Reykholt – recenzja
Nie można nie mieć ulubionego projektanta. No bo jak to tak – nie czekać na niczyje gry? Nie kupować w ciemno wszystkiego z tym konkretnym nazwiskiem i jak się okaże, że z którymś z nich jednak coś jest nie tak, to tłumaczyć sobie, że to tylko potknięcie i przecież nawet najlepszym się może zdarzyć (ignorując tym samym, że zdarza się już trzeci raz i zaczyna być raczej stałą cechą, a nie przypadkiem)? Nie komentować każdego wpisu o którejkolwiek grze tego autora zachwalając, jaki ten tytuł jest doskonały, a jeśli akurat nie jest, to sprytnie polecając inny? No, jak to tak?
Autorami 4 moich pierwszych gier byli Teuber, Fryxelius, Trzewiczek i Rosenberg. Trzewiczek odpadł w przedbiegach za sprawą Robinsona Crusoe (przepraszam, że wspominam o tym w recenzji gry wydanej przez Portal, ale storytelling, co poradzę – nie cierpię tej gry. Natomiast 51. Stan Master Set i Detektyw są super, żeby oddać sprawiedliwość). Teuber i Fryxelius to w sumie trochę nazwiska jednego tytułu (czyli Catana oraz Terraformacji Marsa i wszystkiego dookoła), więc na placu boju został tylko Rosenberg. Checklista: euro? Jest. Roślinki i krowy? Są. Duże gry, w dodatku ekonomiczne i jeszcze z worker placementem? Dokładnie. Super. Tak więc oto zwycięzca: ulubionym autorem został Uwe Rosenberg. I mimo, że żadna z jego gier nie jest w moim top 3 i więcej – żadnej nie dałam na BGG więcej niż 7,5, i tak do tej pory wymieniam go jako jednego z moich ulubionych autorów. Więc, jak na prawdziwą fankę przystało, gdy Board Times objął patronat medialny nad Reykholt od razu zgłosiłam, że co by się nie działo, chcę go do recenzji. Na szczęście obeszło się bez walk, więc oto one: moje wrażenia z gry.
Spis treści
Informacje o grze
Autor: Uwe Rosenberg
Wydawnictwo: Portal
Liczba graczy: 1 – 4
Czas gry: ok. 45-60 minut (solo ok. 20 minut)
Wiek: od 12 lat
Cena: od 130 zł
Jak się w to gra?
Reykholt to – co za zaskoczenie! – gra z mechaniką worker placement o sadzeniu i zbieraniu warzyw. Tym razem na Islandii, chociaż Uwe już jakiś czas temu zaczął się interesować Skandynawią (Uczta dla Odyna i Nusfjord), więc geograficznie też nie jest to jakieś wielkie zaskoczenie.
Gra trwa zwykle 7 rund (o ile nie gramy solo lub w Trybie Przygody – o nich później), a każda z nich podzielona jest na 4 fazy:
- Czas Pracy, gdy kładziemy naszych 3 robotników na planszę i wykonujemy akcje
- Czas Zbiorów, gdy z każdej naszej szklarni zabieramy po 1 warzywie
- Czas Zwiedzania, czyli najważniejszego elementu rozgrywki, bo pozycja na Torze Zwiedzania decyduje o zwycięstwie
- Czas Powrotu, czyli przygotowania do następnej rundy.
Brzmi prawie jak każdy suchar Rosenberga, nie? No to teraz czas na twisty.
