Zające na łące – inna odsłona “pędzącej trylogii”. Recenzja
Warning: simplexml_load_string(): Entity: line 1: parser error : Start tag expected, '<' not found in /home/u238694/domains/boardtime.pl/public_html/wp-content/plugins/meeple-like-us-boardgamegeek/bgg.php on line 268
Warning: simplexml_load_string(): Incorrect integer value: 'Not Ranked' for column `imaginc_meeplelikeusapi`.`Game in /home/u238694/domains/boardtime.pl/public_html/wp-content/plugins/meeple-like-us-boardgamegeek/bgg.php on line 268
Warning: simplexml_load_string(): ^ in /home/u238694/domains/boardtime.pl/public_html/wp-content/plugins/meeple-like-us-boardgamegeek/bgg.php on line 268
Warning: simplexml_load_string(): Entity: line 1: parser error : Start tag expected, '<' not found in /home/u238694/domains/boardtime.pl/public_html/wp-content/plugins/meeple-like-us-boardgamegeek/bgg.php on line 268
Warning: simplexml_load_string(): Incorrect integer value: 'Not Ranked' for column `imaginc_meeplelikeusapi`.`Game in /home/u238694/domains/boardtime.pl/public_html/wp-content/plugins/meeple-like-us-boardgamegeek/bgg.php on line 268
Warning: simplexml_load_string(): ^ in /home/u238694/domains/boardtime.pl/public_html/wp-content/plugins/meeple-like-us-boardgamegeek/bgg.php on line 268
O dziwo, nie znajdziecie tej gry na BGG (przynajmniej na chwilę obecną). Mimo to za jej autorstwem stoi nie kto inny, a Reiner Knizia – jeden z bardziej rozpoznawalnych autorów gier.
Czym są Zające na łące? Choć może tytuł na to nie wskazuje, nawiązują dość mocno do “pędzącej trylogii” Egmontu (Pędzące żółwie, Pędzące jeże, Pędzące ślimaki). Co je wszystkie łączy? Przede wszystkim element wyścigu. Owszem, wygląda on troszeczkę inaczej za każdym razem. Jednak tak czy siak – mamy się ścigać. Oczywiście wszystkie te tytuły łączy też osoba autora. Stąd też można tu znaleźć podobne rozwiązania.
W praktyce Zające na łące to gra przeznaczona dla 2 – 4 graczy, w wieku od 6 lat. Rozgrywka zajmie zaś około 20 minut. Jak widzimy na okładce – należy ona do serii Dr Knizia poleca.
Czym się różnią, a w czym są podobne zające do żółwi? Zapraszam do lektury.
Spis treści
Wykonanie
Jakież było moje zdziwienie, gdy po otwarciu pudełka okazało się, że tytułowe zajączki to drewniane znaczniki wyjęte żywcem z Dixita. Wyglądają oczywiście świetnie, mają tylko czasem delikatny problem, by stać i się nie przewracać. Dlatego w naszych rozgrywkach często po prostu leżą na planszy. Co prawda w pudełku trafił się jeden zajączek z odłamaną nóżką, ale nie sądzę, by był jakikolwiek problem z wymianą u wydawcy.
W pudełku znajdziemy oczywiście planszę (rozmiarowo zbliżoną do tej z Pędzących żółwi), po której będziemy się ścigać. Mamy też sporo żetonów do liczenia punktów (plasterki marchewki), marchewki z punktami, duże (i grube) kafle, na których znajdziemy pary zajęcy. Do tej pory właściwie trudno się czegoś przyczepić: wszystkie elementy są porządnie wykonane. Ale…
Mamy też w pudełku karty. To właśnie nimi, jak się łatwo domyślić, będziemy grali. Niestety, biorąc je do ręki, będziemy raczej dość rozczarowani. Dlaczego Trefl słynący z doskonałej jakości kart zdecydował się tu na taką cieniznę? Biorąc je nawet do ręki mamy wrażenie, że zaraz nam się pogną. Co dopiero, gdy wezmą je w obroty dzieci, do których właściwie ta gra jest skierowana. W tym miejscu – niestety – duży, duży minus.
