Portalkon 7. Relacja

portal_logo23. stycznia w Gliwicach odbył się siódmy już Portalkon – organizowany dla fanów Portalu i 2Pionków konwent. Na wcześniejszych nie byłam – trzeba więc było nadrobić. I absolutnie nie żałuję.

prezentacja

Rozpoczęło się od prezentacji podsumowującej miniony rok wydawnictwa. Zawierała też najważniejsze, oczekiwane premiery i plany na 2016 rok. A będzie się działo. Pełną prelekcję znajdziecie tutaj, nie będę więc jej powielać. Najważniejsze jest jednak to, że Portal (z nowym logiem – to nie żart) i 2Pionki planują wydać 34 tytuły w rozpoczętym już roku (plus Herosów z Normandii). Trzydzieści pięć gier, a więc średnio co 9 dni powinien pojawić się nowy! Szaleństwo, czyste szaleństwo. Dodatkowo jest tam kilka perełek: Zombicide Black Plague, The Others: 7 Sins, Cry Havoc, The First Martians, The Big Book of Madness, Blood Rage – z każdym kolejnym tytułem szerzej otwierałam oczy. Oj, mocno będą sięgać do naszych portfeli. Poza zapowiedziami nowych tytułów warto także zauważyć zaplanowaną nową odsłonę Świata Gier Planszowych. Będzie on od teraz również portalem społecznościowym, czymś na kształt BGG.

prezentacja2

W trakcie całego wydarzenia można było również wziąć udział w walce Moloch vs Posterunek (Neuroshima: Konwój), konkursie Awantura o Kasę oraz w panelu Q&A. Ja jednak wolałam skupić się na sprawdzeniu jak niektóre z nowo zapowiedzianych gier sprawdzą się w praktyce. Poniżej pokrótce przedstawię to, w co udało mi się zagrać

zapraszamy

Sobotnie granie rozpoczęłam od gier, które premiery miały już w tamtym roku, jednak jakoś nie miałam okazji w nie zagrać. Pierwszą grą było Zapraszamy do podziemi. Niewielki tytuł, w którym próbujemy albo przetrwać dwie wyprawy do podziemi, albo wyeliminować wszystkich przeciwników. Gra jest prosta, ale różnorodna – mamy różnych bohaterów, sprzęt i potwory czyhające na śmiałka. Rozgrywka jest typowym push your luck – czy spasować, czy próbować dalej? Nie wiem, jak długo będzie ona cieszyć, ja jednak po 5-6 rozgrywkach mam ochotę na kolejne. Szybki, prosty filler – polecam.

zolw_i_zajac

Drugim tytułem z już wydanych, z którym zapoznałam się dopiero na Portalkonie był Żółw i Zając – wyścigowa Bajkogra. Kolejny udany tytuł wydany pod szyldem 2Pionków. Rozgrywka przypomina trochę Pędzące Żółwie. Do wyścigu staje pięć zwierząt, każde z innymi zasadami ruchu. Gracze mają dwie karty celu – jedną otrzymują losowo, drugą wybierają. Na mecie czeka podium, a każde z jego pól daje określone punkty. Za pomocą kart będziemy przemieszczać nasze zwierzaki. Dzięki dodatkowej karcie celu i różnicach w poruszaniu się zwierząt gra robi się emocjonująca, konieczne jest kombinowanie od początku i odpowiednie operowanie kartami. Dwie rozgrywki minęły szybko i przyjemnie pozostawiając chęć na ponowne podejście do gry jeszcze kiedyś.

konik

2 Pionki w tym roku planują wydać kolejne trzy Bajkogry. Dwie z nich były dostępne na Portalkonie. Pierwszą z nowo zapowiedzianych jest Konik polny i Mrówki. W trakcie rozgrywki każdy z graczy próbuje zdobyć jak najwięcej produktów ze spiżarni. Głównym mechanizmem gry jest blef. Gracze będą na zmianę kierować poczynaniami mrówek i konika polnego, obstawiając różne pola w spiżarni lub podejmując próbę odgadnięcia, na co przeciwnik ma największą chrapkę. Gra ma dwa poziomy trudności – my zagraliśmy tylko w prostszą wersję. Coś czuję, że muszę dać jej jeszcze jedną szansę – choć sromotna porażka nie za bardzo zachęcała do kolejnych rozgrywek, to jednak mechanika jest prosta, przyjemna i przemyślana.

