Robinson Crusoe – opis wrażeń

Olsztyn, środa, godzina 18.00. Jak co tydzień spotykamy w się pubie, aby oddać się naturalnie grom planszowym. W plecaku jednej z osób znalazł się tytuł, który budzi duże emocje, sprzedaje się jak świeże bułeczki [wkrótce także za granicami Chin, czy Rosji], a przy tym okupuje całkiem wysoką pozycję w rankingu BGG. Może zasłużenie, może nie – jeszcze za wcześnie, by na to pytanie odpowiadać, zwłaszcza, że może to być wynik umiejętnie przeprowadzonej kampanii marketingowej. Tymczasem wydam własną opinię po wczorajszym.

O grze pisałem naprawdę sporo – począwszy od zapowiedzi, po wrażenia z instrukcji, aż do niechlubnego momentu, w którym Robinson padł ofiarą procesu konfekcji, przez co gracze zgłaszali rozmaite problemy z elementami. Dopiero wczoraj przyszło mi zaś skonfrontować oczekiwania z rzeczywistością. Aby nie przedłużać – gra wyszła z tego zwycięsko.

– Faza setupu i tłumaczenia zajęła nam w około 30 minut. Gospodarz rozegrał wcześniej wariant solo, toteż mieliśmy ułatwione zadanie, tym niemniej nawarstwienie drobnych detali przypominało mi nieco inną pozycję tego samego autora, a mianowicie “Stronghold”. W ogólnej liczbie szczegółów bardzo od niego nie odbiega. Jednak to właśnie im zawdzięczaliśmy bardzo dużą immersję z zabawą. Po odejściu od stołu doszedłem do wniosku, że nie zrezygnowałbym z żadnej zasady. To gra dla graczy, więc po tym, gdy już sobie pojęczeliśmy, wszystko nabrało nowego wymiaru, wszystko było potrzebne, stanowiło integralną całość.

Jeśli miałbym zaś oceniać elementy, to powiem tylko, że w swojej kategorii cenowej zachodzi dla niej absolutne uzasadnienie. Jest ich całe mrowie, choć przyznaliśmy, że kilka z nich można było bardziej przemyśleć [biały tył planszy, tudzież brązowe kostki zlewające się z naszymi zapasami, które miały brązowe tło]. Nie ma mowy o wypełnianiu pudła powietrzem – każdy jego centymetr został zagospodarowany.

– Same zasady, po rozegraniu pierwszej rundy pierwszego scenariusza, okazały się być całkiem przyjazne, choć towarzyszył nam ogrom detali na które należało zwracać baczną uwagę. Co ciekawe nie nazywałbym “Robinsona” grą przygodową. Owszem, są kostki, eksploracja, poczucie przygody. Ale to po prostu doskonale zrealizowane tło dla gry optymalizacyjnej. Albo jeszcze inaczej – można wczuwać się w rozbitków, dokonywać śmiałych czynów, grać przygodowo. Ale wtedy następujące falami niefortunne wydarzenia szybko przytną nam skrzydła i będziemy mogli zapomnieć o wygranej. Przetrwanie na bezludnej wyspie zapewni przeliczanie np. brakuje nam dwóch sztuk jedzenia, więc Piotr przyjmie na siebie nocą obrażenia, gdyż Mateusz uleczy go zebranymi żetonami determinacji, które zyska za sprawą … Ale to jak gramy zależy od nas. Ponadto nie sposób wszystkie oszacować. Trzeba liczyć się z ryzykiem. Bo choć można realizować akcje “na pewniaka”, tak czas jest na wagę złota i czasem lepiej spróbować zrobić więcej, ale rzucać kośćmi, które mogą jednak zepsuć plan.

Dla mnie prawdziwe mistrzostwo w kategorii “klimat” i “euro-gra”. Dotychczas uważałem, że “Stronghold” oddał to połączenie najlepiej jak dotychczas można.

– Po bolesnej porażce jaką ponieśliśmy, zbierając elementy spojrzałem na wszystko pod kątem regrywalności. Setki kart, z czego tylko część bierze udział w partii, 6 scenariuszy w pudełku z czego jeden już wisi w sieci, a kolejne to kwestia czasu. To ogromna gra, która powinna bawić przez wiele partii.

– Czy problem lidera, który jest bolączką gier kooperacyjnych został rozwiązany? Trudno orzec na tym etapie, gdy mam dopiero za sobą dopiero jedną partię. Tak naprawdę zależy od samych graczy. W naszej nie wyklarowała się osoba, która podejmowałaby decyzje za pozostałych, albo wyznaczała ogólny kierunek rozwoju. Nie dochodziło też do sytuacji, w której musielibyśmy akurat zrealizować daną czynność, aby nie przegrać – zagrożenia nadchodziły z tylu stron, że prawie zawsze mieliśmy wolną rękę. Wookie w swojej video-recenzji jako minus wskazuje na problem lidera. Do wydania wyroku wstrzymam się więc, aż do ogrania większej ilości partii.

Game Details
NameRobinson Crusoe: Adventures on the Cursed Island (2012)
ZłożonośćMedium Heavy [3.82]
BGG Ranking96 [7.74]
Liczba graczy1-4
Projektant/ProjektanciJoanna Kijanka and Ignacy Trzewiczek
GrafikaTomasz Bentkowski, Mateusz Bielski, Vincent Dutrait, Jerzy Ferdyn, Mateusz Kopacz, Mateusz Lenart, Dominic Mayer, Maciej Mutwil, Zhao Run Quan, Piotr Słaby, Rafał Szyma, Ignacy Trzewiczek and Michał J. Zieliński
WydawcaPortal Games, Albi, Arclight Games, Conclave Editora, DiceTree Games, Edge Entertainment, Filosofia Éditions, Gém Klub Kft., Hobby World, IELLO, Maldito Games, MYBG Co., Ltd., Pegasus Spiele, Pendragon Game Studio, uplay.it edizioni and Z-Man Games
MechanizmyAction Queue, Area Movement, Cooperative Game, Dice Rolling, Die Icon Resolution, Events, Hexagon Grid, Map Addition, Movement Points, Narrative Choice / Paragraph, Scenario / Mission / Campaign Game, Solo / Solitaire Game, Tile Placement, Turn Order: Progressive, Variable Player Powers and Worker Placement