Bountytown – ballada o Dzikim Zachodzie. Recenzja
„Potwierdzają to setne przykłady, że westerny wciąż jeszcze są w modzie”*. W tych realiach osadzone jest wiele uznanych i popularnych gier, choćby Doomtown, Bang!, Longhorn, Carson City oraz chyba najbardziej zbliżony do bohatera naszej dzisiejszej recenzji Colt Express. Podobnie bowiem jak w zdobywcy ostatniej Spiel des Jahres, w Bountytown tematem gry będą rewolwerowe pojedynki i strzelaniny. Grę stworzyli Kyle van Winkle i Michael Huven-Moore, a wydało ją wydawnictwo Victory Point Games. Zachęcam do lektury, bowiem Bountytown, mimo że nie tak imponujące elementami jak Colt Express, jest co najmniej równe warte uwagi.
Spis treści
Jak wygląda prawdziwy bandyta
Bountytown mieści się w niewielkim, szczelnie wypełnionym opakowaniu złożonym z kartonowego pudełka i obwoluty. Tak jak wszystkie gry Victory Point Games, zawiera także ich firmowy znak, czyli chusteczkę z logiem wydawnictwa. Oprócz tego (niewątpliwie urokliwego) gadżetu gra składa się z licznych kart w dwóch wymiarach: bandytów i pociągu (rozmiar – wg mojej miarki – 70x110mm, mocno niestandardowy) oraz miejsc, ran, postaci, przedmiotów i pojedynków (standard CCG, 63.5x88mm). Do tego dochodzą wykonane z bardzo grubego kartonu znaczniki postaci i 18-stronicowa instrukcja ze ściągawką.
Graficznie Bountytown prezentuje się bardzo przyjemnie. Rewersy kart są co prawda nieco zbyt podobne, jak na mój gust, ale dołączone woreczki strunowe pozwalają zachować porządek w pudełku i szybko rozłożyć grę po zdjęciu z półki. Samych obrazków nie ma zbyt wiele, niemniej są one bardzo nastrojowe i ładne, a zastosowana stylistyka – jak widać na zdjęciach – od razu przyciąga uwagę i pozwala się łatwo wczuć w westernowy klimat.
Warto wspomnieć kilka słów o kartach pojedynków, czyli naszym najważniejszym zasobie. Ponieważ całe Bountytown jest oparte na mechanice pokera, nie zdziwi nikogo fakt, że znajdziemy w talii powszechnie znane kara, kiery, trefle i piki. Nie są to jednak zwykłe karty – przede wszystkim do wyżej wspomnianych czterech dochodzi piąty kolor: złoty, a nominały ograniczają się wyłącznie do cyfr 1-5 i co więcej, powtarzają się. Jeśli więc boicie się kupić drogą grę, w której znajdą się zwyczajne karty, nie martwcie się – takie całkiem standardowe to one nie są
Instrukcja napisana jest bardzo przejrzyście i dosyć prostym angielskim, zatem raczej nie trzeba się obawiać problemów językowych. Ponieważ tylko niezawierające napisów karty pojedynków są tajne, wystarczy jeden gracz anglojęzyczny w całej grupie, żeby rozegrać partię – chociaż, oczywiście, wygodniej będzie, jeśli każdy sam będzie sobie czytał. Największą wadą instrukcji jest jej niekompletność – nie wyjaśnia np. do końca, czy i w jaki sposób pojawiają się nowe przedmioty w sklepie. Przydałyby się też precyzyjniejsze wyjaśnienia dotyczące niektórych budynków. W czasie naszych rozgrywek kilkukrotnie spieraliśmy się o zasady, które nie został precyzyjnie opisane na lokacjach – przydałoby się zatem drobne uzupełnienie.
Dokoła sami szeryfi
Celem gry jest zdobycie jak najwięcej punktów za ujętych bandytów. Nie wystarczy ich jedynie pokonać – należy jeszcze bezpiecznie odstawić ich do biura szeryfa, unikając konkurencji. Jedni gracze będą bowiem polować na złoczyńców, podczas gdy inni wolą przejąć już schwytanych i samodzielnie zapuszkować. Negatywnej interakcji nie brakuje, a sytuacja w miasteczku zmienia się dosyć dynamicznie.