konik2

Kolejnym tytułem z cyklu Bajkogier z zapowiedzianą na ten rok premierą jest Czerwony Kapturek. W wariancie podstawowym jest to bardzo trudna do wygrania (przy 3-4 podejściach nie udało nam się) i bardzo frustrująco losowa gra kooperacyjna, w której sterując Czerwonym Kapturkiem próbujemy prześcignąć wilka w drodze do domku babci. Wilk ma dużo krótszą trasę do pokonania i porusza się co rundę o jedno pole. Natomiast Czerwony Kapturek porusza się o ilość pól zależną od ilości kwiatków, które znajdą się na kartach. Musimy albo zdać się na szczęście (częściowo na pamięć), albo po prostu poruszać się wolniej. Dopiero wariant zaawansowany pokazał urok gry. W tej wersji jeden z graczy wciela się w wilka, a pozostali gracze sterują dziewczynką w czerwonej pelerynie. Każdy z graczy dostaje też po jednej karcie specjalnej, która może pomóc wykaraskać się z nieciekawej sytuacji. Użycie jej jednak sprawia, że wilk otrzyma na przyszłe tury pomoc. Gra wydaje się być fajnie zbalansowana, oparta bardziej na blefie i kombinowaniu, niż na szczęściu i losowości.

kapturek

dead_drop

Składający się z 13 kart Dead Drop był kolejną grą, w którą miałam okazję zagrać. List miłosny, Zaginione dziedzictwo czy Poprzez wieki pokazują, że nie liczy się ilość komponentów, ale pomysł i odpowiednia reklama. Dead Drop ma być w założeniach następcą, a nawet tytułem który pobije popularnością List Miłosny. I moim zdaniem ma na to szanse – u mnie już ma zdecydowanie wyższe notowania. W trakcie rozgrywki będziemy próbowali wydedukować jaka wartość znajduje się na zakrytej karcie. Część kart znamy – kilka jest odkrytych, kilka mamy na ręce. Pozostałych próbujemy się dowiedzieć wykonując jedną z trzech akcji: wymieniając kartę z przeciwnikiem, z odkrytymi kartami na stole lub pokazując przeciwnikowi dwie karty i pytając, czy ma na ręce kartę, która jest ich sumą – jeśli ma, musi nam ją dać, a my oddajemy mu jedną z dwóch które widział. Po takiej akcji możemy położyć na stole swoje karty i podejrzeć kartę zakrytą – jeśli suma naszych kart jest równa wartości na karcie wygrywamy rozdanie. Jeśli jest inna odpadamy pozostawiając nasze karty odkryte na stole, a pozostali grają dalej. Tytuł jest prosty w zasadach, jednak mamy trochę decyzji do podjęcia. Nawet jeśli od razu domyślamy się wartości karty zakrytej, musimy jeszcze zebrać odpowiedni komplet kart. Polskie wydanie ma być tanie i objętościowo mniejsze niż oryginalne – sukces jako gra do zabrania w podróż murowany.

