Obrońcy Galaktyki – recenzja

Historia, w której owoc ludzkiej pomysłowości, jakim są inteligentne roboty, obraca się przeciwko swoim twórcom, była w różnych mediach przedstawiana już wielokrotnie. Dziś przyjdzie się nam z tym tematem spotkać w grze wydanej przez Lucrum Games pod tytułem Obrońcy Galaktyki.

Jest XXV wiek. Ludzkość podbija najdalsze fragmenty kosmosu. W tym celu wykorzystuje coraz nowsze osiągnięcia w robotyce i sztucznej inteligencji, tworząc doskonalsze i bardziej zaawansowane roboty. Stare i wysłużone modele zostają zastąpione nowymi, a następnie porzucone na złomowiskach w otchłani zimnego i pustego kosmosu.

Postanawiają one jednak wrócić i, jak się domyślamy, przejąć władzę nad swoimi twórcami.

Na szczęście nie jesteśmy bezbronni. Do boju zostaje rzucony elitarny oddział trzech robotów najnowszej generacji, który przy pomocy swoich radarów ma za zadanie zlokalizować i przejąć wrogie jednostki, a następnie rozbroić je, zanim dotrą w pobliże Ziemi. W tym celu programowani przez nas Obrońcy Galaktyki będą odwiedzać różne planety w poszukiwaniu baterii oraz trzech rodzajów energii. Do rozbrojenia każdego powracającego robota konieczna jest odpowiednia kombinacja tychże energii. Zobaczmy zatem: jak, czym i gdzie przyjdzie nam walczyć.

Informacje o grze


Autor: Wei-Min Ling
Wydawnictwo: Lucrum Games
Liczba graczy: 2 – 4
Czas gry: od 30 do 60 minut
Wiek: od 8 lat
Cena: około 80 zł

Kosmos pełen złomu i sześcianów

Już samo pudełko wygląda zachęcająco: solidne i wytrzymałe, a ładna kolorowa grafika niczym z jakiejś kreskówki przyciąga oko i zachęca do wzięcia do rąk. A co wewnątrz? Na sam początek instrukcja. Wydrukowana na dobrym gatunkowo, gładkim i błyszczącym papierze. Krótka – osiem stron z dużą ilością rysunków, opisów kart i przykładów. Można się z nią zapoznać w piętnaście minut. Napisana zwięzłym językiem i dokładnie opisująca wszystkie zasady. Po jednej lekturze można zasiąść do gry, raczej do niej nie wrócimy.

Dalej mamy osiem płytek planet i jedną bazy głównej. Wykonane z twardej, sztywnej i cienkiej pianki, okraszone rysunkami w stylistyce pasującej do okładki – czyli kolorowo, cukierkowo i kreskówkowo. Z tego samego materiału wykonane są plansze graczy i dwustronne płytki sterujące, jak i sami trzej główni bohaterowie naszej zabawy. Umieszczamy ich w podstawkach – prezentują się naprawdę porządnie. Następna w kolejności jest talia dwudziestu kart zbiegłych robotów. I tu mały zawód – jakieś one takie delikatne i bardzo elastyczne, bałem się je tasować. Rysunki samych antagonistów jakoś nie budzą grozy, choć pasują do reszty – np. „przerażający” różowy robot z dwoma mopami i puszką farby na głowie. Mamy też drugą talię mniejszych kart – talie technologii. Z racji na swój rozmiar, tu grubość kart już nie ma takiego znaczenia. Jest ok. Ostatnimi elementami gry (i w mojej ocenie najbardziej efektownymi) są duże, wielkości kostek do lodu, przezroczyste, kolorowe, wyglądające jak galaretki czy landrynki – kości. Są też ich mniejsze żółte wersje i też fajne. Niestety tu spory zawód, jeśli chodzi o duże kości. Po kilkunastu grach zauważyłem, że część z nich po prostu popękała. Rozczarowanie mimo początkowego zachwytu. 

