Pyrkon 2014 – wyznanie, relacja, opinie.
Wyjazd na Pyrkon planowałem przez miesiąc. Organizatorzy imprezy udostępnili uczestnikom wszystkie możliwe pomoce i narzędzia od papierowej broszury, po aplikację na Androida. Plan konwentowy przeglądałem kilkakrotnie, dzięki czemu zaplanowałem każdą sekundę pobytu w Poznaniu. Nie przewidziałem jednego! Minutę po przekroczeniu progów MTP „przepadłem”. Wszędzie w około działo się coś wartego uwagi. To, co na pierwszy rzut oka w planie konwentowym, wyglądało mało ciekawie, okazywało się fantastycznym doświadczeniem. Mój plan rozpadł się w ułamku sekundy, a ja żałowałem, że nie mogę się „rozczłonkować” i udać w wielu kierunkach na raz. Drogi czytelniku! Potraktuj te kilka powyższych zdań jako moje przyznanie się do winy. Nie udało mi się wszystkiego zobaczyć! Nie przetestowałem i nie sfotografowałem każdego prototypu! Nie porozmawiałem ze wszystkimi autorami! Z przykrością stwierdzam, że nie było mnie wszędzie! W zamian za to bawiłem się świetnie i wciąż mam wiele do opowiedzenia.
Spis treści
Wyruszam do Games Roomu
Nie będę ukrywał tego, co jest oczywiste. Interesowały mnie głównie planszówki, dlatego od razu pomaszerowałem do Games Roomu. Hala została wyposażona w kilkaset stołów, pięć razy tyle wygodnych krzeseł oraz wypożyczalnię. Dla mnie raj! Jak się później przekonałem, nie tylko ja tak myślałem. Games Room był czynny 24h na dobę i zawsze było z kim zagrać. Wybór gier w wypożyczalni był dosyć duży. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie i nadrobić zaległości. Brakowało jedynie nowości z zagranicy. Kolejki zdarzały się głównie w godzinach szczytu, czyli między 11 a 17. Zdarzało się również, że niektóre tytuły były trudno dostępne, lecz po trzeciej próbie wypożyczenia zwykle dostawało się upragnioną grę. Mimo dwukrotnie większej frekwencji niż w ubiegłym roku nigdy nie miałem problemu ze znalezieniem wolnego stolika. Games Room był miejscem, do którego bardzo chętnie wracałem, chociaż powinienem raczej powiedzieć, że niechętnie z niego wychodziłem. Games Room dzielił się przestrzenią z kilkoma innymi wydarzeniami. Kilka stołów stale było oblegane przez gry karciane, głównie „Magic: the Gathering„ oraz turnieje z nimi związane. Cieszyły się one bardzo dużym zainteresowaniem, a podczas całego konwentu zorganizowano turnieje we wszystkich możliwych formach. Kilka stołów dalej można było podziwiać makiety do gier bitewnych oraz przyglądać się rozgrywkom. Przez cały konwent zaprezentowano wiele rożnych systemów. Każdy, kto chciał, mógł nauczyć się grać i spróbować swoich sił później w konkretnych scenariuszach. Jednakże trzeba przyznać, że gry bitewne cieszyły się dużo mniejszym zainteresowaniem uczestników oraz ograniczonym wsparciem organizatorów. Podczas Pyrkonu rozegrano wiele turniejów zorganizowanych głównie przed wydawców oraz wystawców. Najciekawsze z nich to eliminacje do mistrzostw polski w „7 Cudów Świata„ oraz Mistrzostwa Polski w „Summoner Wars„.
