Tajniacy bez cenzury – recenzja

Kilka słów tytułem wstępu

Tajniacy to tytuł znany chyba każdej osobie, której temat gier planszowych nie jest obcy. Jeśli ktoś nie ma własnego egzemplarza, to zapewne posiada go przyjaciel lub koleżanka. Jeżeli natomiast jakimś cudem jeszcze ta osoba jeszcze nie grała w „małe cudo” Vlaady Chvatila, to najprawdopodobniej przespała ostatnie dwa lata w jakiejś jaskini. Gra znajduje się aktualnie (lipiec 2017) na 32 miejscu listy Board Game Geek, a lista nagród, które zebrała w bardzo krótkim czasie, jest naprawdę imponująca. Przez dwa lata gra Codenames, bo tak brzmi jej oryginalny tytuł, otrzymała prawie 20 różnych nagród, w tym 2 Golden Geeki i prestiżową Spiel des Jahres w 2016 roku.  Nikogo, kto choć raz zagrał w Tajniaków, ten sukces wcale nie dziwi. Gra jest najzwyczajniej genialna. Proste zasady, szybki setup i rozgrywka w 15-20 minut, bezpośrednia zależność sukcesu od inwencji własnej graczy oraz mechanika, która działa rewelacyjnie właściwie dla każdej ilości graczy, to recepta na „grę doskonałą”. Mała (a co za tym idzie – tania), poręczna, prosta do wytłumaczenia nawet osobom nie mającym na co dzień styczności z planszówkami, ale co najważniejsze – uniwersalna.

No właśnie. Uniwersalność tej gry to chyba najjaśniejszy z jej plusów i wydaje mi się, że docelowo przesądzający o jej sukcesie. W pojawiających się recenzjach i opisach gry widać mieszane opinie.  Niektórzy zwracają uwagę na „gimnazjalny” humor, żenujące hasła, czy też występowanie problemu skojarzenia zbyt wielu haseł z jedną, bardzo oczywistą i niekiedy wulgarną podpowiedzią.

O tym, czy rzeczywiście mamy się czego obawiać siadając do partii Tajniaków bez cenzury oraz czy ten specyficzny spin-off gry przeznaczony wyłącznie dla dorosłych zachował najważniejsze cechy oryginału decydujące o jego sukcesie, dowiecie się z poniższej recenzji.

Zawartość pudełka i wykonanie

Pierwsze pytanie, jakie nasuwa się już po pierwszym rzucie oka na okładkę to: „Gdzie jest Vlaada?”. Zarówno oryginalna gra, jak i kolejna wersja Tajniacy: Obrazki mają na okładce wyróżnione imię i nazwisko znakomitego czeskiego projektanta. Tutaj go nie ma. Na odwrocie dowiadujemy się, że gra została zrobiona na podstawie gry Vlaady Chvatila, a ta wersja jest zaprojektowana przez… w zasadzie nie wiadomo kogo. Zdziwiło mnie to trochę, bo zawsze myślałem, że Vlaada Chvatil jest tym dla CGE, kim dla Portalu jest Ignacy Trzewiczek. Popularność nazwiska znanego projektanta to zawsze dodatkowy zastrzyk marketingowej magii i rzadko się zdarza, żeby takie nazwisko nagle zniknęło z okładki kolejnej edycji jakiejś planszówki. Tym bardziej tak znanej i cenionej gry. Co jeszcze ciekawsze, kiedy chciałem  zaczerpnąć informacji na temat gry ze strony wydawcy, ku mojemu zdziwieniu okazało się, że gry nie ma nawet na stronie Czech Games Edition. Przyznam, że troszeczkę mnie to przeraziło, bo pomyślałem, że skoro sam autor nie chciał się podpisać pod swoim dziełem, a wydawca nie chwali się nim nawet na własnej stronie internetowej, to jak straszne musi ono być!? Z doświadczenia wiem jednak, że nie należy oceniać książki po okładce, a tym bardziej gry planszowej. Zabrałem się więc do sprawdzenia zawartości.

Pierwsza sprawa: brak jakiejkolwiek wypraski, nawet tekturowej. Przepraszam, że narzekam , ale mam wrażenie, że wydawca w każdej kolejnej edycji odchudza zawartość, a cena pozostaje bez zmian. Oryginalna gra Tajniacy ma wypraskę i klepsydrę, w Tajniacy: Obrazki nie ma już klepsydry, a w Tajniacy bez cenzury nie ma ani jednego, ani drugiego. Jedyne pocieszenie to woreczki strunowe, których jest wręcz za dużo i na to akurat nie ma co narzekać.