Złap sobie robota

Przygotowanie gry trwa kilka chwil. Dookoła płytki bazy układamy w dowolnej kolejności pozostałe płytki planet, otrzymujemy kwadrat 3×3 tworzący naszą planszę do gry. Talię zbiegłych robotów dzielimy na cztery stosy i kładziemy po jednym stosie przy każdym boku “planszy”. W pobliżu rozkładamy wszystkie kostki oraz trzy płytki sterujące, w dowolnej kolejności i dowolną stroną do góry. Układamy rynek technologii złożony z czterech kart. Rozdajemy każdemu graczowi jego własną plansze gracza oraz po pięć baterii, symbolizowanych przez mniejsze żółte kosteczki. Pionki naszych obrońców stawiamy na środku w bazie i zaczynamy polowanie. Po rozłożeniu wszystkich elementów otrzymujemy ładny, spójny, pełen barw kosmos ze stosami kostek i kosteczek. Miłe to wszystko dla oka, zachęca do zabawy.

W celu pojmania zbiegów musimy zgromadzić odpowiednie ilości i kolory kości energii. Zbierać je będziemy poprzez podróżowanie naszymi bohaterskimi robotami po dziewięciu planetach układu. Jak wiemy, każdy robot jest napędzany energią, do tego potrzebne nam baterie (małe żółte kosteczki) i to nimi opłacamy poruszanie naszymi robotami.

Wybierając jedną z kart kontroli i płacąc za to jedną baterią wykonujemy zapisaną na niej akcję – a dokładniej: na każdej z kart jest określony robot i odległość, o jaką go musimy przesunąć. Po drugiej stronie takiej karty jest inny robot i inna odległość. Możemy wybrać także drugą kartę, ale to już kosztuje dwie baterie. Kończąc ruch na jednej z planet wykonujemy akcję do niej przypisanej, przeważnie to będzie możliwość otrzymania baterii czy to różnych kości energii. Po zakończeniu poruszania robotami możemy zakupić technologie lub pojmać wrogiego robota.

Karty technologii dają nam jak na to nazwa wskazuję jakieś bonusy pod warunkiem spełnienia związanego z nią wymagania lub działające cały czas. Dodatkowo za posiadanie takich kart są przyznawane dodatkowe punkty na koniec gry.

Jeżeli natomiast posiadamy kości energii w kolorach i ilości widniejącej na karcie zbiega i dodatkowo zakończyliśmy ruch przy brzegu planszy przy którym leży jego karta lub na planecie bazy, możemy takiego robota pojmać, płacąc oczywiście za niego. Na końcu gry dostajemy punkty za każdego takiego jeńca w wysokości widniejącej na jego karcie, oraz dodatkowe za różne typy pojmanych robotów.

W ten sposób krążymy po kosmosie zbierając kosteczki, kupując usprawnienia i łapiąc uciekinierów do momentu, aż się wyczerpią dwa stosy z renegatami. Dogrywamy wtedy kolejkę do końca i liczymy punkty. Zdobywca największej ich liczby oczywiście wygrywa.

Wrażenia z próżni kosmosu

Ocenę tej gry zacznę od jej wykonania. Tutaj w pełni zasłużona czwórka. Poszczególne elementy zasługują na pochwałę. Wszystkie płytki planet jak i sterujące robotami czy te graczy zrobione ze zostały że sztywnych i trwałych materiałów, kostki to niby prosta bryła geometryczna, ale w tej grze sześciany wyglądają naprawdę super, sama możliwość operowania nimi, przekładania, wymieniana na inne czy zbierania daje dużo radości. Uznaję je za główną atrakcję tego tytułu (choć ich trwałość nie powala). Karty zostały wydrukowane na dobrej jakości błyszczącym papierze, choć miałem wrażenie, że karty atakujących mogłyby być sztywniejsze.

Jeśli chodzi o grafiki, to tutaj mam mieszane uczucia. Należy postawić pytanie: do kogo kierowany jest ten tytuł. Jeżeli są to młodsi fani planszówkowych wyzwań, to na pewno będą  zadowoleni. Cukierkowe, landrynkowe i bardzo kolorowe ilustracje przywołujące na myśl animowane filmy o robotach na pewno im się spodobają. W starszym graczu niekoniecznie muszą one wywołać zachwyt. Natomiast jeżeli chodzi o symbole i ikony zawarte na planszach i kartach, to są one bardzo intuicyjne.

