Tata Miś. Kto pierwszy do wanny? Recenzja

Tata MiśFabuła Taty Misia może na pozór wydawać się ciut dziwna. Jak się jednak nie raz przekonujemy, nie musi ona być logiczna i spójna. Otóż małe misie polarne pomagały małym Eskimosom w malowaniu igloo. Wyszła z tego niezła zabawa i misie są teraz całe pochlapane farbą, i trzeba je umyć. Tata Miś odprowadza więc swoje pociechy do wanny. Wszystko ładnie i pięknie, więc gdzie tu brak logiki?

Wiadomo, że to tylko gra, ale dobrze wiedzieć, że niedźwiedzie polarne to świetni pływacy, którzy w wodzie potrafią pokonać bez większych przerw nawet 160 km. Warto też wiedzieć, że nie boją się ludzi, ale za to są dla nich śmiertelnie niebezpieczni. Więc nie wiem, co by wyszło w rzeczywistości z takich niewinnych zabaw. Ale koniec z narzekaniem i ponuractwem!

Skupmy się w końcu na grze. Tata Miś to odświeżona wersja starego tytułu (z 2004)  – Daddy Cool. W następnym zaś roku otrzymała nominację do Kinderspiel des Jahres (Gra roku dla dzieci). Czy taki niemłody już tytuł ma szansę obecnie zwojować nasze stoły? Przekonajmy się.

Co w pudełku?

Pudełko jest standardowe jak na Egmont (ten sam rozmiar co np. Pędzące żółwie). Zawartość właściwie troszeczkę rozczarowuje, bo nie jest tego wiele:

  • pionki misiów: duży biały Tata Miś i 6 kolorowych małych misiów
  • 6 sześciościennych kostek (na każdej 2 ścianki z krami i 4 puste)
  • 13 płytek z krami/taflami lodu

IMG_0014

Owszem, wszystkie elementy są dobrze wykonane. Drewienka wytrzymałe i ładne. Kafle z lodowymi krami też ciekawe, bo nierównomierne, można je położyć dość dowolnie. Nawet na lodzie zmieściły się ilustracje (np. z odbitymi łapkami misiów), które wyglądają naprawdę sympatycznie. Szczególnie zabawnie wygląda wanienka na ostatnim finiszowym kaflu. 

Zasady

Kto pierwszy, ten lepszy. Wygra ten, czyj miś pierwszy dotrze do ostatniego pola – tego z wanienką.

Każdy gracz będzie prowadził jednego, “swojego” misia do ostatniego pola. Małego misia zawsze prowadzi duży miś – tata, który idzie przodem i sprawdza, czy lód jest bezpieczny. 

W swoim ruchu gracz: ustawia Tatę Misia obok swojego małego misia, rzuca wszystkimi kostkami (sześcioma). Odkłada na bok kostki z krami, porusza Tatę Misia o tyle pól do przodu, ile kier wypadło. Następnie gracz podejmuje decyzję, czy rzucać dalej. Jeśli tak, bierze do rzutu pozostałe kości i wykonuje kroki jak poprzednio (tylko Tata Miś porusza się po prostu dalej).

Tata Miś przy żółtym synku

Tata Miś przy żółtym synku

Jeśli przy którymś z rzutów na kostkach nie pojawi się żadna kra, wówczas cały ruch gracza jest stracony. Dlatego też poruszamy Tatę Misia. Jeśli w którymś momencie zdecydujemy, że nie rzucamy dalej, wówczas na miejsce, gdzie stał duży miś, dochodzi nasz mały miś.

Jest tu jeszcze jeden wyjątek: ruch dużego misia nie może zakończyć się na krze z połamanym lodem. Tata uważa wtedy, że taki lód nie jest zbyt bezpieczny. Następny rzut jest więc obowiązkowy! 

Można tu dołączyć jeszcze taki drobny wariant wydłużający odrobinę grę: gdy za ostatnim misiem zostają jakieś kafle lodu, wówczas jeden z nich jest przenoszony do pudełka, a pozostałe trafiają przed ostatnie pole z wanną.

Jak już wspominałem, wygrywa ten, kto pierwszy dotrze do mety (czyli do pola z wanną).

Wrażenia

Tata Miś to gra, którą można właściwie tłumaczyć na bieżąco. Rozkładamy wszystko i gramy. Dzieci nie powinny mieć żadnego problemu z załapaniem zasad. Jest ich naprawdę na raptem minutę tłumaczenia. 

Gra przebiega dość szybko, bez większych przestojów. Przy rzutach musimy tylko cały czas mieć na uwadze, że prawdopodobieństwo wypadnięcia kry na kostce to 2/6. Dlatego przed każdym rzutem trzeba się dość mocno zastanowić. Wiadomo, i tak nie mamy wpływu na rzuty. Może się nawet zdarzyć, że po pierwszym rzucie mamy 6 pustych kostek i stracony ruch. No cóż, bywa… Losowość może więc po prostu irytować albo i bawić. Ważne, że choć decyzje nie są jakieś zbyt złożone, to zawsze jakieś są

Niestety, poza tym ryzykowaniem (czyli z ang. push your luck) i trochę liczeniem na szczęście – w grze nie znajdziemy zbyt wiele. Interakcji pomiędzy graczami właściwie nie znajdziemy. Każdy biegnie po swojemu, bez większego wpływu na resztę. Oczywiście cały czas uważamy i staramy się być pierwsi, ale jak już wcześniej wspomniałem, nie za bardzo mamy to wpływ. Dlatego też skalowanie jest dość płynne, a rozgrywka w 2 i 6 osób różnić się będzie jedynie czasem gry. Dlatego też Tatę Misia będziemy rozgrywać w przedziale od ok. 15 do ok. 25 min. 

IMG_0018

Pudełko wskazuje, że mogą grać w Misia nawet pięciolatki. Zgadzam się z tą granicą. Młodsze dzieci mogą nie wyłapać tej cienkiej granicy “zbyt dużego ryzyka” i chcieć rzucać cały czas. Być może niektórym pięciolatkom również będzie trudno to załapać, ale myślę, że łatwiej będzie im to wytłumaczyć.

Podsumowanie

Tata Miś to z pewnością łatwa gra już dla pięciolatków. Kostki zainteresują dzieci. Do tego wymagać będą od graczy zarządzaniem ryzykiem. Może to być dla naszych dzieci pierwsza lekcja o prawdopodobieństwie. Czy jest to jednak dobra gra? Czy wciągnie nas i nasze pociechy na długo? Boję się, że jednak nie. Gra jest prosta i sympatyczna, ale od początku miałem poczucie jak w przypadku Żółwi z Galapagos, że mechanika nie jest pierwszej młodości. Dla dzieci (zwłaszcza tych mniejszych) mamy tu i tak sporo decyzji, ale boję się, że mogą one dość szybko z Taty Misia wyrosnąć. 

Kto zgubił kluczyki?

Kto zgubił kluczyki?

Plusy
  • proste zasady, które można wytłumaczyć w czasie gry
  • rzucanie kostkami, które też wymaga od dzieci zarządzeniem ryzykiem
  • bardzo porządne wykonanie i sympatyczne grafiki
  • spora rozpiętość graczy: od 2 do 6 
Plusy / minusy
  • zerowa interakcja
  • losowość
Minusy
  • w niektórych partiach dokładanie kafli z lodem może znacznie wydłużyć grę

Ocena: 3 out of 5 stars (3 / 5)

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za przekazanie gry do recenzji.

Łukasz Hapka

Tę i wiele innych gier możesz kupić w dobrej cenie w sklepie naszego partnera – planszostrefa.pl.

Łukasz Hapka