z tego frajdy i satysfakcji!
Shadowrun Crossfire gra planszowa
 
Drugą grą, która umiliła mi czerwiec był Olympos — gra Philippe Keyaerts’a  twórcy popularnego Small World, w której kolonizujemy tereny antycznej Grecji oraz Atlantydy. Olympos ma ciekawy mechanizm gospodarowania czasem — ilość akcji podejmowana przez graczy zależy tylko od tego, jak dobrze go wykorzysta. W odróżnieniu od Small World, która jest dobrą grą na wejście, ale szybko się z niej “wyrasta”, Olympos skierowany jest do trochę bardziej doświadczonych graczy, ma przy tym przystępny czas gry — do 90 minut. Oryginalnie przewidziany jest na od 3 do 5 graczy, posiada jednak, dostępny na stronie wydawcy, dobrze działający tryb dwuosobowy.  Gra trochę zapomniana, a bardzo polecam.
Olympos - gra planszowa

 

Grzesiek & cały zespół redakcyjny Board Times

Grzegorz Szczepanski