Prostym zasadom i świetnemu wykonaniu elementów zawdzięczamy to, że zabawa w chwytanie zbiegłych robotów może sprawić przyjemność, zwłaszcza w gronie rodzinnym.

Czas gry zależny jest od liczby graczy. Zabawa w pełnym zestawie czteroosobowym zajmuje około godziny, czas oczekiwania na swoją kolejkę jest krótki i raczej się nie nudzimy.

Dzięki losowemu układowi ośmiu płytek planet, kart technologii czy rozkładowi antagonistów i ciągłej zmianie zestawu komend możliwych do wykonania przez nasze dzielne roboty, każda gra będzie odrobinę odmienna od poprzedniej. To wszystko zwiększa regrywalność tego tytułu, choć gdyby płytki planet były dwustronne byłoby jeszcze lepiej.

Mimo wszystkich zalet to jakoś w tym wyścigu po planetach trudno mi znaleźć odrobinę klimatu. Już samo wprowadzenie niby daje nam jakieś tło fabularne, ale jest ono mało oryginalne i niezbyt logiczne. Samo zestawienie groźby zbliżającej się nieubłaganie z kosmosu z wyglądem tych “strasznych maszyn” się nie klei.  To raczej tylko proste zagadki typu: jak najszybciej zebrać odpowiednie zestawy kosteczek, by je wymienić na złe roboty. Tak naprawdę ta gra mogłaby opowiadać o czymkolwiek innym, choćby o robieniu zakupów i nic by nie straciła ani nie zyskała.

Bardzo fajną mechaniką występującą w grze jest sposób programowania naszych robotów. Wybieramy do dwóch z trzech możliwych opcji, by w następnej turze przeciwnikowi dać do wyboru z dwóch nowych opcji i trzecie przez nas nie wybranej.  Śmiało można z tego zrobić malutki element negatywnej interakcji. Interakcja w tej zabawie ogranicza się do obserwowania, kto zbiera energię jakiego rodzaju i na co może mu się to przydać. Szybka analiza tej informacji i już możemy zaplanować: czy zbieramy na to samo, czy możemy wyprzedzić przeciwnika. Można też mu w jego planie przeszkodzić poprzez odpowiedni wybór robotów do poruszania i ustawienie ich na koniec kolejki, tak, by nie był w stanie zakupić potrzebnych elementów. Trzeba jednak dodać, że przy większej liczbie gracz rozgrywka staje się coraz bardziej chaotyczna, a wszelkie długofalowe strategie szybko zostają nam zepsute.

Czas na wymianę baterii

Reasumując: Obrońcy Galaktyki to solidna pozycja rodzinna ze sprawnie działającą mechaniką. Rodzice z dziećmi spędzą miło godzinę czasu. Starsi gracze mogą się szybko znudzić bieganiem, zbieraniem i wymienianiem kosteczek. Wizualnie do pełni szczęścia brakuje, żeby w miejsce kartonowych figurek znalazły się figurki z plastiku. Solidna, bardzo ładnie wydana gra, ale bez efektu wow.

Plusy
  • Instrukcja
  • Duże I ładne kości
  • Proste zasady
  • Czytelna ikonografia
Plusy / minusy
  • Starszym graczom może się szybko znudzić
Minusy
  • Moje kości popękały
  • Mała różnorodność w kartach, tak robotów jak i technologiach
  • Brak klimatu

Ocena: 3.5 out of 5 stars (3,5 / 5)

Dziękujemy wydawnictwu  Lucrum Games za przekazanie gry do recenzji.

Konrad Krumholz

Game Details
NamePlanet Defenders (2016)
ZłożonośćMedium Light [2.22]
BGG Ranking6469 [6.55]
Liczba graczy2-4
Projektant/ProjektanciWei-Min Ling
GrafikaMaisherly Chan
WydawcaEmperorS4, Lucrum Games and Renegade Game Studios
MechanizmyDice Rolling, Grid Movement, Open Drafting and Set Collection
Konrad Krumholz