Prototypy i pokazy przedpremierowe
Wiele stołów było zajętych przez prototypy gier oraz gotowe projekty, które niedługo wyjadą z drukarni. Jednym z nich był gotowy projekt Krzysztofa Wolickiego „Pan Lodowego Ogrodu”. Nie udało mi się rozegrać całej partii, lecz przyglądałem się jednej z nich oraz poznałem większość zasad i założeń. Gra wyglądała imponująco nawet w wersji prototypowej. Ciężko wyrazić obiektywną opinie nie grając pełnej partii, lecz to, co widziałem, nie zachwyciło mnie szczególnie. Klimat gry jest naprawdę silny, lecz niektóre akcje były przekombinowane, inne znów zbyt uproszczone. Według mnie gra nie wyciąga z fabuły, tego co jest najbardziej atrakcyjne. Dla ciekawskich film, na którym autor gry objaśnia zasady gry. Cały projekt można wesprzeć finansowo tutaj. Udało mi się zagrać w zapowiedziany od dawna przez Rebel.pl tytuł „Splendor„. Gra zachwyciła mnie prostotą i wykonaniem. Mimo, że jestem graczem lubującym się w dużych i skomplikowanych tytułach, gra bardzo mi się podobała. Planowałem swoje ruchy tak zaciekle, że nawet nie zauważyłem, kiedy wygrałem. Wykonanie jest rewelacyjne. Zasady da się ogarnąć w 5 minut. Prosty mechanizm umożliwia wiele różnych strategii, a co najważniejsze, gra skaluje się doskonale. „Splendor” był pierwotnie wydany przez Space Cowboys, w Polsce powinien pojawić się w czerwcu tego roku. Polecam sprawdzić tytuł przy najbliższej okazji!
Zostając przy Rebel.pl, udało mi się dowiedzieć coś na temat „Nations„. Od kilku miesięcy Rebel.pl widnieje w spisie wydawców tej gry na BGG, jednak nic nie zostało opublikowane na stronie wydawcy. Z tego, co dowiedziałem się od osób ze stoiska wydawniczego, wynika, że „Nations” zostanie wydana w pełnej polskiej wersji językowej. Termin nie jest jeszcze określony. Oczywiście nie zabrakło mnie też przy stoisku wydawnictwa Portal, gdzie miałem okazję wypróbować „Pośród Gwiazd„. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony tytułem. Nie miałem nigdy możliwości zagrać w zagraniczne wydanie gry, które jest dostępne od 2012 roku. Moja opinia na temat tej gry jest krótka – miażdży „7 cudów świata”. Nie widzę powodu aby mieć na półce więcej tytułów w mechanice draftingu. Znakomicie się skaluje, również na dwie osoby, a przede wszystkim ma rewelacyjny klimat. Polecam wszystkim, którym znudziło się „7 Cudów Świata” i tym, którzy chcą spróbować coś trudniejszego. Podczas spaceru w hali handlowej, zostałem zwerbowany aby spróbować, razem z kilkoma innymi uczestnikami festiwalu, nowej gry wydawnictwa Cube Factory of Ideas „Prosiaki„ i z przykrością stwierdzam, że było to najbardziej zmarnowane 20 minut na całym konwencie. Nie wiem jaki jest sens wydawania kolejnej wersji „Uno„. Można się upierać, że dodali dwie nowe karty specjalne, ale to niczego nie zmienia. Gra może podobać się młodszym graczom i być alternatywą dla „Uno”. Osobiście nie polecam, a już na pewno nie za taką cenę.
Cthulu Wars!
Zdecydowanie największym planszówkowym wydarzeniem całego konwentu było przybycie Sandy’ego Petersen’a założyciela GreenEyeGames i twórcy „Cthulhu Wars„. Z wielką dumą w sercu mogę powiedzieć, że grałem w jedną z kilku pierwszych partii rozegranych w Polsce. Niestety z wielki żalem muszę stwierdzić, że nie jestem w stanie nawet w najmniejszym ułamku, oddać za pomocą tekstu emocji i uczuć jakie wiążą się z tą grą. Po pierwszej i jedynej partii dochodzę do wniosku, że jest to jedna z lepszych gier w jakie kiedykolwiek przyszło mi grać. Nigdy wcześniej nie widziałem lepiej dopracowanego projektu planszówkowego. Sam twórca gry był bardzo skromny, lecz na pytania o jakikolwiek szczegół odpowiadał z wielkim zaangażowaniem. Sandy wyjaśniał całą mechanikę gry i zasady. Opowiadał o trudach tworzenia oraz zbalansowania wszystkich frakcji. Tłumaczył szczegółowo kształt i wizerunek każdej zaprezentowanej figurki oraz cały proces współpracy z artystami. Sandy Petersen jest również wielkim fanem i znawcą mitologii Cthulhu, któremu ciężko dorównać w dyskusji na ten temat.
