Escape Quest. Za garść neodolarów. Recenzja

Autorami Escape Quest. Za garść neodolarów są Corentin Lamy i Joffrey Ricome, dziennikarze specjalizujący się w cyfrowych technologiach. Laurent Miny to ilustrator współpracujący z wieloma francuskimi wydawcami czasopism i książek. Jak żyć w świecie przyszłości? Okazuje się, że wcale nie jest to łatwe. Początek historii wprowadza nas w realia wyjęte wręcz z Łowcy Androidów, Ghost in the Shell. Oczywiście mamy tu też cyberpunkowe propozycje ze świata planszówek na czele z Android: Netrunner, który notabene świetnie wpisuje się w klimat Za garść neodolarów
 

 

Połączenie powieści paragrafowej z grą role-playing oraz łamigłówkami w stylu escape room. Przygody, tajemnice i ucieczki z zastawionych pułapek, a do tego wszystkiego solidny trening logicznego myślenia i wyciągania wniosków. Ciekawa fabuła zachęcająca do rozwiązywania kolejnych zagadek i innowacyjna mechanika, która wymaga spostrzegawczości i kreatywnego podejścia. 

Przeżyj przygodę w cyberpunkowej rzeczywistości. Los Angeles, 2062 rok. Atak nuklearny z 2047 roku spowodował, że kraj znalazł się w katastrofalnej sytuacji ekonomicznej. Megakorporacje trzymają władzę w skorumpowanym społeczeństwie. Zagubieni ludzie uciekają od nędzy do świata rzeczywistości wirtualnej. Legendy miejskie mówią o małej grupie hakerów, którzy starają się obalić dyktaturę korporacji. Dla ciebie, młodego samouka w dziedzinie informatyki, wszystko to tylko miejskie legendy…

Informacje o grze



Autor: Corentin Lamy, Joffrey Ricome
Wydawnictwo: Egmont
Liczba graczy: 1-?
Czas gry: ?
Wiek: 12+
Cena: ok. 32 zł

Kim jest więc bohater Escape Quest. Za garść neodolarów? Hakerem, który próbuje sobie dorobić. Nie ma zbyt wielkich aspiracji, a jedynie uszczknąć coś od wielkich korporacji. Klimat jest więc przez cały czas mocno nastawiony na technologie, nawiązuje też w dużej mierze do innych wyżej wymienionych tytułów (i całego świata cyberpunka). Ilustracje też są stylizowane często na ekran komputera, choć nie jest to regułą. Z pewnością poczujemy dość mroczny klimat całości, choć poszczególne strony (i zagadki) są mimo wszystko czytelne.

Nie zapominajmy jednak, że mamy tu do czynienia z grą paragrafową. Klimat, ilustracje robią swoje, ale jednak to zagadki wiodą tu prym. Cała seria Escape Quest opiera się na pomyśle gry paragrafowej, ale jednocześnie rozwiązywaniu zagadek w stylu gier escape room. Innymi słowy często znajdziemy zadanie z dość lakonicznym opisem, a na rozwiązaniem musimy wpaść sami. Dzięki niemu przechodzimy do kolejnego i kolejnego zadania… Kolejny pomysł serii polega na pewnym uproszczeniu: rozwiązaniem zagadki jest zawsze liczba, która odnosi nas do konkretnej strony. Jeśli nasze rozwiązanie jest prawidłowe, na docelowej stronie znajdziemy poprawny numer strony, z której przyszliśmy. Jeśli ktoś jest ciekawy innych gier z serii, zapraszam do recenzji Escape Quest: Poszukiwacze zaginionego skarbu.

New Los Angeles

Historia jest naprawdę całkiem wciągająca. Z pewnością to zasługa klimatycznych ilustracji, ale też fabuły, która nie jest tu wcale wydmuszką ani dodatkiem. Przechodząc od zagadki do zagadki naprawdę chcemy też poznać historię. Czegoś takiego brakowało mi w przypadku przygód z Poszukiwaczy zaginionego skarbu. Tam czuło się raczej, że i tak muszę odwiedzić wszystkie lokacje. Historia naprawdę była dość płytka i mało angażująca. W przypadku Za garść neodolarów od razu czuć, że autorzy czują klimat i że fabuła jest dla nich ważna. To wszystko oczywiście sprawia, że “przejście” nie zajęło mi zbyt dużo czasu.

Odnośnie samych zagadek, to w większości przypadków nie czułem, żeby pomysły były powielane. Z drugiej jednak strony nie czułem też jakiegoś zbyt wysokiego poziomu trudności (pewnym wyznacznikiem niech będzie druga część Dziennika 29). Jeśli miałbym porównywać zaś z Poszukiwaczami, to poziom jest mniej więcej taki sam. Nie zdradzając zbyt wiele mamy tu zagadki matematyczne, logiczne, ale też i takie na spostrzegawczość. Czy sama wchodzimy w interakcję z samą książką? Tak, i są to jednocześnie najciekawsze zagadki. Znów, nie chciałbym potencjalnym graczom zepsuć zabawy, stąd też nie omówię tu wszystkiego. Zdecydowanie – zagadki mamy tu może i niezbyt trudne, ale za to naprawdę ciekawe.

Jeśli nie jesteśmy sobie w stanie poradzić ze znalezieniem rozwiązania, to na końcu (podobnie jak w przypadku Poszukiwaczy) mamy specjalnie zamknięte strony, na których znajdziemy zarówno podpowiedzi, jak i same rozwiązania. Czy da się przejść bez nich? Oczywiście. Poza tym do rozwiązań nie potrzebujemy żadnych dodatkowych pomocy (np. sprawdzania informacji w internecie). Przydać się jedynie coś do pisania. Stąd też zamysł rozwiązywania Escape Questów offline sprawdza się.

Zostań hakerem przyszłości

Jaki z tego wszystkiego wniosek? Warto znać się na komputerach A tak naprawdę, to warto sięgnąć po Escape Quest. Za garść neodolarów. Co prawda temat nie musi być dla każdego atrakcyjny (cyberpunk), ale nawet nie znając go zupełnie znajdziemy tu ciekawe zagadki i łamigłówki. Gra opiera się właśnie na rozwiązywaniu kolejnych zadań (które odwołują nas do konkretnej strony), ale też wciąga nas w historię. Okazuje się (kolejny już raz), że przyszłość wcale nie jest tak różowa. Czy nasz bohater – haker ma jakieś szanse? Czy uda mu się zmienić cokolwiek?

Ja sam bawiłem się przy tej pozycji przednio, choć i trochę krótko. Fabuła mocno mnie wciągnęła, więc właściwie przejście zajęło mi raptem jeden wieczór. Wydaje się, że to trochę krótko, ale jednocześnie czułem, że jakoś doświadczyłem ciekawej przygody wyjętej wręcz z fabuły filmu. I chociaż gra jest jednorazowa, to myślę, że było warto.

Plusy
  • ilustracje
  • fabuła
  • temat
  • możliwość gry offline
  • sprytne łamigłówki
Minusy
  • poziom trudności (zagadki nie są zbyt trudne)

Ocena: 4 out of 5 stars (4 / 5)

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za przekazanie gry do recenzji.

Łukasz Hapka

Łukasz Hapka