Space Empires 4X. Recenzja.
Explore, expand, exploit, exterminate … czyli 4X. Jeżeli jakakolwiek gra będzie należała do tego gatunku, to od razu zwróci moją uwagę. Space Empires 4X ma to wyrażenie w tytule, więc było tylko kwestią czasu, zanim trafiła do naszej kolekcji. Czy było warto? UWAGA! Ministerstwo Euro-Gier ostrzega. Gra nie zawiera handlu, wyżywienia rodziny, zwierząt hodowlanych, minimalnej losowości i interakcji, ładnych figurek oraz przepięknej grafiki. Jest to wargame.
Spis treści
Żetony, żetony, żetony…
Skoro już zostało powiedziane, że jest to gra wojenna, to większość z Was wie czego się spodziewać w pudełku. Mamy w nim planszę podzieloną na heksy, która rozkłada się podobnie jak w Twilight Struggle, przez co nie do końca leży prosto na stole. Poza tym mamy masę sztancowanych żetonów do wyciśnięcia, notes z kartkami do prowadzenia swojego imperium, zasady gry oraz księgę ze scenariuszami. Nie można też nie zauważyć pomocy gracza w formacie A4. Wszystko wygląda, jak typowy wargame. Do gry dołączono też dwie kości K10 wykonane z dziwnego materiału. Poza tym, że są bardzo lekkie, to turlają się. My zastąpiliśmy je własnymi, ot taka ciekawostka.
Gra podstawowa.
Większość z Was zapewne miała niewiele wspólnego z grami wojennymi. My też, ale ostatnio zaczyna się to dość gwałtownie zmieniać. Postaram się w ogromnym skrócie opisać, jak wygląda tura w Space Empires 4X.
Po wybraniu scenariusza, czyli wielkości mapy i liczby graczy (od 1 do 4), ustawiamy według niego wszystkie niezbędne żetony na planszy. Jedna runda gry składa się z trzech tur ruchu i fazy ekonomii.
W trakcie ruchu latamy naszymi dostępnymi statkami, eksplorujemy nieznane części mapy, statkami górniczymi transportujemy minerały, zakładamy kolonie i walczymy. W podstawowej grze jest dostępnych sześć rodzajów statków bojowych – zwiadowcy, niszczyciele, krążowniki, ciężkie krążowniki, pancerniki i drednoty. Wszystkie one mają wartość ataku i obrony, która może być modyfikowana przez technologię oraz inicjatywę określoną w literach od A do E. Kiedy dochodzi do starcia, to najpierw atakują jednostki z A, potem z B itd. W przypadku remisu pierwszeństwo mają ci, którzy mają lepszą technologię taktyki. Bitwa odbywa się poprzez rzuty kostką – atakujący statek patrzy na swoją wartość ataku, potem odejmuje wartość obrony przeciwnika i taki lub mniejszy wynik musi wyrzucić na K10. Niby proste, a i tak jest sporo do myślenia zwłaszcza, jeśli będziemy mieli możliwość ekranowania (chowania) statków za innymi statkami.
Fazę ekonomii wykonujemy na… kartce papieru. Tak zgadza się. Musimy zaopatrzyć się w ołówek oraz gumkę i wszelkie zakupy notować na załączonych kartkach. Dosłownie bawimy się w księgowego naszego kosmicznego imperium. Sprawdzamy ile mamy przychodu, ile kosztuje nas utrzymanie statków, ile wydajemy na nowe okręty i technologie. Nie ukrywam, że czasami może się przydać kalkulator i wiem, że nie wszyscy są fanami tego typu rozwiązań, jak prowadzenie notatek w czasie gry. Osobiście nie przeszkadza mi to. Oczywiście wszystko prowadzimy potajemnie i nie ujawniamy naszych zakupów przeciwnikowi. W związku z tym lepiej się nie pomylić i nie oszukiwać, bo potem mogą nastąpić nieprzyjemne konsekwencje…
Gra trwa do zniszczenia wrogiej rodzimej planety. Nie ma żadnych punktów i żadnego podliczania. Liczy się tylko eksterminacja. To tylko zwięzły opis całej rozgrywki i nawet nie miałem zamiaru wnikać w jakiekolwiek szczegółowe zasady, a tych, dla osób nieprzyzwyczajonych może być całkiem sporo.
Gra zaawansowana i moduły dodatkowe.
