Dice Throne Season One: Rerolled. Recenzja

[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Gra została przekazana mi bezzwrotnie w ramach recenzji od wydawnictwa Lucky Duck Games. Wydawnictwo Lucky Duck Games nie miało wpływu na kształt mojej opinii/niniejszej recenzji.

Kampania crowdfundingowa polskiej edycji Dice Throne powoli zbliża się do końca i już osiągnęła niemal 500% zakładanego minimum. Tym niemniej wszystkich niezdecydowanych zapraszam do recenzji, w której przybliżę moje wrażenia z dalszego ogrywania Dice Throne – natomiast na szybki rzut oka po kilku partiach zapraszam do wcześniejszego tekstu.

Informacje o grze



Autor: Nate Chatellier, Manny Trembley
Wydawnictwo: Roxley Games (wersja pl: Lucky Duck Games)
Liczba graczy: 2-6
Czas gry: ok. 30 minut
Wiek: 10+
Cena: 450 zł
(ale można kupić mniejsze zestawy – 2 bohaterów to koszt 99 zł

Z czego się składa Dice Throne

Na temat wykonania pisałem więcej w pierwszych wrażeniach, więc w skrócie: gra prezentuje się ślicznie, ma bardzo szybki setup i dość jasne zasady. W tacce zawierającej konkretną postać znajdują się wszystkie elementy niezbędne do gry, co sprawia, że na jednym, pełnym egzemplarzu może naraz grać 8 osób w dowolnej konfiguracji. Dość rozsądne będzie za to zakoszulkowanie kart. Nie są one w trakcie rozgrywki zbyt często tasowane, ale są dość cienkie i mogą się łatwo zniszczyć. Nieco niezrozumiały jest za to brak rozróżnienia kart różnych bohaterów po rewersach; zważywszy na fakt, że niektóre karty powtarzają się w każdej talii, należy bardzo uważać, żeby ich nie pomieszać. Oznaczenia, z której talii pochodzi każda z kart są dość mikroskopijne i mało czytelne.

 

Dice Throne: zasady

Dice Throne jest przede wszystkim grą dwuosobową, ale posiada też wariant drużynowy oraz trzyosobowe “free for all”. Każdy z graczy wciela się w jednego z uczestników turnieju zorganizowanego przez szalonego króla i musi pokonać swojego przeciwnika (lub przeciwników), czyli doprowadzić ich poziom życia do 0. Rozgrywka składa się z serii tur, w trakcie których zagrywamy karty usprawnień, ale przede wszystkim rzucamy kostkami i przeprowadzamy rozmaite, opisane na planszetce gracza ataki. Cała zabawa polega przede wszystkim na tym, żeby optymalnie wykorzystywać specjalne zdolności swoich postaci. Poszczególne postaci stosują różne techniki walki: Ninja i Złodziej Cienia używają trucizn, Drzewiec przyzywa leśne duchy na pomoc, a Mnich kumuluje specjalną energię Chi (w postaci żetonów). Co dość istotne, każda postać ma też zdolność obronną, którą może odpalić za każdym razem, kiedy przeciwnik nie zastosuje nieblokowalnego ataku. Ponieważ zdolności obronne często same z siebie generują obrażenia, w grze potrafią się zdarzać remisy, kiedy wszystkie postaci zostają wyeliminowane w tym samym momencie.

DT2

Jak się grało?

Po pierwszych 5 partiach pisałem, że Dice Throne jest niezwykle prostą, ale przyjemną turlanką, której bliżej do Potworów w Tokio, niż do “poważniejszych” gier pojedynkowych typu Magic: The Gathering czy nawet Keyforge. Pozostaję przy tej opinii, choć musze przyznać, że z każdą kolejną rozgrywką odkrywam większe pokłady strategii, niż początkowo przypuszczałem. To wciąż dość prosta w obsłudze gra, sprowadzająca się do zadania przeciwnikowi większej liczby obrażeń, niż sami otrzymujemy – jednak zwłaszcza w przypadku bardziej skomplikowanych postaci, optymalna rozgrywka nie jest wcale tak banalna. W przypadku takich bohaterów jak Drzewiec czy Paladyn trzeba trochę się ograć, żeby nie zebrać oklepu od prostszych w “obsłudze” Barbarzyńcy czy Księżycowej Elfki. Losowość występuje nie tylko na poziomie rzutów kośćmi, ale także w dociągu kart – jednak nie powiedziałbym, że to one całkowicie determinują rozgrywkę. Jeżeli dobieramy więcej usprawnień, zyskujemy większą elastyczność; karty do stosowania w trakcie walki z kolei ułatwiają nam przeprowadzenie skuteczniejszego ataku.

