The Godfather – rzut okiem

Najnowsza gra autorstwa Erica M. Langa na pierwszy rzut oka prezentuje się rewelacyjnie. Już samo pudełko przykuwa wzrok, a w jego wnętrzu znajdziemy dużo solidnie wykonanych i cieszących oko komponentów.

Pierwszą rzeczą, która z pewnością ucieszy każdego fana planszówek jest dwuczęściowa wypraska, która ułatwia przygotowanie rozgrywki, sprawia że komponenty nie hulają nam bezwiednie wewnątrz pudełka i jest w stanie pomieścić karty również po założeniu koszulek ochronnych, co jest dość rzadką cechą wykonania większości gier.

Karty co prawda nie są płótnowane, ale ich grubość jest przyzwoita. Kafle przedsiębiorstw są również grube i solidne – nie powinny ulegać większemu zniszczeniu podczas eksploatacji. Zarówno w instrukcji jak i na kartach mamy bardzo ładne grafiki. Jedynym mankamentem jest użycie wyłącznie jednej grafiki na kartach zleceń. Jest ich tylko 10 rodzajów i umieszczenie na nich wyłącznie podobizny Marlona Brando, szczególnie w świetle ilości i bogactwa, w jakich piękne rysunki występują w innym miejscach gry, wydaje się trochę pójściem na łatwiznę.

Bardzo ciekawym elementem gry są metalowe puszki, które pełnią rolę walizek na brudną mamonę. Służą również do licytacji przy kupowaniu sojuszników.

Jak przystało na CMON, wykonanie figurek stoi na wysokim poziomie. Swobodnie nadają się do malowania, a nawet bez tego robią bardzo dobre wrażenie i wprowadzają sporo klimatu do samej rozgrywki.

Mafijnych rodzin jest 5, ale nie różnią się niczym poza kolorami podstawek oraz wyglądem członków poszczególnych klanów.

Do tego dostajemy jeszcze 3 figurki sojuszników oraz 3 znaczniki – głowę konia (znacznik pierwszego gracza), samochód policyjny (znacznik etapu rundy) oraz figurkę Dona Corleone (znacznik aktu, czyli rundy gry).

Plansza wydaje się na pozór dość zagmatwana, ale wszystko staje się jasne, proste i czytelne już po pierwszej rozgrywce.

Na koniec kilka wrażeń z pierwszych dwóch partii

Aktualnie jestem po dwóch rozgrywkach – jednej 2-osobowej i jednej 4-osobowej. W obydwu przypadkach partie trwały około 2 godzin z tłumaczeniem zasad, ale wydaje mi się, że ten czas ulegnie dużemu skróceniu jeżeli wszyscy gracze będą dobrze znać wszystkie zależności mechaniczne oraz jaki wpływ na przebieg gry mają ich decyzje. Tych nie ma zbyt wiele, ale jest kilka ważnych reguł, które nie są intuicyjnymi rozwiązaniami i łatwo je pominąć podczas rozgrywki.

Jeśli chodzi o pierwsze wrażenia, to jestem bardzo mile zaskoczony. W grze jak najbardziej wyczuwalny jest klimat mafijnej walki i kontroli nad miastem pełnym skorumpowanych oficjeli, rzezimieszków i lokali prowadzących ciemne interesy. Zupełnie nie rozumiem narzekania niektórych osób na brak klimatu. Być może gra nie jest oczekiwanym przez wielu “wiernym przeniesieniem filmu na planszę”, ale jest to z pewnością dobry tytuł, który broni się zarówno pod względem mechaniki, jak i klimatu rozgrywki. Jeśli chodzi o pojawiające się w sieci zarzuty o brak balansu to całkowicie nie widzę tego problemu. Wręcz przeciwnie – sprawne połączenie mechanik worker placement, area control i hand management daje spore pole do popisu i otwiera różne drogi do zwycięstwa. Do końca nie wiadomo kto tak naprawdę ma przewagę. Z pewnością gra (jak wiele innych tytułów z mechaniką area control) ma potencjał w kierunku king makingu, ale wydaje mi się, że dla większości graczy nie będzie to stanowiło problemu – bije się raczej tego kogo bić się opłaca, a nie tego kogo się na przykład nie lubi.

Osobiście nie wyobrażam sobie lepszego rozwiązania na stworzenie gry planszowej o tematyce mafijnej.

Więcej będę mógł powiedzieć po kolejnych 10+ rozgrywkach, a wszystko opiszę niebawem w pełnowymiarowej recenzji.

W imieniu patrona medialnego – BOARD TIMES – serdecznie zapraszam również na lubelską premierę gry, która odbędzie się 9 sierpnia w Sztos bistro. Więcej informacji na temat wydarzenia znajdziecie TUTAJ.

Wojciech Mikołajczak

Wojciech Mikolajczak