Po co to wszystko? O tym za już za chwilę.
Jak pędzą zające?
Trochę o przodu, trochę do tyłu. Ogólnie wszystko jest napędzane kartami. Gra toczyć się będzie przez 3 rundy. W każdej z nich zdobywamy punkty. Kto będzie miał ich na koniec najwięcej, wygrywa.
Przed każdą rundą każdy losuje kafel z parą zajęcy. Owe zające (w dwóch kolorach) zdobywać będą dla nas punkty. W jaki sposób? Trzy pierwsze miejsca to trzy różne wartości punktowe: losowane na daną rundę. Może się więc okazać, że czasem pierwsze, a czasem właśnie trzecie miejsce jest najlepiej punktowane. Zajęcy jest 4, miejsc – 3. Jak łatwo więc policzyć będzie tu rywalizacja. Dodatkowo na planszy w dwóch miejscach leżą dodatkowe marchewki. Kto w czasie swojego ruchu dotrze tam dowolnym zającem, ten otrzymuje marchewkę (wartą 2 punkty).
A w jaki sposób poruszamy zające? Zagrywając jedną z kart z ręki (mamy ich zawsze 4). Karty te poruszają konkretnego zająca o 1, 2 pola do przodu. Może też chodzić o ostatniego zająca, by poruszył się do przodu. Wszystko to oczywiście widzieliśmy już w Pędzących żółwiach. Nowością jest karta, gdzie przynajmniej 2 zające muszą stać na jednym polu. Wtedy po zagraniu tej karty jeden idzie do przodu, a drugi cofa się o 1 pole.
Rundę gramy do momentu, aż 3 miejsca zostaną zajęte. Gdy jakiś zając zajmie już miejsce na podium, wówczas jego kolor na kartach jest “jokerem”. Po rozegraniu każdej rundy odkrywamy kafle, zliczamy punkty. Następnie losujemy kafle jeszcze raz, tasujemy wszystkie karty, zające wracają na start, a na metę trafiają nowe nagrody: 3 marchewki o różnych nominałach.
Po rozegraniu 3 rund, zliczamy wszystkie punkty.
Wrażenia
Od samego początku czułem mocne połączenie z Pędzącymi żółwiami. Co prawda nie będzie tu wspinania się na siebie, ale karty są w obu grach wręcz identyczne (tzn. ich działanie). Dobrym pomysłem (wykorzystanym zresztą wcześniej w Pędzących ślimakach) jest przypisanie graczom 2 kolorów i wspólne punktowanie. Jednak Zające są tu zdecydowanie ciekawsze od Ślimaków – w końcu tu za każdym razem rozkład punktów za poszczególne miejsca będzie inny. Losujemy tu żetony z marchewkami i wszystko może ułożyć się inaczej.
Całość oczywiście nie jest szczególnie ciężka. Gra adresowana jest zdecydowanie do dzieci. Wiadomo, przydaje się tutaj oprócz pchania “swoich” do przodu także umiejętność liczenia, by właśnie nasze zające zdobyły najwięcej punktów. Decyzji za wiele nie podejmiemy. W końcu na ręce mamy tylko 4 karty (to nawet mniej niż w Żółwiach). Oczywiście to wszystko sprawia, że rozgrywka toczy się płynnie, bez większych przestojów. I dobrze. W końcu to gra rodzinna. Wiadomo, przy takim tytule będziemy też skazani na dość sporą losowość. Nie zrobimy bowiem nic więcej, niż to na co pozwalają nam karty. Ot, przesuniemy coś do przodu, ot, cofniemy. Więcej tu raczej taktyki niż strategii. Dopiero po przejściu połowy planszy troszeczkę zaczyna się kombinowanie: może cofnę mojego zająca, by nie doszedł pierwszy? w końcu druga pozycja jest lepiej punktowana…
Warto przez cały czas obserwować, kto porusza jakimi zającami, by zorientować się, kto może mieć jeden z “naszych” kolorów. W ten sposób możemy liczyć, że ten gracz będzie po naszej stronie. Wiadomo, nie zawsze musi mieć karty…
Ogólnie cały pomysł ścigania się jest dość pomysłowy. Czasem zależy nam bardziej na 3. miejscu, bo da nam najwięcej punktów. Jak więc poruszać naszego zająca, by był właśnie trzeci? Nie jest to proste zadanie, zwłaszcza, że każdy gracz może zmienić sytuację. I tak, jak się łatwo domyślić, im więcej osób, tym gra trochę mniej przewidywalna. Pod koniec rundy nie wiemy nawet, czy dojdzie do nas kolejka. Skoro już o tym mówię, to wspomnę tu jeszcze o skalowalności tytułu. Zające na łące skalują się dość dobrze. W 2 osoby gra nie jest nudna, bo przecież każdy ma 2 kolory. Jest tu zdecydowanie ciekawiej niż nawet w dwuosobowych Żółwiach. Z kolei w 4-osobowy komplet gra może być naprawdę zwariowana. Mniej wtedy przewidzimy, mniej ruchów wykonamy. Mimo wszystko nie uważam, by cokolwiek tutaj nie działało. W każdym składzie osobowym jest trochę inaczej, ale dalej OK. Dwuosobowa partia jest bardziej do zaplanowania, czteroosobowa – po prostu ciaśniejsza.