„Cthulhu Wars” zawiera w sobie prostą mechanikę dominacji obszarów z wykorzystaniem specjalnych zdolności frakcji oraz jednostek. W miarę rozwoju naszej siły na planszy, każdy z graczy decyduje o kolejności zdobywania poszczególnych zdolności i stara się wykorzystać je jak najlepiej. Wszystko to nie jest zbyt oryginalne ani odkrywcze, a zasady gry nie są bardzo skomplikowane. Podobne rozwiązania widziałem w grach takich jak „Kemet„, „Shogun„, „Chaos w Starym Świecie„, „Hannibal„, jednak muszę przyznać, że tempo rozwoju gry, różnice w strategii poszczególnych graczy oraz ich przełożenie na aktualną sytuację na planszy odczuwałem zupełnie inaczej. Rozgrywkę jako całość ciężko porównać do jakiejkolwiek gry w jaką przyszło mi kiedykolwiek grać. Doświadczenie w grach strategicznych bardziej przeszkadzało niż pomagało. Gracz często staje przed dylematem porzucenia pewnych jednostek oraz obszarów na rzecz kompletnie innych zysków. W „Cthulhu Wars” zdejmowanie jednostek z pola walki zdarza się być odpowiedzią na militarną presję przeciwnika. Paradoks! Gra wymaga często od nas spojrzenia na ekspansję terytorialną z zupełnie innego punktu widzenia, który szokuje i przyciąga zarazem. To właśnie sprawia, że „Cthulhu Wars” będzie czymś świeżym i nowym na rynku. Oczywiście nie wolno zapominać o figurkach wysokości 15 cm i niesamowitej oprawie graficznej. Na rynku europejskim pojawi się już na przełomie maja i czerwca. Cena zaporowa ok. 500 zł.

Pozostali wystawcy
Wracajmy na ziemię. Na uczestników Pyrkonu w specjalnie przygotowanej, osobnej hali czekali wystawcy. Na miejscu można było zakupić wszystko, co choćby w najmniejszym stopniu kojarzy się z fantastyką. Od znakomitych rękodzieł, przez wyposażenie domu, gry planszowe, książki, po badziewne badziki i gadgety. Niestety gorący towar został sprzątnięty z półek już w pierwsze kilka godzin konwentu. Tu rada dla mnie i dla wszystkich na przyszły rok – jeśli chcecie zakupić jakąś wyjątkową i ciekawą pamiątkę, albo przyjechaliście po coś konkretnego, zajmijcie się tym w pierwszej godzinie konwentu, potem zakup wymarzonego przedmiotu będzie graniczył z cudem lub wymagał pancernych łokci. Ceny gier planszowych były różne. Niektóre tytuły premierowe można było kupić sporo taniej np. „Pośród Gwiazd”, lecz ceny te wciąż nie przebijały tanich sklepów internetowych. Jeśli, ktoś liczył, że zaoszczędzi kupując planszówkę na konwencie – grubo się mylił.