Gdyby komuś było mało zasad w grze podstawowej, to mamy możliwość urozmaicenia sobie rozgrywki. Dodatkowe reguły wprowadzają szlaki handlowe, które podwyższają nam dochód oraz sprawiają, że nasze statki latają szybciej. Można powiedzieć, że odpowiadają one po prostu drogom. Możemy też budować lotniskowce z myśliwcami, zakamuflowane statki i pola minowe. W kosmosie możemy napotkać kosmitów broniących swych planet oraz śmiercionośne machiny dnia ostatecznego (ang. Doomsday Machine), które będą podróżować i niszczyć wszystkie planety po drodze. W jednej z rozgrywek postanowiliśmy ich użyć. Oczywiście miałem takie szczęście, że napotkałem jedną z nich zaraz na początku. Usunęliśmy ją z gry, po tym jak obliczyłem, że zniszczy moją planetę, za trzy tury ;-). Jakby komuś było mało losowości to mamy też możliwość wprowadzenia nieprzewidywalnego rozwoju, gdzie w skrócie, rzucamy kostką ile będziemy mieli przychodu w danej turze. W grze też mogą występować tunele podprzestrzenne. Dla niewtajemniczonych to punkty łączce dwa odległe miejsca w galaktyce. Odkrycie dwóch z tego samego rodzaju może diametralnie zmienić układ na planszy, bo nagle okazuje się, że dwóch graczy znajduje się obok siebie i sielankowe eksplorowanie galaktyki się skończyło. Plusem tych wszystkich modułów jest to, że możemy część używać, a część nie. Wszystko według naszego uznania.
Rozległe podsumowanie.
Można powiedzieć, że gra jest całkowicie pozbawiona klimatu, gdyż cała otoczka fabularna sprowadza się do zdania: gracze będą kontrolować swoje gwiezdne imperium. Jeżeli tylko i wyłącznie tego będziemy się trzymać, to Space Empires bardzo dobrze to odzwierciedla. Co więcej możemy sami osadzić grę w dowolnym uniwersum z science-fiction, czy to będą Gwiezdne Wojny, czy Star Trek. Ciekawostką jest to, że nazwy planet zaczerpnięte są z kultowych pozycji tego gatunku. Mamy Arrakis z Diuny, Chulak z Gwiezdnych Wrót, Deneb z Star Treka, Altair z Zakazanej Planety, czy też Hoth z Gwiezdnych Wojen. Kiedyś, jak znajdę czas, to mam zamiar sprawdzić czy wszystkie nazwy odnoszą się do książek i/lub filmów. O ile ktoś już tego wcześniej nie zrobił. Co ciekawe miłośnicy gier wojennych, zwłaszcza morskich zauważą, że oznaczenia typów statków są identyczne z tymi stosowanymi w amerykańskiej marynarce wojennej – CLICK. To raczej nie pomaga w kwestii klimatu i pozwala udawać, że walczymy na morzu… Zwłaszcza jeśli uznamy zakamuflowane statki za łodzie podwodne, a zwiadowców za eskortowce…
Losowość w grze to z zasadzie dwa elementy: rozmieszczenie znaczników na planszy oraz walka. Pierwszy z nich może wpłynąć na rozgrywkę w sposób taki, iż jeśli jeden z graczy będzie miał szczęście, to jego statki kosmiczne nie napotkają anomalii powodujących ich zniszczenie. Drugi to standardowe rzuty podczas starć między statkami. Żadna z tych dwóch rzeczy mi nie przeszkadza, ale euro-miłośnicy mogą dostać zawału… Przecież to galaktyczna wojna, a nie prowadzenie farmy.
Wcześniej wspomniałem, że będę postaram się opisywać Space Empires z perspektywy osoby, która nigdy wcześniej nie grała w gry wojenne. W związku z tym należy zwrócić uwagę, że zasad do przyswojenia jest sporo. Nawet jeżeli weźmiemy pod uwagę, tylko podstawowe reguły. Co więcej, bardzo łatwo o czymś zapomnieć w czasie rozgrywki, jak na przykład o naliczeniu przewagi w bitwie, czy o możliwości ekranowania statków. Poza tym uważam, że zasady są dosyć intuicyjne i po pierwszej rozgrywce nie trzeba często zaglądać do instrukcji. Być może przemawia przeze mnie doświadczenie z systemów bitewnych Warhammera, gdzie same podstawowe zasady gry to ponad stu stronicowa lektura. W związku z tym dwudziestostronicowa instrukcja do Space Empires była dla mnie przysłowiową bułką z masłem. Co ciekawe, w czasie moich rozgrywek nie zdarzyła się (jeszcze!) napięta sytuacja dotycząca nieścisłości zasad. Dla mnie to zawsze duży plus. Chociaż z drugiej strony istnieje 16-sto stronicowy nieoficjalny FAQ… Na całe szczęście jeszcze nie musieliśmy z niego korzystać.
Zapewne większość z Was, jeśli słyszy wyrażenie wargame lub 4X, to od razu zastanawia się, jak długo trwa rozgrywka. Oba te gatunki gier znane są z tego, że można spędzić z nimi sporo czasu, a tutaj znajdziemy je oba w jednym tytule! W Space Empires ciężko jednoznacznie stwierdzić, jak długo będzie trwała gra. Dlaczego? Ponieważ wszystko zależy od nas samych i od tego w jaki scenariusz będziemy chcieli grać i ile dodatkowych zasad użyjemy. Podstawowa gra na małej mapie zajmuje nam około półtorej godziny. Natomiast rozgrywka na największej mapie z tunelami podprzestrzennymi zabrała nam około pięciu godzin. W związku z tym należy zarezerwować cały dzień na rozgrywkę z pełnym kompletem zasad na największej mapie. Chcę jednak podkreślić dwie rzeczy. Po pierwsze raczej wcześniej będzie się widziało, która strona odniesie zwycięstwo i nie trzeba będzie dogrywać gry do momentu zniszczenia wrogiej startowej planety. Po drugie rozgrywka w żadnym momencie się nie dłuży. Cały czas coś planujemy i obliczamy. Nie ma czasu na nudę. Poza tym sam autor napisał, że jeśli wydaje się Wam, że gra trwa za długo, to jesteście za mało agresywni.