Jak to wszystko przekłada się na przyjemność z rozgrywki? Zdecydowanie moje dzieci bardzo polubiły Zające. Gra daje im ciekawe decyzje taktyczne. Mamy tu w końcu 2 zające do poprowadzenia, po drodze marchewki do zebrania. Decyzji i liczenia mamy tu więcej niż w Pędzących żółwiach, dlatego też gra skierowana jest do ciut starszych dzieci. Dodatkowo przeprowadzamy tu 3 rundy, co może się wydawać trochę długie, ale dzięki temu “wyrównuje się” losowość i daje szansę każdemu. Masz mało punktów? Masz szansę w kolejnej rundzie.
Podsumowanie
Zające na łące to ciekawa pozycja rodzinna. Pomimo tematu nie musi to być gra tylko dla dzieci. Cała rozgrywka jest lekka, ale niepozbawiona decyzji. Prowadzimy tu 2 zające, które łącznie muszą zdobyć dużo punktów. Będziemy więc chcieli zająć tu niekoniecznie pierwsze pozycje, a raczej te lepiej punktowane. Widzimy więc, że nie jest to trywialne. Dodatkowo każda rozgrywka (i runda) daje nam trochę inny rozkład punktów, więc z pewnością nie zawsze będziemy robili to samo. W Pędzących żółwiach trzeba było być pierwszym. Tu może być lepiej być trzecim.
Do spróbowania tytułu zachęca z pewnością cena (która nota bene jest niższa niż w przypadku “pędzącej trylogii”). Owszem, trochę szkoda, że karty nie są lepszej jakości, bo nie jestem pewien, ile wytrzymają rozgrywek.
Podsumowując: Zające ciekawie łączą cechy Żółwi i Ślimaków. Robią to jednak dość oryginalnie. Czy warto mieć wszystkie te tytuły? Mimo wszystko myślę, że tak.
- proste zasady
- ciekawie zaprojektowany wyścig, gdzie nie zawsze warto być pierwszym
- regrywalność
- przystępna cena
- gra ciut bardziej złożona i dłuższa niż Pędzące żółwie – prowadzimy 2 zające etc., gramy 3 rundy
- Zające na łące są podobne zarówno do Pędzących żółwi jak i Pędzących ślimaków – czujemy więc pewną wtórność pomysłów
- zdecydowanie za słaba jakość kart
Ocena: (4,5 / 5)
Dziękujemy wydawnictwu Trefl za przekazanie gry do recenzji.
Łukasz Hapka
Wiele innych gier możesz kupić w dobrej cenie w sklepie naszego partnera – planszostrefa.pl.
- Tuki – kto będzie szybszy? Recenzja - 6 grudnia 2024
- Dunder albo kot z zaświatu – gdzie dojdziemy śladami niezwykłego kota? Recenzja - 4 grudnia 2024
- W mroku wieży. Recenzja gry książkowej - 10 września 2024