 

 

Każda postać ma sporo możliwości. Najpotężniejszy atak uzyskujemy przez wyrzucenie pięciu “szóstek”, ale dość mocne ataki mamy do dyspozycji zawsze rzucając np. strita (2-3-4-5-6) albo kilka symboli tego samego typu. Każdy z bohaterów posiada własny zestaw specjalnych żetonów statusu, które zwiększają jego możliwości lub ograniczają przeciwnika. W przypadku niektórych z nich istotny jest tzw. “stack limit”, czy liczba żetonów tego samego typu, jakie mogą leżeć na jednej postaci. Przykładowo Mnich i Piromantka mogą zwiększać limit specyficznego typu żetonów, jednak niestety w grze nie da się tego w żaden prosty sposób zaznaczyć – wydawca zaleca trzymanie nadmiarowych żetonów  w pudełku.

Rozgrywka w Dice Throne jest bardzo dynamiczna, a sytuacja potrafi się zmieniać jak w kalejdoskopie. Zawsze warto mieć na podorędziu zapas kart i punktów walki do ich opłacenia, bo modyfikacje rzutów kośćmi potrafią mocno pokrzyżować szyki rywalom. W dość krótkiej rozgrywce mam zawsze poczucie, że momentami wysuwam się na prowadzenie, a za chwilę potrafię być zepchnięty mocno do defensywy. Mimo pozornie wysokiego bazowego poziomu życia (50 punktów) pojedynki bywają bardzo zaciekłe i już trzykrotnie byłem świadkiem walki, w której zwycięzcy został dokładnie jeden, ostatni punkt zdrowia. 

 

Skalowanie – drużynowo czy niekoniecznie?

Udało mi się zagrać kilka partii w wariancie drużynowym i muszę przyznać, że choć Dice Throne sprawiało wrażenie typowej dwuosobówki z wciśniętym na siłę multiplayerem, na 4 graczy działa bardzo dobrze. Pewne zasady w tym trybie są nieco dziwne (partnerzy z drużyny posiadają wspólny licznik życia, zaś atakując… losujemy nasz cel za pomocą kostki), ale z mechanicznego punktu widzenia się jak najbardziej bronią. W trybie drużynowym warto wspierać partnera i konsultować swoje zagrania, a dzięki pojedynczemu licznikowi nie ma ryzyka przedwczesnego odpadnięcia.  Co ciekawe, w trybie drużynowym cała drużyna posiada tylko 50 punktów życia (czyli tyle, ile pojedyncza postać w trybie pojedynku), dzięki czemu gra jest jeszcze bardziej dynamiczna i się przesadnie nie ciągnie.

Czas pojedynczej partii to ok. 30 minut, przy czym mam mieszane uczucia wobec zakwalifikowania Dice Throne jako fillera. Chętnie zagram w przerwie między “większymi tytułami”, ale gdybym miał wybierać, to na Dice Throne wolę się umówić na dłuższe granie i po prostu rozegrać kilka partii, zmieniając co jakiś czas postacie. Dlatego wydaje mi się, że lepiej zainwestować w grę nieco więcej i kupić MINIMUM 2 różne zestawy bohaterów, a najlepiej pełen komplet. Jednocześnie nawet w kampanii na wspieram.to Dice Throne nie jest najtańsze i potrafię sobie wyobrazić, że dla niektórych taka cena, za dość lekką w sumie grę, może być zaporowa.

