Batyskaf – zanurz się w podwodny świat i złap je wszystkie. Recenzja
Wszystkie dzieci z niedosytem pozostawionym przez fantastyczną animację Disneya Vaiana. Skarb oceanu z pewnością chętnie skorzystają z okazji zapoznania się z Batyskafem Granny. Warto wspomnieć, że gra ta, autorstwa Pawła Nowaka-Reitz, zwyciężyła w IV edycji konkursu Wymyśl grę, zostań autorem Granny, wydaniu jej patronuje między innymi kanał telewizyjny dla dzieci TVP ABC i serwis Board Times, gdzie czytacie tę recenzję. Od ogłoszenia wyników konkursu w styczniu 2017 roku do wydania gry minął roku. I oto jest – podmorska przygoda z batyskafem.
Informacje o grze
Autor: Paweł Nowak-Reitz
Wydawnictwo: Granna
Liczba graczy: 2 – 4
Czas gry: 30 minut
Wiek: od 7 lat
Cena: około 50 zł
Wykonanie
Otwieramy pudełko o standardowej wielkości – 26x26x9 cm. Napięcie głównych graczy – Dużej (lat 7) oraz Małego (lat 4) wzrasta, kiedy zrywają niecierpliwie folię. W środku czterostronicowa instrukcja (to dla mnie), plansza na grubej tekturze, złożona na cztery, 40 żetonów zwierzątek morskich w wypraskach (to najbardziej ulubiony moment Dużej – wyjmowanie żetonów) – gruba tektura, solidne kartoniki 4×4 cm, 60 kart tlenu (śliskie, mniejsze od karty kredytowej, z cienkiego kartonu niewiele grubszego od kartki – minus taki, że już po trzech grach mają gdzieniegdzie lekko pościerane brzegi), 4 żetony batyskafów w różnych kolorach (czerwony, niebieski, zielony, żółty), które należy umieścić w podstawkach i stworzyć z nich znaczniki. I tutaj już duży plus – rodzice doskonale wiedzą, że dzieci są w stanie nas zaskoczyć w swej drobiazgowości i to, co dla nas nie ma większego znaczenia, dla nich może okazać się kluczowe. Moja córka nie chce grać pionkami przedstawiającymi chłopców – i oto, jak na zawołanie, dwustronne tekturowe żetony przedstawiające postać w batyskafie na jednej stronie mają chłopca, na drugiej dziewczynkę. Brawo Granna! Punkt u Dużej! W pudełku jest jeszcze jeden żeton pierwszego gracza w postaci konika morskiego, który wydaje się nam zbędny i o którym często zapominamy.
Zasady
Po wybraniu koloru batyskafu gracze losują karty tlenu (rozpoczyna gracz, który jako ostatni oglądał film lub czytał książkę o podwodnym świecie – u nas bez sensu, bo “Vaianę” oglądaliśmy wszyscy razem, więc standardowo zaczęliśmy od najmłodszego). Celem gry jest zdobycie jak największej liczby żetonów zwierząt podmorskich, ukrywających się na różnych głębokościach. W tym celu kolejno losujemy karty tlenu i zanurzamy się batyskafem pod wodę, pamiętając, że musimy mieć wystarczającą ilość tlenu, aby nie tylko zanurzyć się, ale też bezpiecznie wynurzyć się na powierzchnię. Gracz może też zbierać karty tlenu nie ryzykując zanurzenia. I tak z kartą/kartami przedstawiającą (-cymi) 6 „bąbelków” tlenu możemy zanurzyć się na głębokość 300m i bezpiecznie wypłynąć na powierzchnię z uzyskanym żetonem, lub też zanurzyć na głębokość np. 500m, pozostać na głębokości 400m „rezerwując” obrazek z wybranym przez siebie zwierzątkiem, i liczyć na to, że w następnej kolejce uda się nam wylosować kartę z co najmniej 4 „bąbelkami” tlenu, co pozwoli na bezpieczne wynurzenie się na powierzchnię ze złowionym okazem. Jeżeli zaś wylosujemy za mało tlenu, wynurzamy się na powierzchnię bez złowionego okazu, tracąc tlen. Wygrywa gracz, który ma najwięcej „pereł” złowionych przy okazji zbierania żetonów (im większa głębokość, na której przebywała dana ryba, tym więcej pereł).
Wrażenia
Batyskaf jest przeznaczony dla 2 do 4 graczy, od 7 lat. I tu od razu należy wspomnieć, że oznaczenie jest właściwe – dzieciaki muszą między innymi dokonywać obliczeń w zakresie dodawania i odejmowania do 12, z młodszymi dziećmi raczej się nie sprawdzi – chyba że przy dużej asyście rodzica. Przewidywany czas rozgrywki to 30 minut, jednak my ani razu nie graliśmy tak długo.