Tytułowe Bountytown składa się z 9 lokacji w układzie 3×3. W środku zawsze znajduje się biuro szeryfa, lekarz oraz sklep; pozostałe budynki – o różnych właściwościach – dobierane i umieszczane są losowo. Każdy z graczy wybiera postać (z aż 15, każda o unikalnej zdolności specjalnej), która będzie podczas rozgrywki zdobywać punktowane na koniec nagrody. W mieście zawsze kręci się trójka bandytów, zatem gdy jeden zostanie schwytany, wykładamy z talii kolejnego – aż do wyciągnięcia karty pociągu, co oznacza koniec gry.
Kolejka każdego z rewolwerowców składa się z 3 akcji. Do wyboru mamy:
-
ruch (na DOWOLNE, niekoniecznie sąsiadujące inne pole)
-
przeładowanie (dobranie kart do limitu ręki, który standardowo wynosi 5)
-
wyzwanie na pojedynek bandyty lub innego gracza
-
leczenie 1 rany (tylko u lekarza)
-
zakupy (tylko w sklepie)
-
zamknięcie schwytanego przestępcy u szeryfa (akcja podwójna).
Kluczową akcją w grze są pojedynki. Rozgrywane są za pomocą nieco zmodyfikowanego pokera – opcjonalnie wymieniamy karty z ręki i wybieramy takie, które stworzą najbardziej korzystny układ. Możemy też zawsze wykorzystać symbole umieszczone na karcie bandyty, z którym walczymy. Zawsze – ponieważ nawet w przypadku strzelaniny z innym graczem, schwytany przestępca również włącza się do walki i może ją wygrać (wówczas ucieka). Za bandytę pojedynek rozgrywa ten, kto akurat nie bierze w nim udziału. Po skończonej walce gracze przegrani otrzymują rany (czyli puste karty „zapychające” rękę, skądinąd identycznie jak w Colt Expressie). By zabezpieczyć się przed atakami naszych konkurentów, należy każdego schwytanego opryszka dostarczyć do szeryfa, jednak przeważnie jest to niemożliwe w rundzie, w której go schwytaliśmy – brakuje nam akcji. Gra generuje zatem duże emocje, ponieważ właściwie bezustannie prowokujemy innych do ataku.
Co sprawia, że Bountytown zdecydowanie nie jest tylko prostą wariacją na temat pokera? Otóż liczne, znakomicie wpisane w klimat Dzikiego Zachodu opcje dodatkowe i zróżnicowanie tak postaci, jak i budynków decydują o tym, że każda rozgrywka jest unikalna. Ogromny wpływ na naszą skuteczność jako łowców nagród mogą mieć wpływ przedmioty: apteczki, rewolwery, strzelby, krucyfiksy (sic!) czy magazynki z amunicją. Umiejętności specjalne niemal wszystkich postaci są bardzo potężne i choć wydają mi się odrobinę niezbalansowane, grając umiejętnie, z każdego można wycisnąć całkiem sporo. Kończący grę pociąg nie ma tylko jednego, stałego momentu, kiedy przyjeżdża (jest wtasowany w kilka ostatnich kart nagród, ale wiemy tylko tyle), zatem czasem od połowy gry wszyscy już zaczynają się spieszyć i obawiać szybkiego zakończenia. Jeśli dodamy do tego zróżnicowane lokacje (oprócz standardowych trzech, w każdej grze używany 6 z dostępnych 15) i bandytów (talia zawiera ich 31, a wykorzystujemy 16 lub 22 na partię), łatwo stwierdzimy, że powtarzalność nam nie grozi.
Same pojedynki spodobają się szczególnie fanom pokera, chociaż – jak już pisałem – talia nieco różni się od standardowej. Przez ograniczenie do 5 różnych nominałów i dodanie piątego koloru zmieniła się wyjściowa tabela wartości układów (np. trójka punktowana jest niżej niż dwie pary, a najsilniejszym układem po pokerze jest tzw. tęcza – 5 różnych kolorów). Nie liczy się również starszeństwo kart czy kolorów, a remisy rozstrzygane są generalnie na korzyść atakującego. Premiowana jest gra agresywna. Losowość potrafi mocno dokuczyć – jak to w kartach – niemniej dobrze przygotowany rewolwerowiec powinien przynajmniej część pojedynków wygrać.