dead_drop1

for_sale

Gry licytacyjne są bardzo specyficzna grupą gier i nie często trafiają w moje gusta. Jednak w For Sale zagrałam dwukrotnie i bardzo chętnie do kolejnych partii zasiądę. Gra składa się z dwóch części. W pierwszej licytujemy karty nieruchomości (o wartościach od 1 do 30). Jeśli ktoś nie chce podjąć licytacji, albo chce spasować, zabiera posiadłość o najniższej wartości na karcie. Co ciekawe pełną wylicytowaną kwotę płaci tylko ostatni pozostały na polu bitwy gracz – osoby które się wycofały płacą połowę deklarowanej kwoty, zaokrąglając w dół. Gdy nieruchomości się skończą, przystępujemy do drugiej części – będziemy je sprzedawać. Losowo na stole lądują karty z wartościami pieniężnymi od 0 do 15000, a każdy z graczy wybiera jedną z kart nieruchomości i kładzie ją zakrytą na stole. Wszyscy na raz odkrywamy karty i, rozpoczynając od właściciela najwyższej wartości, wybieramy czeki. Wygrywa gracz z najwyższą sumą pieniędzy – te zaoszczędzone w pierwszej części rozgrywki też się liczą. Gra jest szybka i bardzo prosta do wytłumaczenia. Przebiega sprawnie, bez przestojów. Decyzje podejmowane przez nas zależą oczywiście od sytuacji w danym momencie, jednak nie są trudne, więc nie trzeba nad nimi długo medytować. O wygranej decyduje w dużej mierze umiejętne gospodarowanie, zwłaszcza wywalczonymi kartami nieruchomości. Tytuł mocno polecam.

for_sale2

han_made1

Gra kompletnie nie dla mnie, która ukaże się w tym roku to Hand Made Wonders. W trakcie rozgrywki próbujemy z graczami z drużyny stworzyć z naszych rąk określone wzory/układy/budowle. Wszystkie drużyny w tym samym czasie. O powodzeniu i o tym, komu udało się jako pierwszemu, decyduje sędzia. Rola sędziego przechodzi na kolejnych graczy co rundę. Żeby było jednak trudniej, czy też bardziej chaotycznie, skład drużyn jest inny za każdym razem – dobierany jest zależnie od tego którą rękę i jednocześnie jaki kolor bransoletki wyciągniemy na “trzy cztery”. Chaos, przepychanie, kłótnia o to, kto był pierwszy i sędzia, który nie ma szans wszystkiego zobaczyć i być bezstronnym sprawiły, że nie potrafiłam cieszyć się z rozgrywki. Jednak części współgraczy bardziej przypadła ona do gustu.

hand_made2

Ostatnim z tytułów, w które udało mi się zagrać były Statki, łupy, kościotrupy. Tytuł w końcu doczeka się swojej premiery – dostępny będzie już w lutym. W ramach przeprosin, rekompensaty za oczekiwanie i przekładanie premiery w pierwszym nakładzie wszystkie egzemplarze będą miały monety metalowe zamiast tekturowych, więc jeśli chcecie zaopatrzyć się w egzemplarz, wskazany jest pośpiech Rozgrywka oparta jest o różne scenariusze i przygody na morzu, na którym nasze statki (reprezentowane przez kości) będą ścierały się ze statkami kupieckimi i tym podobnymi w celu uzyskania jak największej ilości skarbów, za pomocą których rozbudowujemy nasze galeony, powiększamy załogę, czy wreszcie nabywamy złoto decydujące o zwycięstwie. Największą zaletą gry jest jej różnorodność. Mamy całą masę kostek, ulepszeń, kart przygód, czy żeglarzy. Rozgrywki będą więc mocno się od siebie różnić. W trakcie gry planszą jest dół pudełka do którego wrzucamy kości biorące udział w przygodzie. Rozstawienie jest więc losowe, jednak ulepszenia pozwalają nam wpływać na położenie i wynik kości. Gra jest jednocześnie przemyślana, losowa, ale z możliwością lekkiej kontroli. Tytuł można spokojnie zaliczyć do gier rodzinnych. Jedyną moją bolączką związaną z grą było nieuporządkowanie, wręcz bałagan panujący na stole. Niemniej cieszę się, że udało mi się zagrać i mam nadzieję, że nie był to ostatni raz.

statki

To tyle, jeśli chodzi o moje sobotnie granie. Przy okazji bardzo dziękuję wszystkim, którzy pomogli cieszyć się z rozgrywek bez konieczności ślęczenia z nosem w instrukcji. Nie udało mi się dopchać do dwóch bardzo kuszących tytułów: Blood Rage i The Big Book of Madness. Żałuję, ale jestem pewna, że nadarzą się kolejne okazje.

portalkon

 

Krystyna Owsiak

Krystyna Owsiak