Crowdfunding… dobro to czy zło ?

Zbiórki crowdfundingowe, czyli popularne „wspieraczki” szturmem wdarły się w świat gier planszowych dobre kilka temu. Czy coś się od tego czasu zmieniło i czego możemy spodziewać się w przyszłości?

Można na ten temat dyskutować, jednak główna odpowiedź będzie chyba ta sama – owszem zmieniło się a właściwie ciągle zmienia. Ewolucja wspieraczkowa cały czas postępuje, zmienia się, dostosowuje do wymagań graczy, rynku, wydawców i pewnie kilku innych czynników, o których nie mamy pojęcia. Najlepiej świadczy o tym fakt, że na naszym polskim podwórku do istniejącej „od zawsze” platformy wspieram.to ,dołączyła szturmem druga – zagramw.to, która to specjalizuje się w fundowaniu gier planszowych. Nie można zapomnieć o pomniejszych, jak choćby polakpotrafi.pl czy zrzutka.pl

Patrząc na czasy, kiedy  w ten sposób fundowały się pierwsze gry, mam nieodparte wrażenie, że najwięcej zmian zaszło w idei samego funkcjonowania portali crowdfundingowych. Dla mnie osobiście ich główną ideą powinna być pomoc w wydaniu gry, która normalnie nie miałaby szansy na zaistnienie. Planszówki tworzone przez osoby mające pomysł, a nie posiadających środków umożliwiających jego realizację.  Niestety coraz częściej „wspieraczki” służą wydawcom, by ci bez zbędnego ryzyka i zamrażania gotówki mogli wydać (bądź też nie, bo to nie jest pewnik – ale o tym za moment) kolejną grę. Niby nie ma w tym nic złego, niby dostajemy kolejny tytuł, ale nie tak powinien funkcjonować crowdfunding . I nie po to był tworzony. 

Cieszyć się czy nie?

Można jeszcze zastanowić się co z małymi wydawcami z niewielkim zapleczem finansowym, często dopiero stawiających pierwsze kroki w tym świecie. Nie odbiega to według mnie od całej idei wspierania, choć jak mówię – może to być kwestia sporna – często granica między małym i dużym wydawcą jest bardzo płynna… Bo  zdarza się też i tak, że mniejsi wydawcy traktują platformy crowdfundingowe również jako swoistą pożyczkę, bez ponoszenia ryzyka ze swojej strony. Czy to dobre i uczciwe? Niech każdy oceni to samodzielnie… Natomiast patrząc od strony graczy – można przewrotnie powiedzieć, że trochę tak, trochę nie. Jasne, że powinniśmy być szczęśliwi, bo jest opcja pozyskania kolejnych gier. Tyle tylko, że w tym momencie płynnie przechodzimy do odwiecznego problemu i bolączek crowdfundingu – braku ufundowania oraz co gorsza, opóźnienia a czasem wręcz niedotrzymanie zobowiązania wydania gry… bo takie rzeczy również, jak wszyscy wiemy, miały miejsce. Jeśli gra się nie ufunduje, wspierający otrzymują zwrot swojego wkładu, co jest pewnego rodzaju zabezpieczeniem i może zachęcać do wsparcia. Tylko czy po jednym czy drugim takim doświadczeniu, będziemy chcieli ponownie podchodzić do wspierania kolejnej nieznanej gry (wyjątkiem są kampanie tytułów wcześniej wydanych lub ufundowanych za granicą, które można fizycznie wcześniej ograć…)? Czy opinia wydawców, autorów czy wreszcie tzw. influencerów planszówkowych nam wystarczy? 

 

Nie zawsze się udaje

Nieufundowanie to jeden z możliwych problemów, dość często zależny od podejścia osób odpowiedzialnych za kampanię. O nieufundowaniu może decydować wiele czynników, poczynając od mnogości tytułów jakie pojawiają się nie tylko na „wspieraczkach”, ale również w normalnym cyklu wydawniczym, przez zbyt wygórowaną cenę (to częsty zarzut osób chcących wesprzeć grę, choć nie zawsze uzasadniony merytorycznie) aż po zwykłe ludzkie animozje jakimi darzymy osoby odpowiedzialne za poszczególne akcje crowdfundingowe. Przypomina się tu niedawna sytuacja, kiedy to praktycznie w jednym czasie na obu platformach o ufundowanie walczyło 5 tytułów. Jak widać zależy to co najmniej od kilku rzeczy, mniej lub bardziej subiektywnych. Dodatkowo coraz częściej, zwłaszcza na zachodnim Kickstarterze gry są przeładowane plastikiem i zdarza się niestety, że mechanika czy klimat schodzi na plan dalszy. A to również nie zachęca do wspierania…