W Space Empires można grać również w wariancie solo, jak wspomniałem w opisie rozgrywki. W podstawowej grze znajdziemy dwa scenariusze, które sprowadzają się do zniszczenia „niewidzialnego gracza”. Nasz przeciwnik zachowuje się w nich według określonych reguł. Mogę z całą pewnością stwierdzić, że wariant solo w Space Empires bardzo dobrze odzwierciedla klimat grania w grę komputerową.
Najbardziej w Space Empires podoba mi się „niewiadoma”. Chodzi mi o to, że nie wiemy w jakim kierunku rozwija się nasz przeciwnik, dopóki nie doprowadzimy do pierwszych starć. W związku z tym wysyła się pojedynczych zwiadowców, aby wykryli poziom technologiczny wrogich statków. Co więcej mgła wojny (termin wojskowy rozpowszechniony w grach komputerowych, odnoszący się do nieznanego na polu bitwy) w połączeniu z możliwością budowania wabików, pozwala na bardzo dużą skalę blefować. Nigdy do końca nie będziemy wiedzieć, gdzie znajduje się główna flota wroga. Jedyne co widzimy na planszy to fakt, że w konkretnych miejscach są jakieś żetony. Ponadto nie znamy ilości wrogich statków. Jeżeli gracz chce to może w jednym miejscu położyć pięć grup po jednym statku i będzie wyglądało, jakby jakaś wielka armada tam się czaiła. Według mnie jest to genialne.
Czy Space Empires to dla mnie optymalne 4X?
Mogłoby się wydawać, że po długiej i intensywnej rozgrywce gracz będzie nasycony. Niestety ze mną tak nie jest. Długo zastanawiałem się, co brakuje tej grze. Przecież mamy eksploracje, kosmiczne bitwy i rozwój technologiczny. Wszystko to, co powinna mieć każda gra cywilizacyjna. Co więcej mamy nawet mgłę wojny, w postaci zakrytych znaczników statków. Według mnie grze tej brakuje urozmaiconej ekonomii i drzewka technologicznego. W podstawowej formie rozwój technologiczny sprowadza się tylko i wyłącznie do wynajdywania technologii militarny. Kwestia ekonomii, to tylko przyrost w naszych koloniach i ewentualnie szlaki kupieckie. Dla mnie to za mało. Gdyby oba aspekty zostały trochę bardziej rozwinięte, to byłaby to moja ulubiona gra cywilizacyjna. Jeżeli zaś chodzi o aspekt militarny, to brakuje mi walki naziemnej. Niemniej wiem, że możemy ją znaleźć w dodatku do tej gry. Ktoś w tym momencie może krzyknąć: „zagraj w Twilight Imperium!”. Niestety nie mam takiej możliwości, gdyż zazwyczaj prowadzę rozgrywki dwuosobowe. Wiem, że Space Empires nie aspiruje do gry typowo cywilizacyjnej, bo przecież ma w niej chodzić o 4X, a to ten tytuł bardzo dobrze obrazuje. Czyli… Tak Space Empires to dla mnie optymalne 4X.
- dynamika rozgrywki
- mgła wojny
- regrywalność (kilka opcji rozwoju swojego imperium)
- optymalne 4X
- wariant solo
- modułowe zasady dodatkowe
- księgowość i prowadzenie imperium na kartce może wydłużać rozgrywkę
- ilość zasad może przytłoczyć nie-wargamerów
Ocena: (5 / 5)
Game Details | |
---|---|
Name | Space Empires 4X (2011) |
Złożoność | Medium [3.36] |
BGG Ranking | 626 [7.68] |
Liczba graczy | 1-4 |
Projektant/Projektanci | Jim Krohn |
Grafika | Rodger B. MacGowan and Mark Simonitch |
Wydawca | GMT Games and Banana Games |
Mechanizmy | Auction/Bidding, Dice Rolling, Grid Movement, Hexagon Grid, Income, Movement Points, Paper-and-Pencil, Secret Unit Deployment, Simulation, Solo / Solitaire Game, Tech Trees / Tech Tracks and Variable Set-up |
- Wsiąść do Pociągu: Kraje Północy. Recenzja - 4 września 2018
- Tavarua. Jazda na fali. Recenzja - 23 listopada 2017
- Przygoda z Afterglow Miniatures Game. Część 3: bardzo subiektywna opinia o systemie i uniwersum - 17 listopada 2017