200 kart z kryptonimami, 40 kart kluczy (czyli kart rozstawienia agentów), 16 kafli agentów w dwóch kolorach, 1 kafel podwójnego agent, 7 niewinnych obserwatorów i 1 kafel zabójcy.

Jakość wykonania komponentów nie odbiega specjalnie od jakości wykonania komponentów gry podstawowej i stoi na wysokim poziomie. Kafle z przyjaznymi dla oka i spójnymi grafikami są wyglądają solidnie, choć po kilku partiach zaczęły się dziwnie wycierać na bokach, co nie miało miejsca w przypadku oryginalnej.  Dobrej grubości karty, standardowa plastikowa podstawka i dobrze napisana, krótka instrukcja z bardzo pomocnym rozdziałem ze wskazówkami dla graczy. Na końcu instrukcji mamy nawet trochę fluffu – dodano żartobliwe opisy postaci świadków. Z humorem wiadomo jak jest – dla jednej osoby coś będzie śmieszne, a dla drugiej to samo będzie beznadziejne i żałosne. Starając się patrzeć na to obiektywnie, nie widzę tutaj jakichś wulgaryzmów, humoru „rynsztokowego”, czy też naśmiewania się z czyichś ułomności. Humor zachowany na w miarę przyzwoitym poziomie, kierowany raczej do młodszych odbiorców, ale na pewno nie przesadnie prymitywny.

Mechanika

Jeżeli ktoś grał w oryginalnych Tajniaków może swobodnie ominąć ten akapit. Zmian w mechanice względem gry podstawowej najzwyczajniej nie ma. W zasadzie to dość oczywista sprawa – po co zmieniać coś, co działa doskonale? Lepiej dosolić, dopieprzyć, dorzucić sporo innych przypraw, a na koniec okrasić fiołkami albo… jakimiś akcesoriami ze sklepu erotycznego, ale o tym później – w sekcji „Wrażenia z rozgrywki”. Jest jedna dość subtelna zmiana – wywalono wariant dla mniej niż 4 graczy, co mi akurat specjalnie nie przeszkadza, bo i tak miałem wrażenie, że były trochę na siłę dołączone do podstawowej wersji gry.

Dzielimy się na dwie co najmniej dwuosobowe drużyny i wybieramy dwóch szefów. Wybieramy kolory drużyn, wykładamy kolejno 25 kart formując matrycę haseł o wymiarach 5×5 kart. Szefowie biorą kafle agentów, świadków oraz zabójcy i losują kartę rozstawienia agentów, na której dostają zarówno informacje o docelowym rozłożeniu kafli na matrycy haseł, jak i oznaczenie, która drużyna pobiera kafelek podwójnego agenta i rozpoczyna rozgrywkę.

Szef rozpoczynającej drużyny daje swojej ekipie wskazówkę. Wskazówka musi zawierać dokładnie jedno słowo i jedną liczbę. Słowo będzie to skojarzenie mające połączyć ze sobą hasła na planszy, pod którymi ukrywają się agenci danej drużyny. Liczba oznacza ilość haseł, które jednym skojarzeniem połączył szef. Zadaniem członków drużyny jest odgadnięcie, gdzie są agenci w ich kolorze. Jedna osoba z drużyny kolejno dotyka haseł, pod którymi drużyna domniema, że znajdują się ich agenci. Następnie szef, zachowując pokerową minę, kładzie na dotkniętym kafelku odpowiedni kafelek – zgodnie z tym , co ma na zakrytej przed oczami drużyny karcie rozstawienia agentów.

Jeżeli okaże się, że pod hasłem był agent drużyny aktywnej, szef kładzie kafelek w jej kolorze, a drużyna może kontynuować zgadywanie. Jeśli jednak drużyna aktywna trafi na kafelek świadka lub agenta drużyny przeciwnej, ich tura się kończy, a grę rozpoczyna druga ekipa.

Proces powtarza się do momentu odkrycia wszystkich agentów jednej z drużyn. Wygrywa drużyna, której wszyscy agenci jako pierwsi zajmą swoje miejsca na matrycy haseł. Istnieje też druga możliwość – w momencie odkrycia przez aktywną drużynę kafelka zabójcy gra automatycznie się kończy i wygrywa drużyna przeciwna.