Trochę inaczej
Po pierwsze, niektóre pola na planszy akcji mają spójnik „i”. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że na tym polu wykonuje się 2 akcje, z tym jednak zastrzeżeniem, że zawsze mamy obowiązek wykonać wszystkie akcje, które możemy, niezależnie od tego czy chcemy, czy nie. Jeśli więc nie jesteśmy w stanie skorzystać z którejś z wymienionych akcji, to tak czy owak możemy umieścić pracownika na tym polu. Przykład: jeśli akcja mówi „weź pomidora i zasiej 1 raz”, to nawet jeśli pomidor jest nam niepotrzebny, bo chcemy tylko siać, to i tak musimy go wziąć (bo na pewno zawsze będzie można to zrobić), ale jeśli potrzebujemy tylko pomidora i nie mamy wolnej szklarni , to jak najbardziej możemy skorzystać ze wspomnianej akcji, tego pomidora wziąć i nie sadzić (bo i tak nie mamy gdzie). Fajne, bo daje możliwość korzystania z pola, nawet jeśli nie można wykonać wszystkich akcji, więc zostawia miejsce na własną strategię, ale z drugiej strony nakłada na graczy pewne obostrzenia, bo jeśli możesz coś zrobić, to robisz to i koniec – a to przy chwili rozkojarzenia może naprawdę pokrzyżować szyki.
Druga rzecz to wariacja na temat powszechnie znanego z gier Rosenberga <mroczna muzyka> żywienia <koniec mrocznej muzyki>, czyli to, czego wszyscy się tak boją w jego grach. W Reykholt „żywienie”, czyli wydawanie surowców, żeby przesuwać się na kolejne stoły jest prawie opcjonalne. Prawie, bo raz, że gracz, który będzie najdalej na Torze Zwiedzania wygrywa grę i dwa, że chcąc nie chcąc – i tu kolejny twist, który podczas czytania instrukcji wydawał mi się być jakąś pomyłką, a okazał się być super strategicznym elementem – w każdej rundzie w Czasie Turystki trzeba wykorzystać bonusową akcję przesunięcia się o jeden stół i wzięcia do swoich zasobów tylu surowców, ile powinno się było zapłacić. Tak, dostaje się coś i nie są to ujemne punkty, niesamowite, nie? W ogóle problemem Reykholt jest to, że gdy czyta się instrukcję lub tłumaczy tą grę ma się wrażenie, że jest banalna, i to w taki niezbyt przyjemny sposób. Jest to oczywiście bardzo krzywdzące, bo ok: zasady są proste, akcje, które wykonujemy to nie jest żadna filozofia, gra bardzo dużo daje za darmo (do zasiania całego pola z 3-6 miejscami potrzebna jest tylko jedna sadzonka, a – jak wspominałam – przy awansie na kolejne stoły jest obowiązkowa akcja bonusowa, która zamiast wymagać zapłaty daje warzywa) ale tam naprawdę jest trochę kminienia. Do tego kołderka jest tak krótka, że jak by się nie ułożyć, to zawsze coś wystaje i zawsze, ale to zawsze jest uczucie, że musiało się wybrać między dobrym a lepszym. Dodatkowo w tej grze mega istotny jest timing, a decyzja podjęta w nieodpowiednim momencie potrafi się okrutnie zemścić, i to szybciej niż później. To naprawdę jest gra, która w trakcie rozgrywki wymaga kombinowania – z jednym tylko „ale”: do przedostatniej rundy. Na początku ostatniej rundy już łatwo można policzyć swoje wszystkie opcje i to samo można robić w przypadku innych graczy, przez co emocje zamiast osiągać w ostatniej rundzie apogeum (jak zazwyczaj przed liczeniem punktów), opadają. Mało kiedy ostatnia runda potrafi bardzo dużo zmienić i być zażartą walką o ostatniego pomidora, tym bardziej, że i tak nie ma mechanizmu zdejmowania innych graczy z pól, które zajęli a nie bardzo opłaca się komuś szkodzić tylko po to, żeby szkodzić, bo samemu też dużo się wtedy traci. Z jednej strony podczas gry w Reykholt mam poczucie, że muszę planować, ogarniać i wybierać dobrze, ale ta ostatnia runda sprawia, że wszystkie te emocje siadają i właściwie po zakończeniu rozgrywki nie towarzyszą mi już żadne.