Czym się różnią od ludzi bandyci
Gra trwa teoretycznie ok. 40 minut i rzeczywiście nie odbiega znacząco od tego poziomu. Faktem jest natomiast, że przy agresywnej grze może się nieco wydłużyć – jeśli bić się będziemy wciąż o tych samych bandytów. Taktykę należy dostosować do liczby graczy – w każdym wariancie jest przyjemnie, natomiast moim zdaniem najlepiej siadać do stołu w 4-5 osób. Na trójkę jest nieco za łatwo uniknąć pojedynków z innymi graczami (chociaż zależy to od nich!), a w szóstkę z kolei często dotrwanie ze schwytanym bandytą do swojej następnej tury bywa ogromnym wyzwaniem. Co bardzo mi się podoba, wyniki są zazwyczaj wyrównane ze wskazaniem na graczy, którzy znają grę lepiej i fanów pokera. Z jednej strony próg wejścia jest niski i po 2 rundach gra toczy się już płynnie nawet w „świeżym” gronie, a jednocześnie nie jest na tyle zdeterminowana przez losowość, żeby nie premiować dobrych taktyków.
Nikogo chyba nie zdziwi, jeżeli napiszę, że Bountytown całkiem mi się spodobało. Lubię pokera, a gra od VPG jest jednocześnie mocno nim inspirowana i zarazem oryginalna. Świetny klimat oddają elementy (bardziej nawet przez stylistykę, niż obrazki) i rozwiązania mechaniczne (spersonalizowane postaci, wykorzystanie ekwipunku i specjalnych lokacji). Nie mogę przy tym stwierdzić, że jest to gra idealna – mam znajomych, których nieco męczyła losowość i skarżyli się na niezbalansowanie wszystkich postaci. Moim zdaniem dla każdego można znaleźć optymalną taktykę, a połowiczny draft przy wyborze postaci (losujemy dwie i wybieramy jedną) pozwala ograniczyć takie narzekania. Wszystkich wariantów nie przetestowałem z oczywistych powodów – kombinacji w trzyosobowej partii jest 455, a w sześcioosobowej – 5005
Bank rozbity! Bandyci są w mieście
Jeśli lubicie (niepotrzebne skreślić): pokera/dziki zachód/pomysłowe karcianki/drobną asymetrię i na dodatek szukacie umiarkowanie lekkiej gry dla grona 4-5 osób, zdecydowanie rozważcie zagranie w Bountytown. Jedyny problem będzie niestety z… dostępnością gry, bo na obecną chwilę bodajże jeden sklep ma go w ofercie, i to w dosyć zaporowej cenie. Jeśli jednak będziecie mieli okazję – próbujcie!
*może nie jest to najlepszy soundtrack do gry – ale i tak piosenka urocza
-
piękna westernowa oprawa
-
twórcza wariacja na temat pokera
-
klimat
-
zróżnicowane postaci
-
duża regrywalność
-
drobne braki w instrukcji
-
zależność językowa (choć niewielka)
-
losowość czasem dokucza
Ocena:
(4 / 5)
Dziękujemy wydawnictwu Victory Point Games za przekazanie gry do recenzji.
Grzegorz Szczepański
Game Details | |
---|---|
![]() | |
Name | Bountytown (2015) |
Złożoność | Medium Light [2.00] |
BGG Ranking | 21534 [6.07] |
Player Count (Recommended) | 3-6 (4-5) |
Projektant/Projektanci | Michael Huven-Moore and Victoria Van Winkle |
Grafika | Brett Mitchell |
Wydawca | Victory Point Games |
Mechanizmy | Hand Management and Pattern Building |
- ZnaczkoMania. Piekło pocztowe czy raj filatelistów? Recenzja - 23 stycznia 2025
- Printing Press. Para – buch! Prasa – w ruch! Recenzja. - 23 lipca 2023
- Champions! Turniej inny niż wszystkie. Recenzja. - 17 lipca 2023