Kolejka + dodatek – pierwsze wrażenia.

To jakże niewyraźne zdjęcie pochodzi z naszego środowego spotkania planszowego. I mając niejedną, nadarzającą się okazję do zagrania, nie przyszło mi jeszcze jej spróbować. A przecież tyle się o niej ostatnimi czasy słyszało. Wywiady z autorem w telewizji śniadaniowej, czy też miano planszówki roku 2012. Z tą grą jest tak, że uchodzi za dobrą, która z gracją lodołamacza przełamuje niechęć do posiedzen przy planszy. Ponadto okazała się być wspaniałym medium między społecznością, a misją IPN’u.

A jak potrzegana jest przez pryzmat gracza przez duże g? Zasady są banalne, a z racji tego, iż nie piszę recenzji, pozwolę sobie teraz na to, by nie wymieniać ich punkt po punkcie. Sęk w tym, że są, aż nazbyt proste, a przy tym stworzone tak, by losowość była jednym z decydujących czynników. Choć w rzeczywistości wystarczałoby tylko odwrócić kolejność pewnych faz [np. wykonywanie ruchów PO rozpatrzeniu karty wydarzen zmieniających warunki rundy], aby uczynić ją tytułem nader dużo bardziej wymagającym. Instrukcja o tym nie wspomina, a szkoda. Choć nie wiem, czy ów wariant miałby rację bytu, bo moi współgracze demokratycznie zdecydowali się grać ściśle według standardowych zasad. Które powodują, że choć przy grze dobrze się bawiłem, tak jest dla mnie na raz. Ale ja po prostu nie jestem jej targetem, co nie znaczy, że będę zniechęcał do grania w nią