Tytus, Romek i A’Tomek – Knizia w świecie Papcia Chmiela. Recenzja.

Do bohaterów stworzonych przez Henryka Jerzego Chmielewskiego i komiksów z nimi mam ogromny sentyment. Gdy usłyszałem, że powstaje gra z tym charakterystycznym trio w roli głównej, natychmiast się nią zainteresowałem – aczkolwiek z dużą rezerwą, bo np. oparty na owych komiksach film, delikatnie rzecz ujmując, nie należy do moich faworytów. Od początku miałem mieszane uczucia, bo tak: z jednej strony temat – fantastyczny! Z drugiej – a jak to zmarnują? Z trzeciej – będzie to wznowienie gry Knizii (Dream Factory), który wszak poniżej pewnego poziomu raczej nie schodzi. Z czwartej – tak, ale jest też mistrzem gier totalnie wypranych z klimatu, a przecież to właśnie temat mnie przyciągnął. Z piątej… mógłbym jeszcze tak gdybać, ale jak pojawiła się opcja wzięcia Tytusa etc. do recenzji, postanowiłem zaryzykować. I od razu zaspoiluję – nie żałuję swojej decyzji, a czemu – zaraz się dowiecie.

Zawartość pudełka

Zawartość pudełka

 

Tytus otwiera pudełko

W standardowym pudle (rozmiar taki jak Ticket to Ride i legion innych tytułów) znajdziemy: kolorową (bardzo) instrukcję, planszę (niezbyt wielką), zasłonki oraz plansze komiksów (z cienkiej tektury) i sporo różnorakich żetonów (bardzo grubych). Do jakości wydania nie mam właściwie żadnych zastrzeżeń. Miłośników koszulkowania każdej swojej gry od razu uspokoję – karty nie uświadczycie w Tytusie żadnej. Wypraska jest standardowa (zwykła przegródka, żadnych finezji), ale na szczęście Egmont dołączył sporo woreczków strunowych (coraz powszechniejsza i godna pochwały praktyka!), zatem bałagan w pudełku nam nie grozi.

Jak nietrudno się domyślić, wszystkie ilustracje w grze pochodzą od Papcia Chmiela – co jest oczywiście gwarancją estetycznego waloru gry. Piszę o tym, bo np. wspomniany we wstępie film był graficznie nieco odmienny i nie wyszło mu to na dobre. Przyjemnym smaczkiem jest ilustracja na pudełku, która jest kopią okładki pierwszej księgi z przygodami szalonego tria.

Okładka

Okładka

 

Tytus kolekcjonerem

Instrukcja jest bardzo sensownie poukładana, zawiera dużo obrazków i jasno prezentuje zasady. Podstawowym celem gry jest układanie (budowanie?) komiksów z dostępnych żetonów w taki sposób, żeby zarobić jak najwięcej punktów. Niekoniecznie oznacza to, że będziemy polować wyłącznie na najdroższe obrazki, ponieważ do zebrania jest sporo bonusów, także za szybkie ułożenie komiksu lub najgorszy (sic!) album. Do wyboru będziemy mieli pojazdy, bohaterów, miejsca, stwory, odgłosy i gości. Ikonografia jest bardzo czytelna, bo każdy typ żetonu ma przypisany swój kolor. W każdym komiksie (w grze jest dostępne kilkanaście plansz, każda inna!) będziemy musieli zawrzeć kilka różnych obrazków. Dodatkowo, opłaca się zbierać pojazdy (bonus na koniec partii) oraz bohaterów i gości, bowiem gracz posiadający ich najwięcej ma pierwszeństwo w wyborze żetonu podczas odwiedzania pracowni Papcia Chmiela. Zasady rządzące przyznawaniem punktów są jasne i już w pierwszej rozgrywce wszyscy wiedzą, o co chodzi.

W trakcie rozgrywki

W trakcie rozgrywki

 

Tytus bankierem

No dobrze, wiecie już, że podstawowym celem w grze jest tzw. set collecting, czyli zbieranie określonych zestawów. Nie wyjaśniłem jednak jeszcze, w jaki sposób to robimy – otóż tu wkracza druga, bardzo znana i nie przez wszystkich lubiana mechanika, czyli licytacja. Licytacja jest osią całej gry i to właśnie jej zawdzięczamy grywalność (bo takowa jest duża!) tytułu. Jeśli na to słowo dostajecie dreszczy i odmawiacie gry – Tytus, Romek i A’Tomek raczej Waszego podejścia nie zmieni. Spróbować jednak warto. Interakcja i emocje przy licytacji są duże, a i sam fakt, że naszą walutą są komiksowe debilary, wywołuje uśmiech na twarzy.