Nie jestem w stanie wypowiedzieć się na temat prelekcji i wszelkich odmian RPG, ponieważ nie interesowały mnie tego typu atrakcje. Jedyne, co dało się zauważyć nie uczestnicząc w tym, to ogromne kolejki do sal, w których odbywały się zajęcia. Bardzo trudno było dostać się na wybraną prelekcję i wiele osób było przez to zawiedzionych. Od wielu lat wizerunek Pyrkonu tworzy kilka stałych wydarzeń. Jednym z nich jest konkurs Cosplayowy. W zeszłym roku poprzeczka została zawieszona bardzo wysoko, lecz uczestnicy tegorocznej Maskarady sprostali wymaganiom. Na każdym rogu można spotkać ludzi z dumą prezentujących swoje przebrania. Większość z nich chętnie opowiadało o trudach tworzenia różnych elementów kostiumu oraz genezie powstawania pomysłu. Na korytarzach MTP można myło spotkać wiele postaci od bohaterów z LoL, przez Gwiezdne Wojny, LOTR, Grę o Tron, Marvel Comics, po Wallyego i Muminki. Wszyscy pozytywnie napędzali całą machinę Pyrkonu i to właśnie im zawdzięczamy artystyczną nutę tego festiwalu.
Organizatorzy przeznaczyli przestrzeń jednej z hal na usługi gastronomiczne. Będąc przyzwyczajony do warszawskich cen, niezbyt przeraziły mnie rachunki wystawiane przez uprzejme panie zza lady, lecz niektórzy ludzie narzekali na jakość jedzenia w stosunku do ceny. Większość uczestników po pierwszym posiłku dochodziła do wniosku, że dużo lepiej skorzysta na restaurowaniu się na mieście, dlatego cała hala z czasem przerodziła się w pijalnię piwa, w której raz na jakiś czas, ktoś przepłacił za kiełbasę. Szanuję zdanie innych, lecz według mnie cała część gastronomiczna spełniała swoje założenie w 100%. Każdy w kryzysowej sytuacji miał możliwość znalezienia czegoś do jedzenia i picia, a główne posiłki można było zjeść na mieście, a przy okazji zwiedzić Poznań. Nie spodziewałem się na miejscu zastać stołówki, więc nie zawiodłem się.
Miałem przyjemność spędzić dwie noce w pawilonie noclegowym razem z kilkoma tysiącami innych uczestników. Koczowanie na podłodze przypominało stan klęski żywiołowej z nieadekwatnie radosną atmosferą. Ciężko powiedzieć tu cokolwiek o wygodach, ponieważ ich nie było. Hałas, nieświeże powietrze i kolejki do łazienki. Prysznice w tym roku były dużo bardziej dostępne, lecz równie oblegane. Oczywiście cała sytuacja znakomicie wpasowała się w atmosferę festiwalu, a ja nie wyobrażam sobie innej formy spędzenia krótkiej nocy podczas Pyrkonu. Z żalem opuszczałbym teren MTP w kierunku hotelu/motelu, a w końcu Games Room najlepiej „smakuje” o 6 rano.
Klimat Pyrkonu jest nie do podrobienia, a wszystko to za sprawą ludzi, którzy zjawili się na konwencie. Myli się ten, kto myśli, że tylko najtwardsi fani fantastyki znajdą tam miejsce dla siebie. Bardzo dużo osób traktowało tegoroczny Pyrkon jako weekendową rozrywkę rodzinną lub nowe egzotyczne doświadczenie. Dzięki temu każdy, kto organizował cokolwiek w ramach programu mógł czuć się szczególnie, ponieważ zaraził swoją pasją wiele wyjątkowych ludzi, którzy doceniali każdą chęć pomocy. Nikt nie czuł się samotny i pozostawiony na uboczu. Sam wiele razy pomagałem w kolejce do wypożyczalni wybrać ciekawą grę. Jedno spostrzeżenie pozwalało rozpocząć rozmowę na dowolny temat, w którą włączało się coraz więcej ludzi, aż cała kolejka wymieniała się dobrymi radami i opiniami. Cały weekend spędziłem otoczony wyjątkową, ciepłą atmosferą oraz kreatywną chmarą ludzi, których łączyło jedno – pasja! Na pewno wrócę tam za rok!
Bartek Bolek
- Sheriff of Nottingham, czyli ciężkie życie średniowiecznego kupca - 19 lutego 2015
- Sushi Dice, czyli po japońsku bez pałeczek - 19 grudnia 2014
- Omega Centauri, czyli EXPLORE.EXPAND.EXPLOIT.EXTERMINATE. Recenzja - 6 grudnia 2014