Zgrzyty i trzaski

Dice Throne, nawet mimo niespodziewanej głębi rozgrywki, pozostaje grą losową i przy bardzo nieszczęśliwych rzutach potrafi dać w kość. A ściślej – problematyczny jest moment, kiedy jeden z graczy ma dużego farta i wyrzuci swój specjalny atak (czyli pięć “szóstek, tzw. Ultimate). W moich dotychczasowych rozgrywkach w zasadzie po czymś takim “było po zawodach”, jeszcze nie zdarzyło się, żeby postać po wykonaniu takiego ataku przegrała całą grę. Dość rzadko zdarzają się rzuty po których nic się nie da zrobić – choć zwłaszcza u bardziej skomplikowanych postaci to również może się zdarzyć – ale mi, trochę bardziej niż potencjalnie słabe rzuty, przeszkadzał fart gracza, który wyrzucał same szóstki. Tym niemniej nie traktuję Dice Throne jak bardzo poważnej strategii i jestem w stanie przymknąć na to oko.

Drugim problemem, który nieco mnie drażni w Dice Throne, jest oderwanie mechaniki od fabuły i pewne nieklimatyczne rozwiązania. Nie bardzo rozumiem, po co w ogóle jest tu dodana historia jakiegoś króla, skoro nie ma ona ŻADNEGO przełożenia na rozgrywkę, ale to też jest do wybaczenia. Problemem są natomiast niektóre zagrania, które choć mechanicznie się spinają, są dość nielogiczne – przede wszystkim przenoszenie żetonów statusu. Jeśli mój Złodziej Cienia zatruł postać przeciwnika, a ona zagrywa kartę “Transference” i przenosi żeton trucizny na mnie, to jest to trochę… dziwne, zwłaszcza kiedy gra np. Barbarzyńcą. Jak do tego doszło – nie wiem. I choć takie zagrania są wytłumaczalne na poziomie mechanicznym, nieco odbierają mi fun z rozgrywki. Tak samo dość absurdalne jest, że w trybie drużynowym najpierw przeprowadzam atak, a dopiero potem losuję, w kogo trafi – a co więcej, przy nieszczęśliwym rzucie to przeciwnicy wybierają…

Podsumowanie

Tym niemniej Dice Throne spełnił moje oczekiwania i jest po prostu bardzo dobra grą. Nie rewolucyjną, nie wyjątkowo głęboką, ale też nie prostacką i przede wszystkim dostarczającą mnóstwo zabawy. Poważnie rozważam zainwestowanie w sezon drugi, nawet pomimo, że w moim odczuciu podstawowa ósemka bohaterów ma wciąż sporo do zaoferowania. Dice Throne nieźle się wpisuje w nieco brakujący segment na rynku – gry pojedynkowej, która nie wymaga przygotowywania talii, rozkminiania wielu słów kluczowych itp. Dice Masters – choć uwielbiam – nie jest aż tak proste, a Keyforge mnie nie chwycił za serce. Dice Throne zaś mogę dowolnego dnia ściągnąć z półki – nawet po dłuższej przerwie – i od razu mieć fun z rozgrywki.

Co jednak istotne, gra jest bardzo mocno zależna językowo – ogrywałem ją z ludźmi zaprawionymi w planszówkach, a i tak momentami musieli sprawdzać ze słownikiem działanie kart; dobrze się zatem składa, że Lucky Duck Games postanowiło wydać grę po polsku. Jeśli szukacie prostej, przyjemnej i wciągającej gry, w której można tłuc przeciwnika – i lubicie rzucać kostkami – gorąco zachęcam do wsparcia, nie powinniście być zawiedzeni.

Plusy
  • przyjemna, dynamiczna rozgrywka
  • częste zwroty akcji
  • śliczne wykonanie
  • łatwa do wytłumaczenia i przyswojenia
  • tryb drużynowy
Plusy / minusy
  • dość lekka, jak na grę pojedynkową
  • spora zależność językowa
Minusy
  • losowość potrafi dopiec
  • relatywnie droga
  • pewne uproszczenia logiczne na rzecz mechaniki

Ocena: 4 out of 5 stars (4 / 5)

Dziękujemy wydawnictwu Lucky Duck Games za przekazanie gry do recenzji.

Grzegorz Szczepański

Grzegorz Szczepanski