Wrażenia z rozgrywki

Nie taki diabeł straszny jak go malują. Hasła nie są bardzo wulgarne, a poziom dobrego smaku/żenady zależy bezpośrednio od tego z kim się gra. Nie ma na przykład najbardziej znanych inwektyw na „K” , „Ch” i „P”. „Dupa” , „cycki”, „kutas” czy „dildo”  to chyba najbardziej  „bulwersujące” hasła, także wydaje mi się, że poza bardzo konserwatywnymi starszymi osobami, do gry może zasiąść właściwie każdy dorosły. To bardzo ważna sprawa w świetle głównego atutu oryginalnych Tajniaków, jakim moim zdaniem jest uniwersalność gry.

Jeśli chodzi o same skojarzenia, to wśród mojej grupy testowej zdania były podzielone. Część osób wskazywała na fakt prawie automatycznego kojarzenia zbyt dużej ilości haseł z jedną oczywistą podpowiedzią, a z kolei innym bardzo się ten aspekt podobał, bo trzeba było więcej główkować i wymyślać nieoczywiste skojarzenia. Muszę przyznać, że byłem w tej drugiej grupie. Przepraszam, ale uważam, że jak komuś wszystko kojarzy się z „dupą”, to problem nie jest z grą, tylko z tą osobą.

Zauważyłem, że gra bardzo fajnie rozkręca przy lekkim wspomożeniu ze strony napojów wyskokowych. Oczywiście absolutnie nie namawiam nikogo do spożywania alkoholu, tylko sądzę, że gra bardzo dobrze może się sprawdzić w różnego rodzaju barach, pubach, czy też na wieczorkach kawalerskich, panieńskich i wszelkich imprezach, na których bawią się dorośli bez towarzystwa swoich pociech.

Podsumowanie i ocena ogólna

Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony Tajniakami bez cenzury. Muszę przyznać, że po przeczytaniu kilku opinii w internecie byłem nastawiony bardzo sceptycznie. Kiedy pudełko znalazło się w moich rękach i zobaczyłem, że poza wypraską i klepsydrą została usunięta rzecz najważniejsza, czyli nazwisko projektanta, mój sceptycyzm przerodził się w przerażenie. Pisanie recenzji kiepskich gier to prawdziwa katorga – uwierzcie mi. Na szczęście zły czar prysł jak bańka mydlana już przy pierwszej partii. Po kolejnych pięciu było jeszcze fajniej.

Tajniacy bez cenzury tak naprawdę pod względem odbioru niewiele się różnią od wersji oryginalnej. Wiadomo – hasła są sprośne, śmieszne, wywołujące określone skojarzenia nawet u najbardziej „anielskich” umysłów, ale czy są „gorsze” niż w podstawce? Chyba nie. Kolejne partie były wspaniałą zabawą zarówno dla mnie, jak i dla osób siedzących ze mną przy stole. Dokładnie ten sam syndrom co w przypadku zwykłych Tajniaków – „zagrajmy jeszcze raz!”. Może tu jest trochę więcej śmiechu, choć przy grze oryginalnej jest również ubaw po pachy.

Z czystym sercem mogę polecić tą wersję gry dla wszystkich osób 18+, które umieją trzymać dystans zarówno do siebie jak i do innych graczy oraz nie boją się wrzucić nieco pikanterii do sprawdzonego, rewelacyjnego tytułu. Z pewnością gra nie została „zepsuta”. Jest to jej inna, również ciekawa wersja.

Tajniacy bez cenzury to naprawdę dobry towar!

 

Plusy
  • proste zasady
  • szybki setup
  • dobrze napisana instrukcja
  • dynamiczna rozgrywka
  • świetnie nadaje się do grania w barach, pubach, na imprezach
  • poziom wulgarności rozgrywki zależy od poziomu wulgarności graczy
Plusy / minusy
  • “klon” gry podstawowej z usuniętą opcją dla 2-3 graczy
  • gra 18+ przeznaczona dla ograniczonej grupy graczy
Minusy
  • brak wypraski i klepsydry
  • nadruk na kafelkach jest nieco gorszej jakości niż w oryginalnej grze

Ocena: 4 out of 5 stars (4 / 5)

Dziękujemy wydawnictwu REBEL za przekazanie gry do recenzji.

Wojciech Mikołajczak

Game Details
NameCodenames: Deep Undercover (2016)
ZłożonośćLight [1.32]
BGG Ranking2147 [6.58]
Liczba graczy4-8
Projektant/ProjektanciVlaada Chvátil
GrafikaStéphane Gantiez and Tomáš Kučerovský
WydawcaCzech Games Edition, Asmodee, Cranio Creations, Feelindigo, GaGa Games, Heidelberger Spieleverlag, Lark & Clam, Lex Games, One Moment Games and Rebel Sp. z o.o.
MechanizmyCommunication Limits, Memory, Push Your Luck and Team-Based Game
Wojciech Mikolajczak