Doktor Knizia zastosował tu bowiem twist bardzo prosty, ale niezwykle skuteczny – otóż w wypadku wygrania aukcji, cała zalicytowana przez nas kwota zostaje rozdzielona pomiędzy pozostałych graczy (lub częściowo trafia do banku i czeka na następną kolejkę, jeśli się nie dzieli). Dzięki temu mechanizmowi nie ma szans zostać z tyłu w czasie rozgrywki, bo nawet jeśli za jakieś obrazki przepłacimy, to już za chwilę kasa do nas wróci – kosztem przeciwników. W grze nie ma efektu kuli śniegowej, chociaż może się zdarzyć, że rywale nam nieco odskoczą. Nie mieliśmy za to ani razu sytuacji, żeby ktoś w połowie partii stwierdził, że nie ma szans i się poddał. Bardzo podoba mi się również czas rozgrywki – trwa ona 4 rundy, czyli ok. godzinę i jest to wyważone idealnie – nie kończy się ani za szybko, ani za późno.

Gra ma elementy długofalowej strategii, ale i wymaga taktycznego dostosowania się do rozgrywki. Warto na początku sobie założyć, czy inwestujemy w zrobienie szybko kilku komiksów i zebranie bonusów za bycie pierwszym, czy lepiej powoli robić najbardziej wartościowe albumy. Żetony na planszy rozkładane są zawsze w sposób losowy (plus dla regrywalności), a ponieważ zbieramy je całymi zestawami (po 2 lub 3), należy właściwie ocenić, które grupy będą nam najbardziej potrzebne. Warto też zwracać uwagę na przeciwników – ich zasoby finansowe są tajne, ale zawsze można się przyjrzeć, jakich elementów komiksu najbardziej im brakuje. Zwłaszcza, jeśli runda się kończy i przydzielane będą bonusy…

Nasze komiksy

Nasze komiksy

 

Tytus marudą

Chociaż sama rozgrywka jest bardzo przyjemna (z dotychczas poznanych gier Knizii ujęła mnie najbardziej), cały czas miałem poczucie, że temat jest zmarnowany. Oczywiście piękne ilustracje i sentyment do Papcia Chmiela poprawia odbiór suchej gry licytacyjnej, ale z drugiej strony – z Tytusem i jego kolegami można wymyślić o wiele więcej i zrobić tytuł zdecydowanie bardziej klimatyczny. Skoro jednak Egmont ma prawa do komiksów, to może będą kolejne gry z serii?

Najważniejszym jednak problemem jest skalowalność. Jak każda niemal gra licytacyjna, Tytus, Romek i A’Tomek ma jedną zasadniczą wadę – o ile w pełnym składzie rozgrywka jest emocjonująca i miodna, o tyle z każdą brakującą osobą efekt nieco słabnie, by w partii dwuosobowej stracić niemal cały urok. Jeśli szukacie tytułu do grania w dwie, ew. trzy osoby – szukajcie czegoś innego. Dzieło Knizii jest bardzo dobre dla 4-5 os., na mniej znam wiele lepszych pozycji. Dla dwuosobowych rozgrywek trzeba by wprowadzić jakieś własne zasady, ale to już nie będzie zasługa ani autora gry, ani wydawcy.

Zbliżenie na planszę

Zbliżenie na planszę

 

Tytus sędzią

Tytus, Romek i A’Tomek dobrą grą jest i basta. Myślałem, że będzie gorzej – nie zakładałem, że tytuł Knizii będzie grą rewolucyjną ani rewelacyjną, i faktycznie taka nie jest – ale jest bardzo przyjemna. Spodobała się zarówno znajomym mało ogranym (bardzo proste zasady, a sporo kombinowania), jak i otrzaskanym z nowoczesnymi planszówkami. Moja grająca znajoma, po zapoznaniu się z zasadami, była (podobnie jak ja) mocno sceptyczna – zwłaszcza, że nie lubi licytacji – a po partii domagała się rewanżu. Przed zakupem należy jednak dobrze przemyśleć, w jakim najczęściej będziemy grali gronie – za każdą brakującą do pełnego składu osobę należy od ostatecznej oceny odjąć pół punkta.

Plusy
  • przyjemna i elegancka mechanika
  • proste zasady, sporo kombinowania
  • tematyka
  • optymalny czas rozgrywki
  • jakość wydania
Plusy / minusy
  • licytacja – nie każdy ją lubi
Minusy
  • brak powiązania tematu z mechaniką (żadna niespodzianka :))
  • słaba skalowalność (na mniej graczy)

Ocena: 4 out of 5 stars (4 / 5)

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za przekazanie gry do recenzji.

Grzegorz Szczepański

Game Details
NameNightmare Productions (2000)
ZłożonośćMedium Light [2.10]
BGG Ranking944 [7.07]
Player Count (Recommended)2-5 (3-5)
Projektant/ProjektanciReiner Knizia
GrafikaDaniel Araújo, Damon S. Brown, Sophie Eves, Olivier Fagnère, Marcelo Groo, Allison Kline, Samuel Marcelino, Doris Matthäus, Dug Nation, Stéphane Poinsot and David Prieto
WydawcaFilosofia Éditions, Hasbro, Trick or Treat Studios, Überplay, Competo / Marektoy, Egmont Polska, Imagine Jogos, Ludonova and Summon Games
MechanizmyAuction: Turn Order Until Pass, Auction/Bidding, Closed Economy Auction, End Game Bonuses and Victory Points as a Resource
Grzegorz Szczepanski