Piękna grafika (illutype) jest na pewno atutem gry. Plansza jest utrzymana w kolorach od ciemnego niebieskiego do jasnego błękitu, przedstawia przekrój oceanu. Obrazki przedstawiające stworzenia morskie są dostosowane do wieku dziecięcego gracza – kolorowe, trochę przypominają te z bajki „Gdzie jest Nemo?” Dzieciaki od razu po pierwszej partii wybrały sobie zwierzątka, na które polują – delfinek (Duża) i „ta rybka z kuleczką” oraz „Nemo”(Mały). Poza tym nieodmiennie chcą znać nazwy stworzeń morskich, przyglądają się zdobytym kartonikom, okazują zaskoczenie (To tak właśnie wygląda krewetka? Mamo, a co to jest żabnica? I z lubością powtarzany przez czterolatka Melanocetus.) Na marlina mówią co prawda merlin, za to płaszczkę rozpoznają od razu, odróżniają też barakudę od tuńczyka. No ale oczywiście wcale nie wierzą, że Nemo to tak naprawdę błazenek, a dzięki lekturze przygód Neli podróżniczki wiedzą, że kaszalot to rodzaj wieloryba. Dzięki, Nela!
Dzieciaki żywo reagują na wylosowane karty, jednak Młodszemu trzeba ciągle przypominać, że nie może ot tak zanurzyć się głęboko i wypłynąć, Duża z kolegą natomiast radzą sobie świetnie (tak więc jeszcze raz: młodsze dzieciaki potrzebują asysty dorosłego, starsze po kilku początkowych rozgrywkach pod kontrolą dorosłych mogą grać w swoim gronie). Zdobyte żetony dumnie układają obok siebie, porównują zdobycze, narzekają, kiedy ktoś sprzątnie im sprzed nosa upatrzone zwierzątko. Rozgrywka jest dynamiczna, bez przestojów, a zasady na tyle czytelne i nieskomplikowane, że Duża z kolegą mogą grać w Batyskaf sami. Brak kostki to dla nas także plus, ponieważ zwykle wprowadza ona chaos na stole, spada, a jej szukanie przedłuża rozgrywkę. Szkoda jednak, że wariant zaawansowany sprowadza się do trochę innego przeliczania punktów (dodatkowy punkt jeśli mamy najwięcej żyjątek z danej głębokości). Będziemy usieli pokombinować i trochę pozmieniać zasady żeby urozmaicić kolejne partie.
Podsumowanie
Jakie walory edukacyjne ma gra Batyskaf? Przede wszystkim pozwala na opracowanie własnej strategii, czyli: albo najpierw zbieram tlen i kolekcjonuję najcenniejsze okazy, albo dokonuję szybkich wypadów i zbieram dużo okazów o mniejszej wartości – można wygrać z jedną, jak i z drugą, co została wypraktykowane przez Małego kolekcjonującego dużo okazów, jak i mnie z przemyślany strategią „kiszenia” tlenu i zanurzania się po te najcenniejsze stworzenia – po ostatecznym podliczeniu pereł mieliśmy tyle samo punktów. Kolejna rzecz to konieczność liczenia i przewidywania – na ile wystarczy mi tlenu, czy zaryzykować pozostanie na większej głębokości i liczyć na to, że przyjdzie „dobra” karta tlenu. Gra ma element losowy, ale w przypadku dzieci nie jest to wadą – zwłaszcza jeśli grają osoby w różnym wieku. I wreszcie trzeci element, dla mnie najważniejszy – rozwijanie ciekawości poznawczej: dzieciaki poznają nazwy stworzeń morskich, rozbudza to ich zainteresowanie tym co kryje dno morskie – sprawdziłam nawet, że przedstawione w grze okazy można spotkać na określonych głębokościach. Wzbogacają słownictwo (przetestowałam na dorosłych: nie każdy wie, co to batyskaf, kaszalot lub ukwiał).
Dlaczego więc ta gra, choć odmalowana przeze mnie w samych superlatywach, nie zyskała 5 punktów?
Przede wszystkim to, że jest taka specyficzna – temat oceanu, zwierzątka, zanurzanie się – może się łatwo znudzić. No niestety, nie z każdego dziecka wyrośnie kolejny Jacques Cousteau. W tym wypadku bardzo żałuję, że nie ma wariantu zaawansowanego innego niż liczenie punktów – mogłoby to urozmaicić grę.
Kolejna rzecz to same dzieciaki. Gra została oceniona przez Dużą na nie tak fajną jak Dzieci z Carcassonne (nasz, jak na razie, hit nr 1) i Dixit. Jak na razie chętnie w nią grają, nawet pomimo tego że Mały potrzebuje pomocy przy liczeniu, ale jak długo?
- Grafika dostosowana do wieku graczy
- Dynamiczna rozgrywka bez przestojów
- Rozwijanie umiejętności planowania i oceny ryzyka
- Poznawanie nazw morskich stworzeń
- Temat, który może się szybko znudzić
- Wariant zaawansowany sprowadzający się jedynie do innego naliczania punktów
- Jakość kart tlenu
Ocena:
(4 / 5)
Dziękujemy wydawnictwu Granna za przekazanie gry do recenzji.
Ela Śliwa
- Ratujmy zwierzęta! Recenzja - 15 kwietnia 2021
- Sherlock: Klątwa Inków i Sherlock: Śmierć 4 lipca. Zostań detektywem. Recenzja - 8 lipca 2020
- Obłędny Rycerz – na pomoc księżniczce. Recenzja - 2 października 2019