Escape Quest. Sam w Salem. Recenzja

[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Gra została przekazana mi bezzwrotnie w ramach recenzji od wydawnictwa Egmont. Wydawnictwo Egmont nie miało wpływu na kształt mojej opinii/niniejszej recenzji.

Sam w Salem to kolejna część świetnej serii Escape Quest od wydawnictwa Egmont. Czemu świetnej? Bo jest przystępna, nie wymaga żadnych dodatkowych pomocy do rozwiązywania (np. smartfona), a przy okazji każda z książek/gier opowiada inną historię.

Tym razem trafiamy do Salem – miejsca sądu i skazania rzekomych czarownic, co miało miejsce w 1692 roku. Akcja jest jednak umiejscowiona współcześnie. Jesteśmy więc turystą, który wiedziony ciekawością, postanawia oddzielić się od wycieczki, a jednocześnie zobaczyć wszystko na własną rękę. Wynikają z tego niemałe komplikacje, wszystko zaczyna się gmatwać i …

Escape Quest to seria niezwykłych książko-gier. Łączą w sobie elementy paragrafowej przygody z zadaniami typu „escape room”. Przeżyj niesamowitą przygodę, w której to ty jesteś głównym bohaterem. Podejmujesz decyzje, rozwiązujesz zadania i starasz się wydostać z różnych zastawionych na ciebie pułapek.

Informacje o grze



Autor: Julien Mindel
Wydawnictwo: Egmont
Liczba graczy: 1-?
Czas gry: ?
Wiek: 12+
Cena: ok. 26 zł

Wszystko zaczyna się dość niewinnie. Okazuje się, że jesteśmy turystą, który postanowił odwiedzić tytułowe Salem. Wszystko dzieje się w czasach współczesnych. Szybko postanawiamy odłączyć się od wycieczki, gdyż nasz przewodnik jest najzwyklejszym nudziarzem. Czyż zwiedzanie na własną rękę nie jest ciekawsze? W dodatku dojdzie jeszcze dreszczyk emocji. Przemykamy się więc do muzeum czarownic. A co dalej? Dalej robi się po prostu ciekawiej, bo drzwi są zamknięte, później dowiadują się o nas strażnicy…

Salem… Wszędzie czarownice…

Wszystko to wypełnione jest zagadkami różnej maści. Historia jest wciągająca, ale też nastawiona na myślenie i kombinowanie. Nie zapominajmy, że mamy tu do czynienia z grą paragrafową opartą na łamigłówkach. Często znajdziemy zadanie z dość lakonicznym opisem, a na rozwiązanie musimy wpaść sami. Dzięki niemu przechodzimy do kolejnego i kolejnego zadania… Rozwiązaniem zagadki jest zawsze liczba, która odnosi nas do konkretnej strony. Jeśli nasze rozwiązanie jest prawidłowe, na docelowej stronie znajdziemy poprawny numer strony, z której przyszliśmy. Jeśli ktoś jest ciekawy innych gier z serii, zapraszam przy tej okazji do recenzji Escape Quest: Poszukiwacze zaginionego skarbu i Escape Quest: Za garść neodolarów.

Sama okładka wygląda dość niepokojąco, ale nie ma się co martwić. Pomimo klimatu i pojawiających się “gablot” z czarownicami, nie będziemy tu mieli scen z horroru. Nie zdradzając wszystkiego poznamy przy okazji historię czarownic z Salem z 1692 roku. Nawet jeśli sam temat nie bardzo nas interesuje, to nie można odmówić Sam w Salem ciekawych i oryginalnych zagadek. Do mnie przemówiły one dużo bardziej niż historia. Lubię kombinować, ale jednocześnie lubię dość jasne zasady. Często przeszkadzało mi to w przypadku Dziennika 29, gdzie wszystkiego trzeba się domyślić. Tu prawie w każdym przypadku wiemy, co robić. Poziom nie jest co prawda dość trudny, ale moim zdaniem to nawet zaleta. Jeśli rozwiązanie zagadki zajmowałoby zbyt długo, można by pogubić się z fabułą, a tak przeżywamy historię, a jednocześnie mamy okazję pomyśleć nad ciekawymi łamigłówkami.

Porównując ten tytuł z poprzednim z serii, oceniam go wyżej niż Poszukiwaczy zaginionego skarbu, a jednocześnie nieznacznie niżej od Za garść neodolarów. Dlaczego? W Poszukiwaczach historia od początku była mocno naciągana i niezbyt wciągająca. Tu wszystko ma sens i ma podłoże fabularne. Sugestywne opisy i ilustracje wprowadzają interesujący klimat. Z kolei historia opowiedziana w Za garść neodolarów była wręcz filmowa. Co prawda w tym tytule niektóre zagadki rozczarowywały, ale historia nadrabiała to z nawiązką. W Sam w Salem poziom zagadek wydaje się nieznacznie wyższy, ale też są one po prostu ciekawsze. Przy tej okazji od razu ostrzegam przed poniższą zagadką, której niestety nie da się rozwiązać z uwagi na błąd w druku… (na szczęście na końcu książki mamy podpowiedzi i rozwiązania, więc przynajmniej się nie zatrzymamy)

Jest klimat!

Z każdą kolejną książką/grą z serii Escape Quest coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to świetnie przemyślana zabawa. Po pierwsze możemy zagłębić się w ciekawych historiach, nierzadko dowiedzieć się czegoś nowego. Za każdym razem mamy tu też coś zupełnie innego: a to klimat poszukiwaczy skarbów, a to cyberpunk, a to w końcu historia z czarownicami w tle.

Sam w Salem daje nam ciekawą historię z dreszczykiem, ale też możemy trochę powyginać nasz umysł przy różnorakich łamigłówkach. Mamy tu więc, jakby nie patrzeć, przyjemne z pożytecznym. Być może przy kolejnych częściach można by oczekiwać pewnych urozmaiceń (np. rozgałęzień historii), ale z pewnością warto czekać na nowinki z serii.

Czy początkujący może zacząć swoją historię z Escape Questami od tej części? Na pewno. Poziom nie jest zbyt wysoki, a przy jakichkolwiek problemach można posłużyć się podpowiedziami znajdującymi się na końcu

Plusy
  • ciekawa historia
  • przeróżnego typu łamigłówki
  • możliwość gry offline
Minusy
  • poziom trudności (większość zagadek nie jest zbyt trudna)

Ocena: 4 out of 5 stars (4 / 5)

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za przekazanie gry do recenzji.

Łukasz Hapka

Łukasz Hapka