Cena i próg ufundowania

Następnym czynnikiem, tym razem zależnym w 100% od autorów gry, jest jej wycena, czyli ustalenie progów ufundowania oraz kolejnych celów wsparcia. I tu zatrzymałbym się na dłużej, dlatego że problem jest bardziej złożony niż się może na pierwszy rzut oka wydawać. Jakże świetnie to wygląda i jak rewelacyjnie pijarowo brzmi, kiedy słyszymy, że jakaś tam gra ufundowała się w godzinę, dwie czy kilka. Wow. Jaka to musi być super pozycja. Naprawdę musi taka być? Czy po prostu próg ufundowania jest zaniżony w mniejszy lub większy sposób? To ostatnio z moich obserwacji częsta praktyka, choć są na szczęście wydawcy twardo stąpający po ziemi i nieuczestniczący w tym swoistym wyścigu po nie wiadomo co. Bo co tak naprawdę daje oprócz dobrego samopoczucia taki zabieg? Okej… ileś osób pomyśli – zacna to musi być gra, wesprę. Ale czy jest to warte ryzyka, że grę mimo ufundowania będzie ciężko wydać lub wyda się ją na granicy opłacalności? Czy to naprawdę o to chodzi? Tak jak wspomniałem jednak, są wydawcy którzy udowadniają, że dobra pozycja obroni się sama sobą, a jak jeszcze pomogą jej dobrzy Patroni Medialni, to ryzyko zostaje zminimalizowane. Choć oczywiście nie jest to regułą…

Kolejnym problemem oprócz wspomnianej wyżej możliwości nieufundowania się gry jest coś znacznie gorszego. No bo jeśli wsparliśmy tytuł, ale akcja zakończyła się fiaskiem, dostaniemy po prostu zwrot gotówki i będziemy rozczarowani. A co jeśli gra nie tylko się nie funduje, ale również znikną środki przeznaczone na jej produkcję? Żeby nie było, że jestem czarnowidzem – to zdarza się niezmiernie rzadko. Ale jednak miało miejsce, również na naszym podwórku, więc trudno o tym nie wspomnieć. Najgorsze w całej tej sytuacji są dwie rzeczy – raz, że najczęściej wspierający nie uczą się na błędach i wspierają projekty często zupełnie bezkrytycznie, nie patrząc co działo się z poprzednimi kampaniami, dwa – często można odczuć, że same portale wspieraczkowe zachowują się tak, że nie dają złudzeń, co jest dla nich najważniejsze…I nie jest to wcale klient.

A ja czekam i czekam…

Na sam koniec zostawiłem sobie coś, co jest chyba największym utrapieniem dużej części kampanii, nie tylko na naszym rynku ale również na tym za zachodnią granicą. Oczywiście mowa o opóźnieniach w realizacji nie tylko poszczególnych etapów produkcji, ale często i całych kampanii, gdzie często automatycznie doliczamy sobie od miesiąca wzwyż do terminu planowanego dostarczenia gry. I patrząc od strony osób wspierających jest to często powód braku wsparć kolejnych tytułów od tego właśnie wydawcy czy autora. Natomiast wydawca… cóż… z jednej strony bywa,że to nie jego wina… z drugiej – osobiście wolałbym podać dalszy termin, niż się potem tłumaczyć. Ale tu znowu dochodzimy do momentu swoistego wyścigu – ja wydam lepiej, taniej, szybciej. A potem jest jak zwykle…

Mój felietonik nie wyczerpuje na pewno tematu. Osobiście nie mam doświadczenia z Kickstartera, stąd też bazowałem na naszym rodzimym poletku, które mimo wszystko jest bogate w różnego rodzaju wydarzenia. Nie miałem również zamiaru was, drodzy czytelnicy, zniechęcić do wspierania. Co to, to nie. Wspierajcie – ale z głową. Patrzcie, kto jest wydawcą, autorem, co to za gra. Kto ma Patronat. Kto poleca grę. Obejrzyjcie gameplaya. I nie dajcie sobie wmówić, że musicie mieć każdą grę. Nie, nie musicie.

Grajcie w planszówki.

Kuba – GRAnatowa

Kuba Czajka
follow us