Wspomnę jeszcze o jednej rzeczy: kartach usług. To 5 decków kart z różnymi specjalnymi umiejętnościami – jeden deck daje bonusy przy sadzeniu, inny przy zbieraniu, kolejny powiązany jest ze szklarniami czy akcjami z konkretnej kolumny, jeden za to przeznaczony jest tylko dla 2 graczy. Przejrzałam wszystkie karty (bo nie ze wszystkimi miałam okazję zagrać) i szczerze powiedziawszy wszystkie wydają się być równie ciekawe. Trochę nakierowują nas na konkretne strategie, ale poza tym, że nieco wpływają na odczucia w trakcie gry, to samego wyniku na koniec bardzo nie zmieniają. Tryb Przygody, o którym za chwilę, dodaje jeszcze kilka ekstra kart do każdej z talii, ale nie mam pojęcia które to, bo nie zauważyłam nigdzie na kartach oznaczeń a egzemplarz, który był u mnie do recenzji, był wcześniej też u innych recenzentów i do mnie karty przyszły już wymieszane.
Rozgrywka solo i Tryb Przygody
Nagrałam się solo na początku mojej przygody z grami planszowymi i obawiam się, że wyczerpałam życiowy limit takich rozgrywek, bo nie sprawia mi to już większej frajdy, ale i tak postanowiłam sprawdzić tryb solo w Reykholt – głównie dlatego, że wiem, że dla wielu osób to mega ważne. Jeśli graliście wcześniej solo w Ucztę dla Odyna, to zauważycie podobieństwa, bo tutaj też gra się dwoma kolorami i te z poprzedniej rundy blokują pola na następną. Dodatkowo jedna akcja jest niedostępna przez całą grę, ale jest wariant, który pozwala na użycie jednej zablokowanej akcji jeszcze raz – ja z niego nie korzystałam, bo kompletnie nie miałam takiej potrzeby. I znów: jest to przyjemne, ok. 2. rundy wydawało mi się, że przegram, ale w 4. już wiedziałam, że nie tylko dojdę do stołu z 5 pomidorami (czyli warunku wygrania w solo), ale też go przekroczę. Emocje w 5. rundzie oczywiście zerowe, bo przecież wiedziałam, że to zrobię i nikt mnie nie zablokuje ani nic się nie zmieni, tak właściwie ostatnią akcję wykonałam już tak o, żeby się nie zmarnowała, bo nie była mi nawet bardzo potrzebna. Myślę, że to dostawanie co rundę szklarni i pomidora sprawiło, że tak gładko mi szło – no i zastanawiam się, na ile mogę próbować kombinować i zmieniać strategię przy 11 dostępnych akcjach i 5 rundach. Plusem jest to, że trochę jednak trzeba pomyśleć, a rozgrywka zajęła mi 20 minut (była to moja 3 partia w Reykholt, więc wcale nie byłam mega wyjadaczką), więc jeśli ktoś ma ochotę pyknąć w coś szybkiego, to idealnie.
Reykholt ma jeszcze jeden moduł: Tryb Przygody. Składa się z 5 rozdziałów, z których każdy wprowadza zmiany w podstawowej rozgrywce (zarówno wieloosobowej jak i solo) i jest coraz trudniejszy. Poza tym wprowadza też karty wydarzeń, 8 typowo dobrych w stylu „weź coś tam” i 5 złych, czyli karzących graczy za różne rzeczy typu posiadanie kart usług czy dużej liczby szklarni. W instrukcji wypisana jest jedna karta za mało, bo 5+12+16 to 33, a powinno być 34, zresztą tak jak na początku instrukcji (i jak w oryginale w obydwu miejscach). Czy są inne błędy, nie wiem, w instrukcji nie zauważyłam a polskich kart nie widziałam, więc trudno mi powiedzieć. Generalnie ten tryb jest tym, czego mi w Reykholt brakowało, czyli wyzwaniem ale bardzo się cieszę, że jest tylko trybem, bo dzięki temu Reykholt jest bardziej uniwersalne. Mimo wszystko nadal poziomem trudności bardzo mi przypomina Montanę, ale to też nie jest złe, bo przynajmniej mamy kolejny fajny, gatewayowy worker placement do dyspozycji. Dla mnie ok, toć nie każda gra musi być okropnym mózgożerem (chociaż tu też nie miałabym nic przeciwko).
