Wake up, Cthulhu! Recenzja
Pierwszy raz z grą Wake up, Cthulhu! spotkałam się na targach Spiel w Essen, gdy o grze pokrótce opowiedział mi jej autor. Temat intrygował, lecz nie miałam szans usiąść i sprawdzić gry w praktyce. Dlatego niezmiernie ucieszyło mnie, gdy nadarzyła się taka okazja już w Polsce.
Spis treści
Grimuar i inne zawartości
Nieduże pudełko skrywa w sobie całkiem sporo elementów. Gruba, stylizowana na książkę instrukcja jest w aż 5 językach. Do tego mamy dwustronną planszę, dwa rodzaje kart (składników i grimuarów), metalową figurkę Cthulhu, meepla i charakterystyczne dla gier wydawnictwa GDM kolorowe, akrylowe kostki.
Niestety do wykonania można się troszkę przyczepić, gdyż plansza jest dosyć licha, a karty lepiej wsadzić w koszulki. Również kolorowe kosteczki czasem mają nadlewy. Na dodatek grafiki również nie zachwycają, choć są utrzymane w fajnym, troszeczkę prześmiewczym klimacie. Ogólnie powiedzieć trzeba, że gra jest zrobiona dobrze, choć bez fajerwerków.
Przywołujemy Cthulhu
Gra oferuje nam dwa tryby rozgrywki – dla dwóch do czterech graczy i wersję solo. W zależności od trybu wybieramy odpowiednią stronę planszy.
W grze wieloosobowej nasza plansza wygląda jak spirala ułożona ze świeczek, prowadząca do środka planszy, gdzie znajduje się portal, z którego wypełza Cthulhu. Grę wygra zawsze tylko jeden gracz i to ten, który dołożył najwięcej świeczek do rytuału, lub jeśli jest remis, to ten który dołożył je jako ostatni. Reszta graczy staje się wtedy pożywką dla wygłodniałego Przedwiecznego.
Gra w przygotowaniu jest dosyć prosta. Każdemu z graczy rozdajemy po 7 kart składników, 15 akrylowych kosteczek (tzw. arcane knowlage lub po prostu “świeczki”) a karty grimuarów dzielimy na 6 stosów i z każdego odsłaniamy wierzchnią kartę. Sercem gry jest tak naprawdę zagrywanie kart grimuarów poprzez odrzucenie odpowiedniej kombinacji kart składników. Grimuarów mamy snowy dwa rodzaje – zaklęcia i przedmioty. Najprostszym sposobem zagrania zaklęcia to odrzucenie danej ilości kopii dowolnego składnika, by dołożyć na planszę świeczki w swoim kolorze. Drugim sposobem jest zagranie zdolności zaklęcia poprzez zagranie określonej kombinacji kart. A jak to wygląda w praktyce? Ot, chociażby jeśli chcemy użyć Vermiis Mysteries to możemy odrzucić 4 takie same składniki by dołożyć 3 świeczki na planszę, albo zagrać serce i czachę, by wyrzucić z planszy naszemu oponentowi dwie świeczki i w ich miejsce wsadzić swoje. Co jeszcze ważne, zagrywanie zaklęć zwykle nie zakańcza naszego ruchu, więc kart można zagrać kilka w rundzie.
Wspominałam o przedmiotach, więc wypadałoby im też poświęcić chwilę. Jeśli decydujemy się na zakup przedmiotu, to musimy wydać na to określone na karcie zasoby i wówczas ta karta ląduje nam na ręce, ale nie wchodzi w limit kart. Kupno przedmiotu również zakańcza nam ruch. Jednak ich działanie jest różnorakie i warto mieć je przy sobie. I tak np. Ulthar pozwala nam podwoić robioną właśnie akcję, a Ry’leh chroni nas przed klątwą.
I tak płynnie przechodzimy do Klątw, które mogą zarówno nam utrudnić życie, co i je polepszyć, a w każdym wypadku przyśpieszają wywołanie Cthulhu. W talię grimuarów wtasowane są klątwy. Jeśli takowa zostanie odkryta, wówczas, w zależności od jej rodzaju, dzieją się rzeczy nieprzyjemne, lub licytujemy się, by zyskać te wartościowe. Jedną z najbardziej przydatnych klątw jest Stellaris seminum, które pozwoli nam zwiększyć limit kart na ręce. Jednak najpierw potrzeba tą kartę wylicytować. Proces ten wygląda w ten sposób, że każdy z graczy wybiera jedną z posiadanych kart składników (obligatoryjnie trzeba zagrać przynajmniej jedną kartę, chyba, że nie ma się żadnej) i kładzie przed sobą zakrytą, Licytujemy więc w ciemno i w ciemno też możemy stawkę podbijać, aż do momentu, gdy wszyscy spasują, Wówczas odsłania się karty i sprawdza, kto uzyskał wyższą wartość punktową. Wszystkie składniki użyte do licytacji lądują na śmietniku, a zwycięzca kładzie kartę przed sobą lub wykonuje jej efekt. Są też klątwy, których nie licytujemy, a ich działanie od razu wprowadzamy do gry, jak np. przy pojawieniu się C’thonian, który zjada 2 świeczki najbliżej środka spirali.