Strona wizualna
Jeszcze tylko na końcu wspomnę o wykonaniu, ale miejcie proszę na uwadze, że to angielska wersja językowa – a to oznacza, że wersja Portalu może (i mam nadzieję, że będzie) różnić się trochę wykonaniem. Gra jest śliczna: jest mega kolorowa, a customowe warzywka są przeurocze. Może karty mogłyby być płócienne, ale w sumie i tak są do zakoszulkowania… a, no właśnie: koszulki. Karty mają rozmiar 75x105mm, który jest totalnie niestandardowy i jedyne koszulki, w które się zmieszczą (i to wg mojego riserczu na styk) to Mayday Mega Civilization. I jeszcze jedno, co widzicie powyżej: naklejki na pracowników. Nie wiem, u ilu recenzentów był wcześniej ten egzemplarz i czy był też egzemplarzem pokazowym, ale jak widzicie – naklejki wyglądają strasznie. Pozostaje mieć nadzieję, że Portal zrobi lepsze. Poza tym – nie mam uwag, wszystko jest czytelne i zrozumiałe.
Werdykt końcowy
Reykholt jest dla mnie kolejną 7, może 7,5 od Uwe – co oznacza, że funem z rozgrywki w moim odczuciu nie odbiega od żadnej poprzedniej jego gry ekonomicznej. Chętnie jeszcze zagram, szczególnie w Tryb Przygody, ale powiedziałabym, że mam do tego tytułu taki stosunek, jak do Montany czy Wsiąść do pociągu – czyli chętnie zagram od czasu do czasu z mniej doświadczonymi graczami lub jako jedna z gier. Wydaje mi się, że Reykholt to może być fajny pomysł, szczególnie gdy ktoś chciałby spróbować nieco trudniejszych gier wymagających długoterminowych strategii, ale które nie trwają 3h i nie zabijają ilością zasad i ich skomplikowaniem – tego niestety z oczywistych przyczyn nie mogę sprawdzić na sobie, ale myślę, że gdyby to Reykholt było jedną z moich 4 pierwszych gier, to nadal Uwe byłby wśród ulubionych autorów.
- ciekawe twisty
- Tryb Przygody
- dużo kart usług, które nieco zmieniają feeling z rozgrywki
- krótki czas rozgrywki
- proste zasady
- emocje siadają przed końcem rozgrywki, bo w ostatniej rundzie już wszystko wiadomo
- wykonanie naklejek na pracowników
- brak oznaczeń na kartach usług z Trybu Przygody
Ocena: (3,5 / 5)
Dziękujemy wydawnictwu Portal za przekazanie gry do recenzji.
Małgorzata Mitura
Game Details | |
---|---|
Name | Reykholt (2018) |
Złożoność | Medium Light [2.16] |
BGG Ranking | 1940 [6.69] |
Liczba graczy | 1-4 |
Projektant/Projektanci | Uwe Rosenberg |
Grafika | Klemens Franz and Lukas Siegmon |
Wydawca | Frosted Games, Arclight Games, Arrakis Games, Galápagos Jogos, Games Factory, Lavka Games, Origames, Portal Games, Raven Distribution, Renegade Game Studios and sternenschimmermeer |
Mechanizmy | Scenario / Mission / Campaign Game, Solo / Solitaire Game and Worker Placement |
- Howdy, partners! Western Legends – recenzja (Patronat Board Times) - 27 września 2019
- Western Legends, czyli jak zostać legendą Dzikiego Zachodu. Rzut okiem - 23 lipca 2019
- Kemet z dodatkiem Ta-Seti – recenzja - 13 maja 2019