Gra kończy się, gdy Cthulhu dojdzie do określonego pola na planszy (przesuwa się o jedno pole za każdym razem, gdy zostanie odsłonięta klątwa), lub jeśli któryś z graczy postawi świeczkę na polu zajmowanym przez Przedwiecznego.
W grze solo gramy przeciwko grze i dużo tu zależy od naszego szczęścia. Tryb ten nie jest szczególnie trudny, choć ciężko powiedzieć by był prosty. Troszkę trzeba się tu postarać. Nie jestem fanem gier solo (tzn. lubię sobie od czasu do czasu pograć samej w 51. Stan, ale to jednak trochę inny klimat), być może dlatego nieszczególnie przypadł mi ten tryb do gustu. Ogólnie rzecz ujmując staramy się dopaść portalu wcześniej niż Wielki Przedwieczny. W szczegółach wygląda to tak, że w fazie Cthulhu dociągamy 4 karty składników i układamy na 4 polach planszy grupując je według rodzaju. Jeśli w którejś z kupek kart będzie 3 lub więcej kart, poruszamy figurkę Przedwiecznego w kierunku portalu o odpowiednią ilość pól. Potem następuje nasza tura, którą zaczynamy od dociągnięcia kart składników, tak by mieć ich na ręce 7. I teraz w zależności od możliwości wykupujemy dostępne zaklęcia lub przedmioty na tych samych zasadach co w grze wieloosobowej. Jest to swoisty wyścig z grą, czasem prostszy, czasem trudniejszy.
Wrażenia z przywołania
Wake up, Cthulhu! jest w sumie grą dosyć prostą, choć instrukcja jest napisana drobnym maczkiem i zdecydowania na zbyt wielu stronach. Dodatkowo boli w instrukcji brak grafik z przykładami. Lita ściana tekstu nie zachęca, a słownictwo też do najprostszych nie należy.Z drugiej strony gra posiada fajny klimat, choć nie do końca udźwignięty przez grafiki na grimuarach. Jeśli ktoś lubi wpatrywać się w piękne karty, to tu niestety nie będzie miał w co. Bo choć ilustracje mają swój klimat, to jednak nie są najwyższej jakości. Są to wszystko cechy fizyczne wydania, a przecież chociaż są ważne to nie przekładają się na grywalność. A ta jest tu duża. Gra się bardzo przyjemnie, zwłaszcza tworząc komba z zaklęć i przedmiotów. Bo właściwie na tym polega ta gra, by wycisnąć jak najlepsze kombo z dostępnych grimuarów. Jedyne co może przeszkadzać, to losowość, która czasami determinuje, kto ma większe szanse na wygraną.
Podsumowując – Wake up, Cthulhu! jest przyjemną krótką grą o dokładaniu świeczek, z dozą negatywnej interakcji, wyścigu i mechanizmem klątw, które nieraz mogą namieszać w rankingu. Może służyć zarówno za główne danie dla mniej wymagających, jak i godzinny fillerek. Polecam każdemu fanowi gier z Cthulhu i odrobiną humoru w tle.
- Cthulhu!
- Humor
- Mechanika komb
- Instrukcja
- Grafiki
Ocena: (4 / 5)
Dziękujemy wydawnictwu GDM za przekazanie gry do recenzji.
Anna Owarzany
Zapraszamy do sklepu naszego partnera – planszostrefa.pl
Game Details | |
---|---|
Name | Wake up, Cthulhu! (2015) |
Złożoność | Medium Light [1.63] |
BGG Ranking | 25768 [5.44] |
Liczba graczy | 1-4 |
Projektant/Projektanci | Miguel Bruque |
Grafika | Miguel Bruque and Evelt Yanait |
Wydawca | GDM Games |
Mechanizmy | Betting and Bluffing, Hand Management and Push Your Luck |
- Krasnoludy w Opałach finiszują na Kickstarterze! - 9 sierpnia 2016
- Hanafuda. Recenzja - 12 lipca 2016
- Raid & Trade. Recenzja - 15 czerwca 2016